„Wrześniowe zapiski” Bronisławy Król, cz. 3: Skarżysko po nalotach i dotarciu Niemców do miasta

3006
REKLAMA
Scarnet - internet światłowodowy - Skarżysko-Kamienna
Scarnet - internet światłowodowy - Skarżysko-Kamienna
Scarnet - telefonia komórkowa - Skarżysko-Kamienna
Scarnet - telefonia komórkowa - Skarżysko-Kamienna

Podoba Ci się to, co robimy na ProSkarżysko? Więc może postawisz nam kawę? Dziękujemy! :)

Postaw nam kawę na buycoffee.to

„Wrześniowe zapiski” to tytuł publikacji, w której zawarto pamiętnik mieszkanki Skarżyska-Kamiennej Bronisławy Król. Niemal każdego dnia września 1939 zapisuje ona swoje przeżycia oraz opisuje sytuację na mieście.

W trzeciej części naszej publikacji fragmentów pamiętnika Bronisławy Król można przeczytać o zniszczeniach spowodowanych nalotami niemieckich samolotów oraz o sytuacji na mieście.

Wpisy umieszczała w większość dni września 1939 roku. Był to dla niej czas podwójnie trudny – wybuch wojny spowodował, że jej narzeczony Lucjan Mrówka musiał opuścić Skarżysko.

Wszystkie dotychczas opublikowane część pamiętnika znajdują się tutaj: Wrześniowe zapiski – Bronisława Król

Za możliwość umieszczenia fragmentów pamiętnika dziękujemy:

  • Rodzinie – Lucjanowi Mrówce i Ilonie Mrówce za wyrażenie zgody na publikację
  • Krzysztofowi Zemele – redaktorowi „Wrześniowych zapisków”
  • Grzegorzowi Bieniowi – dyrektorowi Muzeum im. Orła Białego za pomysł
Skarżysko-Kamienna, 08.09.1939

Piątek

Wojsko przeszło, cywilni ludzie uciekają, nawet w czwartek J. Gryzakowski szedł z innemi za Wisłę, tak strasznie strzelają z armat, słychać huki, patrzymy, a tu już samochody niemieckie jadą i Niemcy chodzą po domach i szukają żołnierzy polskich.

Co za straszna chwila była, gdy i do nas przyszło dwu Niemców i szukają żołnierzy. Nasz gospodarz był prawie w piwnicy, bo chował zboże, a pościel i bielizna to była w dołach koło domu, kazał gospodarzowi wyjść, bo zobaczył, że ma siwą głowę. W oborze obszukali i poszli dalej. Władzia zaczęła płakać, to mówią po niemiecku, żeby nie płakała, a ja to zupełnie wcale sobie sprawy z niczego nie zdawałam, co już będzie, trudno.

I tak cały dzień jeździły samochody niemieckie, cała szosa była ich a co mieli przyjść od Suchedniowa to przyszli od Wąchocka, zabrali czterech żołnierzy polskich. A jeden nie chciał się poddać i mówi, że woli śmierć, a karabinu polskiego nie odda i zabili go, a jedną kobietę auto przejechało I każdy był tak dziwnie wystraszony i sam nie wiedział, co robić.

Co zaś ja, to trudno mi jest wszystko opisać, tylko dziwiło mnie to mocno, dlaczego dopiero wojny tydzień, a Niemcy już są w Skarżysku i drugie, że nasze wojsko szło pieszo, a Niemcy wszyscy w samochodach itd., że oni mają tak wszystko zmotoryzowane.

Potem druga wieś zaraz tuż za Grzybową Górą, Gadka, zaczęła się palić i spaliło się przeszło km wsi, a domy tam są bardzo gęsto, blisko nas, bo 5ta stodoła o tego gospodarza, co byliśmy u niego, też się spaliła od pocisku, ludzie nie wiedzieli, co robić, za co się wziąć i każdy był przygotowany do ucieczki, ale gdzie?

Tak spaliśmy w ubraniu, bo nie wiadomo, co będzie, może musimy uciekać, więc człowiek musiał czuwać, a przecież mamy i ciocię chorą, więc musimy też nią się opiekować.

 

Wrzesień 1939 r. Wojska niemieckie na ul. Legionów. W tle kościół św. Józefa, fot. FotoPolska, autor nieznany

 

Skarżysko-Kamienna, 10.09.1939 r.
Niedziela

Przebudziłam się o zwykłej godzinie, a gdy zobaczyłam, że tak piękna jest pogoda, to sobie pomyślałam, lepiej, żebym była zasnęła na wieki, żeby nie mieć tego bólu i rozpaczy, że tak cudna pogoda, a ja sama, przecież tak nam się życie układało dobrze, tak marzyłam, a teraz wszystko spełzło na niczem, na tęsknocie i smutku, i miłych wspomnieniach.

