Zbyszek Ścisłowicz jest bardzo skromną osobą, nie lubi mówić o sobie. Choć wielu zna go jako przedsiębiorcę, poetę i społecznika, ma w sobie jeszcze wiele innych pasji. Jedną z nich jest podróżowanie.
Ale nawet tym nie lubi się chwalić. Mówi o tym tylko dlatego by pokazać że można. Nie ważne gdzie się mieszka, najważniejsza jest wytrwałość i dążenie do wyznaczonego sobie celu. Wcale nie musi to być Kilimandżaro. Ważne by pozwolić sobie na życie z pasją. Dążyć do swoich marzeń, choćby małymi krokami. Oderwać się na chwilę od telewizora i tego, co jest dla nas trudne, by odnaleźć szczęście w tym, co jeszcze przed chwilą było nieosiągalne…
Zbyszek Ścisłowicz rozpoczął swoją opowieść podczas spotkania w Kawiarni Literackiej Miejskiego Centrum Kultury. Jest bowiem członkiem Grupy Literackiej „Wiklina”. Specjalnie dla nas zgodził się na kontynuację swojej opowieści pt. „Zdobywać marzenia…”
Skąd wzięła się ta niezwykła pasja podróżnicza?
Zaczęło się po prostu… od marzeń. Jestem marzycielem i niepoprawnym romantykiem. Na początku w życiu było mi bardzo ciężko, bo zwyczajne życie nie jest dla romantyków… W ósmej klasie szkoły podstawowej zacząłem pisać pamiętniki. Tam planowałem swoje dorosłe życie. Wiele z tych planów udało mi się zrealizować, choć niektóre jeszcze przede mną. Zaplanowałem swoje życie, rodzinę… jaką chcę mieć. Marzyłem, że moim pierwszym dzieckiem będzie córka Agniesia…
Słowniczek języka Suahili, używanego m.in. w Tanzanii, gdzie znajduje się Kilimandżaro:
asante sana – dziękuję bardzo
kiti – krzesło
karibu – witamy
meza – stół
jambo – cześć
sahani – talerz
safari – podróż
kitanda – łóżko
hakuna matata – nie przejmuj się, nie ma problemu
habarigani – jak się masz
pole sana – przykro mi
lala salama – dobranoc, dobry wieczór
karibu sana – proszę bardzo
sama hani – przepraszam
nzuri – dobrze, ładnie
nzuri sana – bardzo ładnie, bardzo dobrze
poła – spoko (odp. na mambo, jambo)
habari safari – jak podróż?
mzungu – białas, biały człowiek (określenie pozytywne!)
makumpenza mczumba mzuri – jesteś piękną kobietą 😉
magi – woda
sawa – ok!
chukua tano – przybij piątkę
napenda – lubię (np. kogoś)
chanuka – jedzenie
mke – żona
mme – mąż
To były inne czasy – 1983 rok – wtedy nie korzystało się z USG tak jak teraz. Siła marzeń okazała wielka, choć to stresowało moją żonę – bała się co będzie gdy byłby chłopiec. Ja jednak wierzyłem, że się uda. Z upływem lat powoli spełniałem swoje marzenia. Ale początkiem był młodzieńczy romantyzm. Zachwyt nad światem którego uczę swoje wnuki…
Dzięki wytrwałości i ciężkiej pracy teraz udaje mi się podróżować. Ważne jest by spełniać marzenia, ale trzeba uważać i nie porywać się z motyką na słońce. To trzeba zaplanować. Bo podróże to nie tylko przyjemności to też odpowiedzialność.
No właśnie, długo planujesz daną podróż?
Długo. Trzeba brać pod uwagę wiele czynników. Ważne są finanse, bo nie zawsze biura oferujące tanie wycieczki oferują nam coś dobrego i bezpiecznego, co będziemy później dobrze wspominać. To co tanie nie zawsze jest dla nas dobre, a podróż powinna być przyjemna nie tylko dla nas, ale i naszego towarzysza. Warto więc czasem poczekać dużej, ale mieć lepsze wspomnienia.
Ważne jest by czuć się bezpiecznie i to nie tylko podczas zdobywania szczytów, ale wszędzie gdziekolwiek się jedzie. Warto korzystać z biura, które zagwarantuje nam, że nic złego nam się nie stanie. Zdrowie jest przecież najważniejsze… Wyjazd do Afryki by zdobyć Kilimandżaro planowałem ponad rok. Sam pobyt trwał sporo, bo trzeba się zaaklimatyzować. Górę zdobyliśmy w 6 dni. Rozsądek nakazuje 5 dni poświecić na drogę w górę i 2 na dół. Istnieją jednak firmy oferujące, że zrobimy to w 4 dni, a nawet krócej, bo są nawet wyprawy organizowane w formie wyścigu gdzie ludzie pokonują tę trasę w 12 godzin. To jest jednak szaleństwo – różnica wysokości i wszystkie skutki uboczne przy takim biegu są ogromnie niebezpieczne…
Do takiej kilkudniowej wspinaczki trzeba się naprawdę dobrze przygotować fizycznie.
