REKLAMA
Scarnet - internet światłowodowy - Skarżysko-Kamienna
Scarnet - internet światłowodowy - Skarżysko-Kamienna
Scarnet - telefonia komórkowa - Skarżysko-Kamienna
Scarnet - telefonia komórkowa - Skarżysko-Kamienna

Podoba Ci się to, co robimy na ProSkarżysko? Więc może postawisz nam kawę? Dziękujemy! :)

Postaw nam kawę na buycoffee.to

23 sierpnia 1984 roku Skarżysko-Kamienna okryło się żałobą. Na przejeździe kolejowym na Skałce autobus komunikacji miejskiej wjechał pod pociąg. W wyniku wypadku zmarły cztery osoby, a kilkadziesiąt zostało rannych. To jeden z najtragiczniejszych wypadków drogowych w historii naszego miasta.

Był letni sierpniowy poranek

Był czwartek 23 sierpnia 1984 roku. Zbliżała się godzina siódma, czyli początek pierwszej zmiany. Do pracy na Zakładach Metalowych ciągnęły tysiące mieszkańców Skarżyska-Kamiennej i okolicznych miejscowości. Kilkadziesiąt z nich do zakładu na Skałce jechało autobusem Jelcz PR110 linii A Bis Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji (dzisiejszego MKS).

Czy dzień był piękny, jak dziś, gdy piszemy ten tekst, tego nie wiemy. Nawet gdy na taki się zapowiadał, dla wielu osób okazał się tragiczny, ponieważ pasażerowie Jelcza na miejsce nie dotarli, choć do celu było bardzo blisko. Czworo z nich już nigdy nie stawiło się w Mesko.

Do tragedii doszło po 6.30. Różne źródła podają różne godziny. Padają godziny 6.45, 6.47 i inne. Według niektórych była to 6.31. O tej dokładnie porze z przystanku Skarżysko Zachodnie ruszył pociąg osobowy relacji Dęblin – Kielce. Ujechał tylko kilkaset metrów, ponieważ na przejedzie kolejowym na ulicy Asfaltowej na osiedlu Skałka na jego drodze znalazł się autobus MPK. Znalazł się tam, ponieważ rogatki przejazdu nie były opuszczone. Autobus był pełen ludzi.

Nie było szansy uniknąć tragedii

Według medialnych relacji maszynista zaczął zwalniać, a kierowca autobusu wcisnął gaz, aby uciec z przejazdu. Nie zdążył. Doszło do zderzenia. Szczęściem w nieszczęściu, prędkość pociągu nie była maksymalna. Dopiero się rozpędzał, choć i tak przepchnął autobus o około 40 metrów. Gdyby to był pociąg pospieszny, jeszcze jadący od strony Kielc… Strach myśleć…

Tak dla mediów to tragiczne zdarzenie relacjonował nazajutrz ze szpitala w Kielcach jeden z poszkodowanych, Lucjan Kaczmarski, mistrz z zakładu nr 4 na Mesko:

I tak mieliśmy szczęście, że autobus się nie przewrócił. Gdyby tak się stało, mało kto by się z tej miazgi uratował. Widząc nadjeżdżający pociąg, instynktownie chwyciłem się oparcia fotela, za którym siedziałem, zamknąłem oczy i czekałem najgorszego. To były ułamki sekund. W uszach miałem tylko jazgot hamującego pociągu.

Gdy się ocknąłem, chciałem zamknąć oczy ponownie. W autobusie z ponad czterdziestu pasażerów nikt się nie ruszał, nie podnosił… To było straszne… Od strony pociągu biegli w naszym kierunku jego pasażerowie. Zrozumiałem, że żyję…

I pomyśleć, że do przystanku, na którym miałem wysiąść, aby pójść do pracy, miałem zaledwie 50 metrów…
Lucjan Kaczmarski

W Skarżysku natychmiast rozległy się syreny karetek, radiowozów i wozów strażackich.

Tak wspomina ten ranek jeden z mieszkańców, wówczas 9-latek:

Obudziły nas syreny. Choć mieszkaliśmy na Przydworcowym, to syreny było słychać w całym mieście. Było ich tak dużo, że wiadomo było, że stało się coś poważnego.

Jak podały media, w akcji ratowniczej uczestniczyło 21 karetek i dwa śmigłowce. Ruch kolejowy na tym odcinku został wstrzymany na kilka godzin. Dla przykładu, ekspres Nida odjechał ze Skarżyska do Warszawy z opóźnieniem 162 minut.

Echo Dnia, nr 168/1984

Na miejscu zginął jeden pasażer. Aż 59 osób zostało rannych, w tym wiele poważnie. Jedynie 18 osób po opatrzeniu mogło udać się do domu. Reszta trafiła do szpitali w Skarżysku, Starachowicach i Kielcach, a jedna do Lublina.

Niestety, jeszcze tego samego dnia w szpitalu zmarły trzy kolejne osoby i ostateczny bilans katastrofy to cztery ofiary śmiertelne – dwie kobiety oraz dwóch mężczyzn. Troje z nich to mieszkańcy Skarżyska, a jedna – Bliżyna. Wszyscy byli pracownikami Predom-Mesko.

Błąd ludzki

Autobus wjechał pod pociąg, ponieważ przejazd był otwarty. Rogatki powinny być opuszczone, a nie były. Milicja, jak podaje kronika MO, zatrzymała wówczas cztery osoby, w tym troje pracowników kolei: dróżniczkę, dyżurną ruchu przystanku Skarżysko Zachodnie oraz praktykanta na tym stanowisku. Czwartym zatrzymanym był kierowca autobusu.

Przyczyny wypadku badała też komisja PKP. Do informacji, jakim rezultatem zakończyło się prokuratorskie śledztwo, nie udało nam się dotrzeć.

Ofiary wypadku zostały pośmiertnie uhonorowane podczas obchodzonego w 1984 roku 60-lecia istnienia Mesko. Jedną z nich odznaczono Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, a pozostałe – Złotym Krzyżem Zasługi. Wszyscy otrzymali odznaki „Za zasługi dla Kielecczyzny”.

Tunel lub wiadukt

Po tym tragicznym wypadku nasiliły się głosy, że w tym miejscu powinien zostać wybudowany wiadukt lub tunel. Kilka lat wcześniej oddano do użytku wiadukt na ulicy Legionów (wówczas Armii Ludowej), również nad linią kolejową nr 8. Tam także dochodziło do wypadków.

Tragedia z 1984 roku na ulicy Asfaltowej, choć największa, nie była jedynym fatalnym w skutkach zdarzeniem w tym miejscu. Wypadki, w tym również śmiertelne, zdarzały się więcej razy. W 2009 roku w wypadku w tym miejscu zginął mężczyzna.

Kilka dni po wypadku w Skarżysku pojawił się Bogdan Łysak, wiceminister administracji i gospodarki przestrzennej, aby rozmawiać z władzami miasta o poprawie bezpieczeństwa w takich miejscach. Niestety, dziś wiemy, że do proponowanego rozwiązania nie doszło, bo i dziś przejazd zamykany jest rogatkami.

Choć obecnie nie ma już budki dróżnika, wszystko dzieje się  automatycznie i błąd ludzki jak w 1984 roku nie zostanie popełniony, to i tak uważajmy na tym i innych przejazdach kolejowych. Zatrzymujmy się, nawet gdy rogatki są podniesione zgodnie z zasadą ograniczonego zaufania. Nawet gdy nie zawiedzie człowiek, może zawieść sprzęt.