Rozstrzygnięta została tegoroczna edycja konkursu o Złote Pióro Wojewody Świętokrzyskiego. W gronie laureatów konkursu jest mieszkaniec Skarżyska-Kamiennej Jarosław Gwóźdź, rzecznik prasowy skarżyskiej policji.
W tym roku konkurs o Złote Pióro Wojewody Świętokrzyskiego ponownie dotyczył pandemii koronawirusa, a temat brzmiał „Tak widzę świat, tak go czuję – rok później”.
Laureatem konkursu, zajmując drugie miejsce, został za opowiadanie „Pod górę” skarżyszczanin Jarosław Gwóźdź, który jest rzecznikiem prasowym skarżyskiej komendy policji.
– Nie liczyłem na aż tak wysokie miejsce, szczególnie że napisałem tekst satyryczny na temat, z którego być może ciężko się śmiać. Tym fajniej, że jury mnie doceniło – powiedział Jarosław Gwóźdź.
Sukces naszego funkcjonariusza nie powinien dziwić. Z pisaniem i z szeroko pojęta kulturą ma on do czynienia dużo od dawna. Jarosław Gwóźdź jest dziennikarzem z wykształcenia, ma za sobą praktykę w tym zawodzie, a pisze od zawsze. Lubuje się właśnie w tekstach satyrycznych, bo właśnie taki tekst napisał na konkurs wojewody. Często właśnie taki charakter mają pisane przez niego informacje kryminalne publikowane na stronie policji, które znajdują uznanie i są cytowane w Teleexpressie i innych mediach.
W przeszłości Jarosław Gwóźdź był laureatem jednego z najbardziej prestiżowych konkursów tego typu, a mianowicie konkursu „O Grudę Bursztynu” w Gdyni. Był też członkiem grup muzycznych Papa Mobile i 40 Mil Obłędu.
Wśród wyróżnionych w konkursie był też inny mieszkaniec Skarżyska-Kamiennej – pisarz Grzegorz Rak, który w zeszłorocznej edycji konkursu zdobył główną nagrodę.
– Szczerze, to byłem zdziwiony, że rok po roku znów znalazłem się w gronie laureatów. Cieszę się – powiedział Grzegorz Rak.
Tutaj przeczytasz tegoroczne opowiadania Grzegorza Raka – pt. „Bolero”:
Pandemiczne „Bolero” Grzegorza Raka. Przeczytaj opowiadanie wyróżnione w konkursie literackim
Poniżej zeszłoroczne, zwycięskie opowiadanie Grzegorza Raka:
Nareszcie w domu – nagrodzone opowiadanie skarżyskiego pisarza Grzegorza Raka
Pierwszą nagrodę i 5000 złotych zdobył Ares Chadzinikolau za opowiadanie „W lustrze”. Drugie miejsce zajął Jarosław Gwóźdź za opowiadanie „Pod górę”, a trzecie Iryna Ostrovska, autorka opowiadania „Nagość”.
Konkurs o Złote Pióro Wojewody Świętokrzyskiego organizują wspólnie Radio Kielce i Świętokrzyski Urząd Wojewódzki w Kielcach. W tym roku prace oceniło jury w składzie: prof. Małgorzata Krzysztofik z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, Stanisław Nyczaj, poeta, krytyk literacki, prezes Związku Literatów Polskich w Kielcach oraz Dorota Klusek z Radia Kielce. Do tegorocznej edycji napłynęło ponad sto prac.
A oto nagrodzone opowiadanie Jarosława Gwoździa:
Jarosław Gwóźdź
Pod górę
Przez niezgrabne płatki śniegu przeciskały się krople deszczu. O słońcu można było pomarzyć. Ukryte gdzieś za siną pierzyną chmur, nie miało zamiaru wystawiać choćby czubka nosa. Nicpoń z papierosem w ustach kroczył ospale błotnistą drogą ku parceli swego druha Nygusa.
– Cześć Grześ! – przywitał gościa rąbiący drewno gospodarz. – Dawaj śmiało! Jeszcze dwa klocki i kończę. Nie pamiętam, żeby w połowie kwietnia taka pogoda była. Muszę pod fajerką palić, bo w chałupie zimno jak w izbie wytrzeźwień.
Nicpoń uścisnął dłoń kolegi i ze zdziwieniem pokiwał głową. – Co ty zgłupiałeś? W masce drewno rąbiesz? I dziurkę na peta sobie zrobiłeś? Od tego wirusa pod kopułą ci się przestawiło? – zarzucił serią pytań.
– Już rok to ścierwo na gębie każą nosić, to przywykłem. Nawet do snu nie zdejmuję – tłumaczył Nygus. – Jak zdejmę, to zapominam założyć i kłopoty. Ostatnio poszłem do sklepu po winko i wróciłem z mandatem. Na co mi to?! A tak noszę cały czas i mam spokój.
Po chwili obaj towarzysze zasiedli przy ciepłym piecu w nagrzanej już kuchni Nygusa. Gość wyjął z rękawa truskawkowy trunek, a gospodarz przetarł koszulą dwie szklanki. Wyraźnie uradowani widokiem wypełnionych naczyń, wypili do dna.
– Słuchaj, już czas – zagaił Nicpoń. – Bieda coraz większa, końca zarazy nie widać. Robimy ten kiosk i już.
