Ksawery Waliszewski to jeden z tych skarżyszczan, których nazwisko musiałoby być zapisane złotymi zgłoskami w kronice naszego miasta, gdyby takowa powstała. Doszedł do osiągnięć, o których marzy wiele osób. Zapasy były dyscypliną, której poświęcił swoje życie, a one odwdzięczyły mu się osiągnięciami godnymi pozazdroszczenia.
Szczytem marzeń chyba każdego sportowca jest wziąć udział w Igrzyskach Olimpijskich. To najważniejsza impreza w sporcie. Choć dziś największe pieniądze zarabia się z reguły na co dzień w klubach czy choćby w reklamach, to wyjazd na „olimpiadę” jest zaliczany do najważniejszych, o medalach nie wspominając.
Ksawery Waliszewski ten sportowy szczyt osiągnął. I to dwukrotnie. Medalu nie zdobył, bo nie mógł. Na igrzyska olimpijskie jechał bowiem jako sędzia, a dyscypliną, w której się specjalizował, były zapasy.
Tajemnice Los Angeles
Na tym sportowym szczycie stanął dwa razy – w 1984 roku w Los Angeles i cztery lata później w Seulu. Ten pierwszy wyjazd należy zaliczyć do szczególnych osiągnięć. Na igrzyska do USA reprezentacja Polski nie pojechała. Były to czasy, gdy Wschód i Zachód przedzielone były żelazną kurtyną. Wcześniejsze igrzyska, w Moskwie w 1980 roku zbojkotowały Stany Zjednoczone i niektóre kraje zachodnie, co był pośrednim efektem wojny w Afganistanie, więc cztery lata później przyszła pora na rewanż ze strony ZSRR i innych krajów z bloku wschodniego, w tym Polskę.
Polscy sportowcy więc do Los Angeles nie pojechali. Ale nie dotyczyło to między innymi sędziów. Wśród arbitrów zapasów, którzy udali się za ocean, znalazł się Ksawery Waliszewski. Jak wspominają bliscy, został odpowiednio do wyjazdu „przygotowany” przez polskie służby. Nie wolno mu było zdradzić nawet bliskim, jakie wytyczne otrzymał. Takie to były czasy.
Cztery lata później, w 1988 roku, Ksawery Waliszewski dołożył do swojego sportowego CV jeszcze udział w igrzyskach w Seulu. Do tego należy dodać mistrzostwa świata oraz Europy. Tych ostatnich aż kilkanaście. Oprócz tego też oczywiście codzienna praca trenera i sukcesy podopiecznych. Wcześniej też kariera zawodnicza. Nie można też pominąć roli działacza, w tym posady wiceprezesa Polskiego Związku Zapasów.
To tu, w Skarżysku, wszystko się zaczęło
Godna podziwu kariera Ksawerego Waliszewskiego swój początek wzięła w naszym mieście. To tu zaczął swoją przygodę ze sportem.
Jednakże nasz bohater nie jest rodowitym skarżyszczaninem. Urodził się 8 stycznia 1936 roku we wsi Lemierze w pobliżu Bałtowa, dziś znanego z parku dinozaurów. Już od lat młodości Ksawek, bo tak na niego mówiono, wiedział, że chce się wyrwać ze wsi do miasta. Jak w wielu domach, szczególnie na biednej świętokrzyskiej wsi, po wojennej zawierusze się nie przelewało.
A Skarżysko było już wtedy mekką dla szukających pracy, zwłaszcza dla ludzi z okolic. Podobnie jak i cale miasto, Zakłady Metalowe, dzisiejsze Mesko, szybko pozbierały się po wojennej zawierusze. Pomogła w tym kolejna wojna, tym razem koreańska. Jednak ta wojna nie tylko nie zniszczyła Skarżyska, a wręcz przeciwnie, przyczyniła się do jego rozwoju. To u nas produkowano amunicję na potrzeby tamtego konfliktu. W latach 50. XX wieku na „zakładach” pracę znalazło w efekcie ponad 20 tysięcy ludzi. Wśród nich był Ksawery Waliszewski.
Niespełna 20-letni Ksawery trafia więc do Skarżyska i rozpoczyna pracę na Zakładach Metalowych. Mieszka w internecie, jest jeszcze kawalerem, więc czasu wolnego „po robocie” ma dużo. Jak wielu młodych ludzi, tak i dla niego idealnym zajęciem okazuje się sport. W jego przypadku zapasy. W Skarżysku rozwija się wtedy sekcja, którą prowadzi charyzmatyczny Władysław Miazio, warszawiak z pochodzenia.