Ile powinien trwać trening przygotowujący do wyprawy by zdobyć szczyt Kilimandżaro?
Przynajmniej rok czasu. Nie da się jednak zdobywać szczytów bez całorocznego przygotowania fizycznego. Kiedy wymyśliłem sobie wyprawę, dzwonię do firmy, w tym wypadku 4challenge, pytam, kto na dany szczyt wchodzi w interesującym mnie terminie. Opowiadam liderowi wyprawy o swoim stanie zdrowia, podaję wzrost, wagę. Opowiadam o tym, jakie uprawiam sporty, jaki mam tryb życia.
I jeśli jestem w stanie zdobyć szczyt, to tworzymy program treningowy, który pozwala mi na bezpieczną wyprawę. Ważne jest też by nie palić… Do 65 roku życia można uprawiać wspinaczkę wysokogórską polegając na ocenie własnego stanu zdrowia samemu. Powyżej tego wieku trzeba mieć zezwolenie od lekarza…
Lider prowadzi mnie w treningu, mówi np. czy schudnąć. Sport naprawdę musi być czynny. Ważne jest bieganie. Ja szybko chodziłem na bieżni min 6–8 km dziennie z prędkością 6/h. Do tego dobrze robi Basen i sauna. W pakiecie Spa wodziłem na przemian do lodu i gorącej wody. Ciężko wytrzymać w tak skrajnych temperaturach po 3 minuty ale to bardzo poprawia krążenie.
Bywało, że nie miałem już siły, a jednak nie schodziłem z bieżni. Na wyprawie nie ma taryfy ulgowej. Każde zaniedbanie może nam zaszkodzić. Dlatego ćwiczy się cały rok. Bez odpuszczania. Co dwa miesiące lider koryguje przygotowania, kiedy do niego dzwonię, a on przebywa akurat w Polsce. Ocenia trening i koryguje w razie potrzeby. Mówi co jest dobrze a co źle.
Podczas zdobywania szczytu idzie się naprzód mimo zmęczenia czy zniechęcenia…, bo nikt tak naprawdę nie ma siły. Wysokość robi swoje. A nawet mały plecak ciąży bardzo. Nikt nie sprowadzi cię na dół. Bo wszyscy są zmęczeni tak samo. Nie sztuką jest jednak zdobyć szczyt. Sztuką jest zejść z niego bezpiecznie, w dobrym zdrowiu lub zrezygnować, kiedy jest taka konieczność. Trzeba to zrobić gdy dopada człowieka choroba wysokościowa…
Miałem tak raz podczas jednej z wypraw. I wiem, że od zdobycia szczytu ważniejsze jest to, by bezpiecznie wrócić do rodziny i bliskich. Wspinaczka uczy pokory. Wielu himalaistów ginie podczas wielkich wypraw, na szlakach, które dobrze znali. Przypadek, błąd, gdy wkradnie się rutyna i można stracić życie.
Dlatego tak ważne jest by uważać i być w dobrej kondycji. To naprawdę nie są żarty. Powyżej 6 tys. metrów wchodzimy w tak zwaną strefę śmierci… Każdy ma inną odporność. Zdarza się, że zdrowy silny człowiek powyżej 3700 metrów ma ciśnienie 190. Organizm ma swoje prawa…
Czyli takie wyprawy to nigdy nie jest spontaniczna decyzja?
Nie. Same bilety lotnicze rezerwuje się rok wcześniej, gdyż jest wtedy taniej. Podczas wyprawy w wysokie góry sprzętu jest dużo. Luk bagażowy jest niestety mały. Podczas podróży w Andy członkowie naszej ekipy mieli wykupione miejsca przy korytarzu. Wsiadając do samolotu ubraliśmy na siebie co się dało… polary, kurtki, buty wyprawowe. Na pokładzie potem to ściągamy. Siedzimy w klapkach, a rzeczy leżą obok. Dostajemy listę potrzebnego sprzętu, rzeczy do apteczki, które trzeba z sobą zabrać.
Ekwipunek jest gruntownie sprawdzany przed wyprawą, nie może nam niczego brakować. Lider ocenia, sprawdza, co jest dobre co nie. Musimy też wziąć szczepionki, na żółtą febrę, malarię. Ja zamiast szczepionki na malarię brałem margarynę. Prócz tego, kupiłem spreje na insekty sprowadzane z Belgii. Zawierają one niezwykle skuteczną substancję o nazwie deet. Polskie produkty mają 20–30% deet, belgijskie – 50%. Takich środków używali żołnierze w Wietnamie.
Udało ci się zdobyć wszystkie szczyty?
W Polsce tak. Udało mi się zdobyć wszystko co najważniejsze. Poza Kilimandżaro próbowałem wejść na Aconcagua, ale zdrowie jest ważniejsze.
A bieguny są w planie?
Nie… mimo wszystko jestem normalny, zostawię to komu innemu. Zimno jest, 20 stopni na minusie, a tu trzeba rozłożyć namiot, ugotować. Tam jest naprawdę trudno i to ekstremalny wysiłek dla organizmu, trudno się funkcjonuje. Śpi się w kurtkach… To naprawdę nie bywa fajne.