Przechodziłam myślami niejedną miłą chwilę w towarzystwie Romana, czy też rodziców, czy innego towarzystwa, a teraz co mi zostało – nic, och jakie to straszne, bo gdyby byli wszyscy razem, to milej by było, nie myślałabym tyle.

Wyszłam na podwórze, ani jednej duszy, cicho, głucho, tylko to słońce cudnie świeci, jak gdyby mnie na większą żałość, posiedziałam sobie na schodach, podumałam, zapłakałam sobie i co było robić, posprzątałam i poszłam do Celiny, tam zabrałam, co było moje i wróciłam do domu.

Po południu Władzia z Celiną pojechały i przywiozły resztę rzeczy, zabrałam też co moje i przyszłam do domu, posiedziałam znów i położyłam się do łóżka.

A przez cały dzień to Niemcy zabierali mężczyzn do chowania trupów, których była duża ilość na szosach, co idzie do Szydłowca, do Suchedniowa i po wsiach.

Zapomniałam, po południu byłam na mieście zobaczyć, och jakie straszne zniszczenie, same gruzy tam, gdzie była kasa Komunalnej Kasy Oszczędności, to tylko kupa gruzów, wyszłam na wiadukt, to tylko same doły po torach i wagony spalone, okropny widok, że człowiek sobie nie wyobrażał nawet, że tak może być, warsztaty w gruzach, parowozownia i wiele innych budynków, ogólnie straszne zniszczenie, potem kupiłam chleb u Tasaka i wróciłam do Celiny, dałam jej połowę, potem cioci drugi cały, i sobie połowę.

Niemcy chodzili i włamywali się do sklepów i rabowali, co mogli, a gromada ludzi ze wsi za niemi.

 

Bronisława Król i Roman Mrówka, jej późniejszy mąż, na spacerze, jeszcze przed rozstaniem spowodowanym wybuchem wojny, fot. archiwum rodzinne

 

 

Skarżysko-Kamienna, 13.09.1939 r.
Środa

W domu zrobiłam sobie, co mogłam i potem ubrałam się i poszłam do Władzi zobaczyć, czy przyszedł Kazik, lecz go nie było, już nawet my zwątpili, ale kobiety pocieszają nas, że jeszcze kolejarze wracają, bo ciocia zaczęła rozpaczać i płakać.

Po południu poszłyśmy z Władzią zobaczyć miasto, dokładniej szłyśmy Piłsudskiego (obecna 1 Maja – przyp. red.), która zniszczona nie do poznania, domy w gruzach, a ze sklepów wyszłyśmy na most, to ani spojrzeć się nie chciało. Wszystko do góry poprzewracane i same doły po bombach, niezliczona ilość ich jest, a budynki to nie ma co mówić, ale dworzec dzięki Bogu cały. Warsztaty, parowozownia to tylko szczątki spalone i pobite w miazgę, szyny powykręcane w różne strony, wagony poprzewracane, no jednym słowem straszne zniszczenia.

Tam też na moście spotkaliśmy p. Szmalcową, której dom się spalił i wszystko w nim, mąż poszedł i też go nie ma, i nie wie, co robić. Poszłyśmy na Kolejową (obecna ul. Niepodległości – przyp. red.), och sam gruz, domy popalone, rozbite, słupy poprzewracane, pełno drutów i różnych przewodów, spotkałyśmy Maryśkę i Fredkę, stały na ulicy, Maryśka boso, bo buty jej się spaliły, tak że coś strasznego było to wszystko widzieć.

Naraz jak nie huknie coś – rozerwała się bomba około ambulatorium, pożegnałyśmy się, idziemy Kolejową do przejazdu, to wszędzie tylko doły po bombach i zniszczenia straszne, przeszłyśmy przez przejazd i jesteśmy na 3go Maja około kina Europa, a tu druga bomba rozerwała się, bo żołnierze niemieccy eksplodowali je, bo dużo ich było nierozerwanych i jest jeszcze.

Byłyśmy u mnie, posiedzieliśmy chwilkę i poszła Władzia do domu, i zostałam znów sama w tych czterech ścianach, smutno mi jest, lecz trudno, bo co robić, choćby oczy wypłakać, nic nie pomoże to.

Potem jeszcze byli p. Dziewięccy u mnie i pogadaliśmy, i poszli, i położyłam się spać z myślą o rodzicach, że się martwią o nas, a my żyjemy, zdrowo się czujemy, choć mnie noga boli, ale to nic.

Cdn.

Bronisława Król – Wrześniowe zapiski