Ksawery Waliszewski zapisuje się więc do sekcji, ale nie wie wtedy jeszcze, że w przyszłości będzie taki jak i jego ówczesny trener – również pociągnie za sobą chłopaków, aby przynajmniej nie mieli czasu na głupoty, a trenowali sport, przy okazji osiągając sukcesy. Po latach oni sami przyznają, że ścieżka sportowa to był strzał w dziesiątkę. Ksawery Waliszewski będzie więc stawiany obok takich nieżyjących już tuzów skarżyskiej trenerki jak Bogdan Winiarski, Mieczysław Filipowski, Krzysztof Woliński czy Stanisław Makuch, również zapaśnik.
Ksawery Waliszewski do zapasów nadawał się idealnie. Choć to sport, który może uprawiać każdy, niezależnie od warunków fizycznych, bo przecież są kategorie wagowe, to jednak Ksawek to chłop jak dąb – wysoki, 186 cm wzrostu, postawny, silny.
Te warunki to atut nie tylko na macie, również w życiu prywatnym, bo wysoki to jednocześnie przystojny, jak twierdzi wiele pań. To również atut w przypadkowych spotkanych w ciemnej ulicy z lokalnymi rzezimieszkami. Jedno takie spotkanie po latach skończy się bardzo źle zarówno dla łobuza, który nie wiedział, z kim zadziera, ale również niezbyt dobrze dla Ksawerego Waliszewskiego, bo „trochę” za mocno wymierzył sprawiedliwość przeciwnikowi.
Ksawer Waliszewski pracuje wiec na naszych „zakładach” i jednocześnie trenuje. Do obu zajęć przykłada się jak trzeba. Kolega z pracy i jednocześnie sąsiad, Ryszard Stępień, wspomina go jako sumiennego pracownika.
Te same zasady Ksawery Waliszewski wyznaje na sali gimnastycznej. Choć łatwo nie było, bo Skarżysko jest przecież znane z tego, że przez lata, aż do wybudowania hali sportowej na Sienkiewicza, nie miało obiektu z prawdziwego zdarzenia, gdzie można było nie tylko trenować, ale i zorganizować jakieś zawody. Sekcja zapaśnicza zaczynała w drewnianej szopie gdzieś na ulicy Prostej, gdzie warunki były o tyle lepsze niż pod gołym niebem, że nie lało się na głowę podczas deszczu. Z czasem zapaśnicy znaleźli swój treningowy „dom” w auli Technicznych Zakładów Naukowych, dzisiejszego Zespołu Szkół Transportowo-Mechatronicznych.
Profesjonalne podejście do sportu poskutkowało kilkoma tytułami mistrza województwa Ksawerego Waliszewskiego. Dość wcześnie podjął też decyzję, że z zapasami zwiąże się na dłużej, również po zakończeniu kariery zawodniczej. Jak się potem okaże, zwiąże się na całe życie. Ten związek będzie jak małżeństwo. Będą na niego składać się i piękne, i gorsze dni. Zresztą, małżeństwo z Wandą Jedynak, też będzie pod silnym wpływem sportu, z wadami i zaletami tegoż.
Tak więc Ksawery Waliszewski zostaje trenerem i zaczyna kierować sekcją zapaśniczą Granatu Skarżysko-Kamienna. Oddaje się swojej pracy bez reszty. Zbierze wokół siebie wielu zawodników, którzy będą osiągać duże i małe sukcesy. Będą i tacy, dla których sukcesem będzie po prostu zajęcie się sportem, co być może uchroniło ich od problemów, jakie nie są obce nastolatkom.
Nie sposób tu wymienić wszystkich nazwisk jego zawodników, aby kogoś nie pominąć. Wielu z jego podopiecznych doceni bardzo to, że ich droga życiowa przecięła się z drogą Ksawerego Waliszewskiego. Pamiętają o tym po latach i zawsze, jak podkreślają bliscy Ksawerego Waliszewskiego, są do dyspozycji w razie potrzeby. Ksawery Waliszewski zaangażuje się też w sędziowanie i działanie w świecie zapasów. Tu zrobi karierę międzynarodową. Wyjazd na igrzyska olimpijskie to marzenie i Ksawery Waliszewski sobie to marzenie spełnił.
Jednym z podpiecznych Ksawerego Waliszewskiego był Wojciech Wdowik:
Ja mogę się o panu Ksawerym wypowiadać tylko z dobrej strony. Wspaniały człowiek, choć jednocześnie stanowczy, bardzo zasadniczy i życiowy. Wymagał, nie pozwalał sobie wejść na głowę, ale w żadnym wypadku nie można powiedzieć, że był tyranem czy coś. Był jednocześnie opiekuńczy, dbał o nas na treningach i poza. Dziś brakuje takich ludzi, takich osobowości. Sam jestem dziś ojcem dwójki dzieci i widzę, jak im brakuje takich autorytetów.