Nygus na początku miał wątpliwości, ale na skręcane fajki i jedzenie ledwo z opieki starczało. Wizja poprawy bytu przesądziła. Poza tym do skoku szykowali się od roku. Ów sezam, który mieli złupić, mieścił się na peronie stacji kolejowej w Garbatce. Od domu Nygusa oddalony był o 5 kilometrów. Był to kiosk z blachy, przeszklony tylko od frontu. Właściciel dbał, aby klientom niczego nie brakowało. Można było tam kupić papierosy, artykuły spożywcze i przemysłowe oraz trunki niskoprocentowe. Szczególnie te ostatnie cieszyły się powodzeniem wśród lokalnych mieszkańców. Placówkę chętnie odwiedzali też uczniowie dojeżdżający do szkół w niedalekich Kielcach.
– Dobra, robimy – potwierdził Nygus. Choć obaj doświadczenie mieli nikłe w przestępczej działalności, szczegółowo zaplanowali akcję, po której żyłoby im się zdecydowanie lepiej.
– A więc będzie tak – rozpoczął naradę Nicpoń. – Zakładamy te buty, co przerobiłem specjalnie na skok. Mają obcasy z przodu, więc możemy zmylić ewentualny pościg. Widziałem ten myk w telewizji. To taka stara metoda ruskich szpiegów. Nikt w tych czasach takiego numeru nie rozszyfruje. Bierzemy pieprz dla pewności. Rozsypiemy po robocie i żaden szarik policyjny nas nie zwącha. Muszą być kominiarki na gębach i rękawice na łapach. Pójdziemy torami w obie strony. Nikt nas nie będzie widział, a tym bardziej pies nie wytropi. Kolejowe podkłady tak są nasączone smarami, że psinie nosa wykręci i z tropienia nici. Weźmiemy twojego składaka i worki. Załaduje się towar na ramę i będzie lux. Bierzemy tylko kasę, fajki i trunki. Czyli to, co do życia niezbędne. Po robocie wracamy i dzielimy fanty u ciebie w stodole. Korzystamy z nich tylko we dwóch. Żadnych kolesi i wystawnego życia! To nas mogłoby zgubić.
– Dobra – zaakceptował plan Nygus.
– Ale w razie jakiejkolwiek wpadki i niepowodzenia rozdzielamy się i salwujemy ucieczką. Charakter mamy w nogach dobry, więc nie powinno być problemu. I pamiętaj! Nie znamy się, i nigdy się nie spotkaliśmy – zastrzegł Nicpoń.
Przyjaciele szczegółowo opracowali plan. Był problem z kominiarkami, ale został szybko rozwiązany. Zamiast nich kamraci przerobili granatowe majtki Nygusa, wycinając w tylnej części dziurki na oczy. Nicpoń, co prawda, był początkowo nastawiony sceptycznie, ale kolega obiecał wprzód uprać bieliznę.
Nastała godzina „K”, bo tak dla potrzeb akcji nazwano 2.30. Nicpoń i Nygus zabrali narzędzia, rower, worki i wyruszyli w drogę.
Po przejściu około kilometra Nicpoń poczuł pewnego rodzaju dyskomfort. Do jego nosa zaczął dobiegać niezbyt przyjemny zapach.
– Kuźwa, coś mi śmierdzi – zakomunikował po cichu. Muszę zobaczyć, czy nie wlazłem w jakieś łajno. Albo ty wlazłeś. Idziesz pierwszy, a to śmierdzi z twojej strony. Trzeba zapalić latarkę.
– Zgłupiałeś! – oburzył się Nygus. – Chcesz nas wsypać jeszcze przed akcją. Pośmierdzi i przestanie, pewnie jakiś obornik na polach rozrzucili i cuchnie – tłumaczył koledze.
Do celu brakowało jeszcze około 2 kilometrów, a Nicpoń był coraz bardziej zdenerwowany przykrym zapachem. – To może chociaż fajkę zapalimy, bo mnie ten smród dobija – zaproponował.
– Absolutnie! – znowu zaprotestował Nygus. – To wiąże się z dużym ryzykiem. Może nas ktoś zauważyć i mogą nas też po niedopałkach wytropić. Nie jeden wpadł po pecie.
– Słuchaj, idziemy już tyle czasu, a śmierdzieć nie przestaje! I właśnie w tej chwili Nicpoń odkrył przyczynę problemu. I wybuchnął. – Ty idioto! Okłamałeś mnie! Ty tych gaci nie wyprałeś, zanim je na kominiarkę przerobiłeś! Tfu!
– Cicho karwasz, bo wszystko zepsujesz! – uspokajał kolegę Nygus. – No rzeczywiście zapomniałem uprać, ale pomyślałam, że na powietrzu będzie okej. Musimy wytrzymać, zaraz nasz cel – motywował kompana.
– Nigdy ci tego nie zapomnę! I tylko fakt, że widać było już światła na kolejowej stacji, sprawił, że Nicpoń nie zrzucił z twarzy przeklętej kominiarki.
Podeszli po cichutku do nieczynnego budynku kasy biletowej i wyłonili się zza rogu, za którym znajdował się cel. Po chwili obaj znieruchomieli.
– W mordę! – pierwszy przemówił Nygus.
– Co jest?! – dodał Nicpoń.
Oczom niedoszłych włamywaczy ukazał się jedynie betonowy murek stanowiący fundament kiosku. Sklepu nie było. Obaj zrzucili kominiarki, a Nicpoń zaczął skakać po swoim nakryciu twarzy, klnąc przy tym co niemiara.
– Biednemu to zawsze po górkę! – skwitował Nygus.
Nazajutrz okazało się, że właściciel kiosku musiał zamknąć interes przez wirusową pandemię. Uczniowie przestali jeździć do szkół, ludzie potracili pracę i biznes przestał się opłacać. Jedyny pozytyw całej historii wykazał Nygus koledze przy szklance wina.
– Przynajmniej możesz być pewien, że jesteś zdrowy. Bo węch masz w porządku, bynajmniej.