Ja podróżuję, ale nie muszę się z nikim ścigać i udowadniać, że coś mogę. Podróżowanie to pasja. Nawet ze wspinaczką jest tak, że spełnia się swoje marzenia i albo się kiedyś przestaje, albo się szuka śmierci. Nawet ryzyko ma granice. Czasem trzeba mieć odwagę zobaczyć co jest ważniejsze
Podróżujesz również po stolicach Europy…
Tak. Udało mi się zwiedzić już 14 stolic. To już jest całkiem inne podróżowanie. Biuro nam proponuje wyjazd, a my to weryfikujemy, ustalamy, to co chcemy. Jedziemy niedużą grupą ok. 50 osób. Jest też lista rezerwowa, jakby komuś coś wypadło. Więc jest fajnie. Przed wyjazdem dużo czytamy o danym kraju, o tym co warto zobaczyć, od tego w sumie się zaczyna… Jak wracamy z podróży, nasz przyjaciel Wojtek ogłasza nam, gdzie jedziemy za rok i w listopadzie zbiera od nas pierwsze pieniądze, ponieważ biuro rezerwuje wtedy bilety lotnicze, autokary, hotele. Zależy, co trzeba. Z rocznym wyprzedzeniem ceny są mniejsze. Oprócz stolic Europy, byliśmy też w Petersburgu przez tydzień i zwiedziliśmy kraje nadbałtyckie: Litwę, Łotwę, Estonię.
A jaki plan na ten rok, bo słyszałam coś o Rzymie?
Tak w tym roku w planie mamy Rzym, Watykan, jeden dzień na wyspie Capri. Taki jest plan na tydzień, Po powrocie od października zbieramy po 100 zł, wtedy się tego nie czuje. W tym roku polecano nam Portugalię i Rumunię. Baliśmy się Rumunii, ale przewodniczka z Kielc nas przekonała, że nie ma się czego bać…
Planujemy kraje skandynawskie, ale jest drogo. W zeszłym roku byliśmy w Szwajcarii. Też jest drogo. Ale przewodniczka wymyśliła, że pojechaliśmy najpierw do Insbrucka do Austrii, tam zwiedzaliśmy, spaliśmy i następnego dnia Szwajcaria, Lichtenstein. Spaliśmy we Francji i rano zwiedzaliśmy Brno i Genewę.
Noc spędziliśmy w Niemczech, a rano po śniadaniu dalej zwiedzaliśmy Szwajcarię. Jeden nocleg mieliśmy w pięknej alpejskiej wiosce – turkusowe jezioro, góry, piękna droga, kościół. Całą noc chodziły krowy i byki, dzwoniąc dzwonkami. To naprawdę było niezwykłe miejsce.
Ostatnią noc spędziliśmy w Insbrucku. Widzieliśmy skocznie, na której ostatnio były zawody i powrót do domu. Plan jest zwykle dość napięty, ale zawsze warto. Jeśli gdzieś jest daleko, latamy samolotem.
Jest jeszcze coś, co byś chciał zdobyć, zwiedzić, ale jest jeszcze nieosiągalne?
Na pewno dałbym radę zdobyć Ararat w Turcji, bo to jest łatwa płaska góra. Wchodzi się prawie bez sprzętu, poszukać zaginionej arki. Ale tam jest teraz niebezpiecznie – terroryzm, porwania. Wszystkie poważne firmy turystyczne się wycofały. Może jeśli się uspokoi, to kiedyś…
Na pewno Turcja i wracam do Afryki… Chciałbym jeszcze wybrać się w podróż koleją transsyberyjską. Ale to są plany ma kilka lat. Poczekamy… Na razie cieszę się tym, co mogłem zobaczyć. Ważne są dla mnie też pielgrzymki byliśmy w Chorwacji – Medziugorie.
Nie lubię siedzieć bezczynie!
No właśnie zastanawiam się, jak znajdujesz czas na to wszystko?
Udaje się. Lubię działać, robić coś dobrego. Kiedyś z Rycerzami Kolumba udało nam się wysłać odrestaurowane maszyny Łucznik do Afryki. Niby taka maszyna nie jest wiele warta, a jednak daje utrzymanie wielu osobom. To pozwala nam pamiętać, w jak dobrej sytuacji jesteśmy…
Warto czasem oderwać się od pilota i zrobić coś dla innych, a na pewno zobaczyć coś nowego, chociaż coś, co dzieje się w okolicy.
Katarzyna Metzger
Katarzyna Metzger – mieszkanka Skarżyska, pisarka, poetka, a od niedawna także blogerka – prowadzi blog Kobieca Przestrzeń. Laureatka konkursów literackich. Wyróżniona w konkursie na Człowieka Roku 2015 Powiatu Skarżyskiego. Mimo niepełnosprawności stara się żyć aktywnie i działać. Również jest członkinią Grupy Literackiej „Wiklina” działającej przy Miejskim Centrum Kultury.