Do zapasów trafiłem dzięki bratu. Na początku nie było łatwo, ale trzeba było walczyć. Dzięki tamtym treningom do dziś pozostała forma, kondycja, taki pazur sportowca. Sport wyrabia wszystko, też charakter. To jest nie do opisania.
Wojciech Wdowik
Innym zawodnikiem był Jan Majewski:
Ksawery Waliszewski był specyficzny. Był bardzo sumienny. Nie przypominam sobie, by się spóźnił na trening. Niczego nam wtedy nie brakowało, potrafił zadbać o wszystko. Lubił pożartować, a jednocześnie szanowali go wszyscy. Ksawek nie był typem trenera, który wchodził na matę i sam pokazywał chwyty. Wybierał jakiegoś zawodnika, który to robił, a on tłumaczył.
Po szkole średniej musiałem pójść do pracy i zostawiłem zapasy. Potem zająłem się karate, ju-jitsu, również bieganiem. Trochę dziś żałuję, że nie zostałem w zapasach. Ksawery Waliszewski mnie namawiał, żeby zrobić papiery instruktorskie. Zapasy to bardzo dobry sport, ogólnorozwojowy. Pracują wszystkie mięśnie.
Jan Majewski
Kochał sport, samochody, grzyby i… teściową
O sukcesie w sporcie można pomarzyć, a marzenia przekuć w rzeczywistość, zazwyczaj tylko wtedy, gdy poświęci mu się całe życie. Tak trzeba, gdy chce się dotrzeć na szczyt. Tak właśnie było u Ksawerego Waliszewskiego. Bo przecież nie ma co do tego, wątpliwości, że sędziowanie na najważniejszych światowych imprezach to ogromny sukces.
Niestety, doba ma tylko 24 godziny, a rok tylko 365 dni, i często sukces w jednej dziedzinie życia odbywa się kosztem innych jego aspektów. Kto ma obok siebie sportowca, wie, o czym mowa. Nie mogło być inaczej w przypadku Ksawerego Waliszewskiego. Treningi, obozy, zawody, a do tego cała otoczka. A jak to wszystko ma miejsce w różnych miejscach globu, to koszty są tym bardziej wysokie.
Żona Wanda Waliszewska i córki, Joanna Waliszewska oraz Anna Waliszewska, chciały mieć Ksawerego Waliszewskiego częściej tylko dla siebie. Niestety, musiały godzić się z tym, że wielki świat zapasów też się o niego upominał.
Tak mówi nam Wanda Waliszewska:
Córki Ksawerego Waliszewskiego są dumne z sukcesów ojca, ale nie sposób odczuć, że oczekiwały więcej ojcowskiej bliskości i miłości.
Anna Waliszewska stara się dostrzec w tym plusy:
Kobiety Ksawerego Waliszewskiego są jednak jednogłośnie, chcąc użyć terminu sędziowskiego niczym z zapaśniczej maty, zgodne, że sprawdził się świetnie jako dziadek. Zresztą, ostateczny werdykt należy tu do wnuczki Katarzyny Półtorak. Mówi o dziadku Ksawku z dumą, ale i z trudem. Do oczu często napływają jej łzy wzruszenia.
Jak już jesteśmy przy samochodach, to nie można nie wspomnieć, żer one też były jedną z wielkich miłości Ksawerego Waliszewskiego. Był pierwszym w Skarżysku właścicielem Zaporożca, czyli cudu radzieckiej techniki motoryzacyjnej. Potem przyszła pora na zmianę na model z przeciwnej strony naszego kraju. Wschodnioniemiecki Wartburg nie był jeszcze szczytem marzeń trenera, ale Ksawery Waliszewski zawsze podkreślał, że jego egzemplarz był z silnikiem diesla, a nie z kopcącym dwusuwem. W jego garażu przez jakiś czas stał też Polski Fiat 125. Po zmianie ustroju, gdy zalały nas produkty z Zachodu, Ksawery Waliszewski przesiadł się między innymi do Opla, a potem Hondy.
O swoje samochody dbał bardzo. Zawsze musiały być czyste i w nienagannym stanie technicznym. W efekcie, jak to prawdziwy miłośnik czterech kółek, wściekał się, jak się trzaskało drzwiami czy wchodziło do auta w ubłoconych butach. Jak mówi Anna Waliszewska, samochody to były jego „lalunie”. Tak zwykł mawiać.
