„Czy młodzież ze Skarżyska może osiągać wielkie sukcesy?” to wywiad Jakuba Kołodzieja ze Szkoły Podstawowej nr 1 w Skarżysku-Kamiennej z Jakubem Kawalcem z zespołu happysad.
Tekst zdobył II nagrodę w kategorii szkół podstawowych w II Konkursie Dziennikarskim, który zorganizowało dla skarżyskiej młodzieży II Liceum Ogólnokształcące.
Czy młodzież ze Skarżyska może osiągać wielkie sukcesy?
Autor: Dzień dobry! Rozmawiam dziś z pochodzącym ze Skarżyska-Kamiennej Jakubem Kawalcem, wokalistą i gitarzystą zespołu happysad.
Jakub Kawalec: Cześć!
A: Niektórzy twierdzą, że osoba pochodząca z małego miasta jak Skarżysko-Kamienna, nie ma szans na sukces zawodowy. Pan jest przeciwieństwem takiego założenia. Czy uważa Pan, że pochodzenie ma jakikolwiek wpływ na dalszą karierę?
J.K.: Nie ma żadnego znaczenia to czy jesteś ze Skarżyska, Radomia czy innego Sosnowca. Pochodzenie to tylko geograficzna ciekawostka. Może się niechcący przydać, ale w ogromnej większości przypadków nie zaszkodzi. Niezależnie co robisz, jaka jest twoja praca czy hobby, najistotniejszą rzeczą będzie zawsze zaangażowanie, talent, wiedza, osobowość i pewnie odrobina szczęścia, któremu zwykle trzeba pomóc. Dodatkowo im lepszy będziesz dla ludzi, tym chętniej oni pomogą Ci w przyszłości gdy zaistnieje taka potrzeba.
A: Jakie były początki pańskiej kariery muzycznej? Czy napotkał pan przeszkody spowodowane pochodzeniem z małego miasta?
J.K.: Właściwie pochodzenie nam pomogło. Swego czasu menadżerką kultowego klubu studenckiego Stodoła w Warszawie była niejaka Kasia, która, jak się okazało, pochodziła ze Skarżyska. Kiedy na jej biurku wylądowała nasza pierwsza „demówka”, ktoś powiedział jej, że to ziomki z jej miasta. Dzisiaj trudno ocenić, czy ten fakt wypaczył jej obiektywną ocenę materiału, ale piosenki się spodobały i późniejsza pomoc Kasi okazała się dla nas kluczowa.
A: Przez dzisiejszą młodzież Skarżysko często uważane jest za miasto bez przyszłości. Co sądzi Pan na ten temat? Jak młodzież czuła się w Skarżysku za pana licealnych czasów?
J.K.: Nie ma co demonizować. Dwadzieścia lat temu, kiedy wyjeżdżałem na studia, też tak mówiłem. Miasto jakoś jednak przetrwało do dziś. Ba, moim zdaniem, ma się nawet dużo lepiej niż wówczas. Rozumiem jednak młodzież. Dla niej najistotniejszą perspektywą na przyszłość jest miejsce pracy, a takie miasta jak Skarżysko (a jest ich w Polsce setki), nie posiada bogatej oferty zatrudnienia.
Jeszcze istotniejszą potrzebą jest wykształcenie. Możliwość zdobycia dyplomu, który da szansę być konkurencyjnym na rynku pracy, dają tylko studia w dużych aglomeracjach. Stąd całkowicie naturalną wydaje się być migracja do Kielc, Krakowa, Warszawy czy dalej.
Z mojej perspektywy życie w Skarżysku jest zupełnie realne. Wszystko zależy od indywidualnych potrzeb i oczekiwań. Mam masę znajomych, którzy zostali tutaj i dają sobie świetnie radę. Mają pracę, rodziny, dzieci, mieszkania, domy, samochody, koty, psy, rybki. Jeżdżą na wakacje, na narty, nad morze, za granicę. Mają swoje hobby, realizują swoje pomysły. Myślę, że są szczęśliwi.
A: Po przeczytaniu kilku wywiadów z Panem, dowiedziałem się, że nie przepada pan za dużymi, głośnymi miastami, woli pan ciche i spokojne miejsca. Czy do takich zalicza się Skarżysko?
J.K.: Każdy ma swoją wizję, gdzie chciałby spędzić życie, ale to gdzie się ostatecznie wyląduje często jest dziełem splotu mniej lub bardziej przypadkowych zdarzeń i kompromisów. Warunki mieszkaniowe, rodzaj wykonywanej pracy, łatwość dostępu do niej, miłość, znajomości, przyjaźnie, wszystko w różnym stopniu oddziałuje na „zrzucenie kotwicy”. Zarówno duże ośrodki jak i małe miasta mają zarówno swoje zalety jak i ograniczenia.
Ja lubię większe miasta, bo mają bogatą ofertę kulturalną czy rozrywkową. Jednak szybko męczy mnie tłok, korki, hałas. Z kolei mieszkając na wsi szybko dopada mnie syndrom ucieczki, łapie mnie tęsknota za ludźmi. No i tak to moje życie wygląda, trochę pustelni, trochę zgiełku. Słowem, nie usiedzę :).
A: Dlaczego wyprowadził się pan ze Skarżyska?
J.K.: Najpierw za edukacją do Krakowa, potem za pracą do Warszawy, potem z rodziną na wieś. Wszędzie po drodze była oczywiście ogromna ilość zdarzeń, gdybania, szukania, kalkulowania. Czyli życie.
A: Czy tęskni pan za Skarżyskiem?
J.K.: Mam tutaj rodzinę i sporo znajomych. Uwielbiam tu przyjeżdżać dla nich. Czasem im zazdroszczę nawet tego, że są tutaj na miejscu, w spokoju, bez tych walizek, hoteli, geograficznej karuzeli. Mam tu masę miejsc, które lubię odwiedzić, chociażby szybkim spacerkiem. Czyli tak, tęsknię czasem.
A: Dziś jest pan dumą Skarżyska, przykładem tego, by uparcie sięgać po swoje. Czy jest coś co chciałby pan przekazać skarżyskiej młodzieży?
J.K.: Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale ja tylko układam i śpiewam piosenki w zespole :). To, co osiągnęliśmy wspólnie z kolegami, jest dziełem szczęścia, przypadku, pewnie trochę talentu, ale przede wszystkim tego, że byliśmy sympatyczni, mili i uprzejmi dla ludzi, pokorni wobec braku wiedzy, doświadczenia, lojalni i cierpliwi wobec swoich nauczycieli.
Nigdy nie zadzieraliśmy nosa, nie byliśmy bezczelni i zbyt pewni siebie. Więc jeśli już mam być dla kogoś przykładem, albo jakąkolwiek wyrocznią, to mój przekaz jest właśnie taki: Bądźcie ludzie fajni i dobrzy dla siebie. Buźki!
A: Dziękuję za poświęcony mi czas, do widzenia.
J.K.: Ja również dziękuję, do widzenia.
Jakub Kołodziej
Konkurs Dziennikarski 2019 – wyniki i inne teksty:
Wywiady, recenzje i felietony – uczniowie skarżyskich szkół w roli dziennikarzy