Jak mówi córka Anna, ta dbałość wynikała z tego, że jej ojciec szanował wszystko, czego udało mu się dorobić. To też cecha charakterystyczna ludzi, którzy do wszystkiego w życiu dochodzili własną pracą, do tego bardzo ciężką.
Pozasportową pasją Ksawerego Waliszewskiego były grzyby. Jak mówi Ryszard Stępień, jak nie w telewizji czy w domu, to najłatwiej było go zobaczyć w lesie. Gdy tylko miał czas, wymykał się do lasu. Jak przystało na rasowego grzybiarza, nie musiał iść celowo na grzyby, żeby jakieś okazy przynieść do domu.
Potem, z pomocą bliskich mu kobiet, grzyby zamieniały się w pierogi, które też uwielbiała. Córka Anna mówi, że potrafił zjeść i ze czterdzieści na raz. No, ale przecież te 186 centymetrów wzrostu musiały być zasilone odpowiednią liczbą kalorii. Poza pierogami Ksawer Waliszewski lubił golonkę, a także rosół i flaki. Uwielbiał przy tym kuchnię swojej teściowej. Sam chętnie przygotowywał smażonego karpia. Na święta ryby sam szykował. Kupował młode, wrzucał do stawów w rodzinnej wsi, a potem łowił je i przyrządzał.
Ksawery Waliszewski ceniony był za poczucie humoru, choć specyficzne, nie dla każdego zrozumiałe. Jak mówią żona i córka, potrafił zabawnie przekręcać słowa i tworzyć nowe. Lubił sobie też rzucić przekleństwem, ale te, jak mówi Anna Waliszewska, w jego ustach nie brzmiały wulgarnie. Pojawiały się, kiedy trzeba i trafiały w sedno.
Gdy Ksawery Waliszewski nie brał udziału w wydarzeniach sportowych, to sport oglądał. Jak były igrzyska czy inna ważna impreza to nie było dla nas dostępu do telewizora. Nie tylko oglądał, ale też skrupulatnie wszystko notował. Był w tym bardzo dokładny.
Wiele osób, które spotkały na swojej drodze Ksawerego Waliszewskiego, na pewno nie mogło go nie zapamiętać. Zapadał w pamięć, bo był charakterystyczny. W dawniejszych latach nosił się, jak mówi córka Anna, jak Hans Kloss. Tak zresztą mówiło na niego wiele osób.
Jak dodaje żona Wanda, pierwszy raz męża płaczącego widziała na pogrzebie swojej matki, i dodaje, że pomimo swojej notorycznej nieobecności w domu, dawał poczucie bezpieczeństwa.
Ksawery Waliszewski zmarł 21 października 2013 roku w wieku 77 lat. Przyczyną był nowotwór jelit. Z chorobą zdiagnozowaną kilka lata wcześniej nie można było już wygrać, bo rozpoznanie i leczenie przyszły za późno. Dzięki odpowiednim decyzjom lekarze wydłużyli jednak życie naszego trenera o kilka lat.
Ksawery Waliszewski o swojej chorobie wiedział wcześniej. Aktywność w sporcie sprawiła jednak, że ból uśmierzał tabletkami. Miał do nich dostęp dzięki znajomościom z lekarzami sportowymi. Jako człowiek bez reszty pochłonięty sportowi, nie miał czasu na chorowanie. Żona Wanda jest pewna, że gdyby nie sport, jej mąż mógłby żyć dłużej.
Ksawery Waliszewski – pamiętamy
Ksawery Waliszewski spoczywa na cmentarzu na osiedlu Zachodnie w Skarżysku-Kamiennej. Na jego grób łatwo trafić. Znajduje się tuż przy wejściu od strony skateparku. Każdy, kto wchodzi na nekropolię od tej strony, mija miejsce spoczynku Ksawerego Waliszewskiego.
Miejsc, gdzie pamięta się Ksawerego Waliszewskiego, i gdzie można go wspominać, jest więcej. Wiele pamiątek z jego kariery rodzina przekazała do Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie. Środowisko zapaśników aktywnie upamiętnia go turniejem zapaśniczym w Chęcinach. Memoriał Ksawerego Waliszewskiego odbył się w 2024 roku już po raz siódmy.
A jak można upamiętnić Ksawerego Waliszewskiego w Skarżysku? Może nazwać jego imieniem halę sportową MCSiR? To właśnie brak hali był największą przeszkodą do jeszcze większych sukcesów dla niego i jego podopiecznych. Sąaidujace z nią lodowisko ma swojego patrona, któym jest wspomniany wyżej Mieczysław Filipowski.
Co sądzisz o tym pomyśle? Prosimy o głos w ankiecie: