Ewa Palkowska (z lewej) i Karolina Topór
REKLAMA
Scarnet - internet światłowodowy - Skarżysko-Kamienna
Scarnet - internet światłowodowy - Skarżysko-Kamienna
Scarnet - telefonia komórkowa - Skarżysko-Kamienna
Scarnet - telefonia komórkowa - Skarżysko-Kamienna

Podoba Ci się to, co robimy na ProSkarżysko? Więc może postawisz nam kawę? Dziękujemy! :)

Postaw nam kawę na buycoffee.to

Rak piersi to najczęściej występujący nowotwór u kobiet. Jednak nie musi być wyrokiem, o czym świadczą historie kobiet ze Skarżyska-Kamiennej i okolic. Skarżyszczanki aktywnie też angażują się w propagowanie profilaktyki, której ważnym elementem jest samobadanie.

Jak podaje portal Zwrotnik Raka, rak piersi jest najczęściej występującym nowotworem złośliwym wśród kobiet. W Polsce stanowi około 23% wszystkich zachorowań i jest odpowiedzialny za około 14% zgonów z powodu nowotworów złośliwych u kobiet.

W Polsce rocznie raka piersi diagnozuje się u 19 tysięcy kobiet, co oznacza, że codziennie ponad pięćdziesiąt Polek dowiaduje się o chorobie, a piętnaście każdego dnia umiera. Podczas gdy liczba zachorowań w całej Europie rośnie, ale śmiertelność maleje, w Polsce przy większej liczbie chorych na nowotwór piersi, zwiększa się także śmiertelność.

Samabadanie piersi pomoże w walce z rakiem

REKLAMA
R-PRO - Budowa domów – Generalny wykonawca

Na poprawę statystyk może wpłynąć kilka czynników. Jednym z nich jest profilaktyka. Pierwszym jej etapem powinno być regularne samobadanie piersi. Do tego od kilku miesięcy namawia Karolina Topór prowadząca salon bielizny z brafittingiem Bravitacja, która organizuje warsztaty z nauką samobadania piersi. Te prowadzi Ewa Palkowska, położna prowadząca Szkołę Rodzenia Vita w Skarżysku.

Skarżyszczanki coraz chętniej korzystają z takiej możliwości edukacji. Tym, co cieszy organizatorki, jest to, że są wśród nich kobiety w różnym wieku, również młode. Cieszy również to, że świadomość istoty profilaktyki staje się międzypokoleniowa. Na warsztaty zapisują się matki z córkami, a także babcie z córkami i wnuczkami.

Jednakże świadomość profilaktyki musi wzrastać. Wiele kobiet boi się badań z obawy przed wykryciem zmian i odkryciem choroby. Muszą jednak pamiętać, że rak to nie wyrok. Wcześnie wykryty zwiększa szansę na wyleczenie i powrót do zdrowia.

 

Kobiety, które pokonały raka

O tym, że tak jest, niech świadczą historie trzech kobiet, które opowiedziały swoje historie odkrycia raka piersi i walki z nim. Z tych historii wynika jasno, że profilaktyka jest ważna.

Bije z tych opowieści też niezwykła siła kobiet, co jest godne podziwu, i powinno też napawać optymizmem wszystkie kobiety. Z drugiej strony mamy jednak dowód, że rak nie patrzy na PESEL. Dotyka również młode kobiety. Dlatego one same też zachęcają do badań, w tym samobadania.

Jak wykonywać samobadanie, można nauczyć się na warsztatach, jakie organizuje Bravitacja. Panie chętne zapisać się na takie warsztaty, proszone są o telefon do Karoliny Topór na numer 697 669 795.

Poniżej można przeczytać więcej o warsztatach samobadania piersi:

Oglądaj! Dotykaj! Żyj! Bravitacja zaprasza na naukę samobadania piersi, a kobiety już chętnie korzystają

 

Mamy właśnie październik, który jest miesiącem świadomości raka piersi. Bravitacja wspólnie ze Stowarzyszeniem Przyjazne Skarżysko zaprasza kobiety, które wygrały swoją walkę do podzielenia się swoimi historiami.

 

Zachęcamy do zapoznania się z opowieściami kobiet, które musiały zmagać się z nowotworem piersi. Opisują, jak dowiedziały się o nim, jak wyglądało leczenie, co wtedy czuły. Co dziś chcą powiedzieć innym kobietom?

Ewelina, 20 lat

Jestem po usunięciu guzka w piersi. Wyczułam go sama i już to, że jestem 20-letnią osobą i nagle dowiaduję się, że mam jakąś zmianę i muszę zacząć procedury medyczne na onkologii, mnie przeraziło.

Wyczułam tę zmianę jakoś podczas trwania miesiączki i zignorowałam to, bo pomyślałam, że to jest jakiś gruczoł albo węzeł chłonny powiększony przez okres. Jestem studentką i właśnie po jednych zajęciach z onkologii z ciekawości przeprowadziłam takie bardzo dokładne samobadanie piersi. To te zajęcia skłoniły mnie z ciekawości do częstszego badania, zwłaszcza jak już raz wyczułam tego guzka. Jak już coraz częściej potrafiłam dokładnie wypalcować sobie zmianę, zastanawiałam się, czym ona jest. Ale nie myślałam wtedy, że będę musiała później mieć zabieg usunięcia gruczolakowłókniaka, bo tak dokładnie nazywa się medycznie to, co miałam.

Z tego co wiem, u mnie w rodzinie nie było nikogo, kto by miał coś podobnego, czy też raka piersi, więc byłam jeszcze większym szoku, że coś takiego może pojawić się ot tak. Akurat ta przypadłość może dotykać kobiety od 15 do 27 roku życia przez zmiany hormonalne, ale różne są przypadki i teraz już wiem, że muszę zachęcać wszystkie kobiety, które znam, do samobadania, bo może one też coś mają, a nie wiedzą.

Na samym początku, gdy dowiedziałam się, że jest jakiś tam gruczolak, byłam zła, bardzo zła na siebie i na osoby, które mówiły, aby się badać. Na siebie, bo mogłam już wcześniej zacząć jakieś kroki, a na te osoby dlatego, że nie mówią, na co dokładnie zwrócić mamy uwagę, jak to możemy wyczuć. Teraz ja też już wiem, że jeśli poczuje jakąś grudkę, to może być jakaś zmiana. Ja czułam w dotyku takie jakby ziarnko grochu, ale dużo większe. Z perspektywy czasu wiem, że szukałam winnych tej całej sytuacji, bo po prostu tak jest łatwiej. W tamtym momencie miałam dużo myśli i żalu do świata przez tę niepewność, która cały czas mnie otaczała. Ale sądzę, że najgorsze było to, że udałam silną przed rodzicami, bo moja mama była już dość przejęta, i musiałam jej pokazać, że to jest ok, aby też jej dać siłę. Przynajmniej tak myślałam, że to jej pomaga. Uważam, że znalazłam bardzo fajnego lekarza, który zaopiekował się mną i dość szybko wyznaczył termin operacji. Cieszę się, że w tym momencie jestem już po zabiegu, bo się tym nie denerwuję, mam spokojną głowę i teraz mogę skupić się na nauce.

Nastawienie psychiczne daje dużo, bo przed diagnozą czułam się niepewnie, często mnie bolały obie piersi i gdzieś w głowie cały czas siedziało to, że coś jest nie tak. Teraz obawiam się, że kolejny raz coś sobie znajdę i boję się wykonywać samobadanie, ale zmuszam się do tego, bo mała grudka mogła być usunięta przez biopsję mammotomiczną, a taka jak ja już miałam, była za duża. Miała ponad 3 cm i musiałam mieć operację.

Zdaję siebie sprawę, że mój przypadek na szczęście nie był bardzo poważny, bo nie był to jakiś rak złośliwy, ale jednak jeśli bym nie zadziałała, to kto wie, czy w przyszłości nie miałabym poważnych problemów. Mam nadzieję, że moja historia pomoże każdej kobiecie przez zachęcenie nawet na wizytę do USG i da siłę do walki w innych przypadkach. Doświadczenie to uświadomiło mi,  jak mało tak naprawdę potrzeba, aby mieć psychiczny spokój od myśli, że jestem chora.

Dorota, 41 lat

Moja historia zaczyna się w momencie, gdy spostrzegłam, że na sutku zrobiła mi się zmiana. Zaniepokoiła mnie. Nie zbagatelizowałam jej, poszłam do onkologa, który powiedział, że mam taką budowę sutków, że mam się nie obawiać. Ja jednak nie ustąpiłam, szczególnie że zmiana nie znikała. Poszłam do lekarza znów, zlecił mi USG, co nic nie wykazało. Potem poszłam do jeszcze innego lekarza, który zrobił mi biopsję cienkoigłową, której, jak się potem okazało, w takich przypadkach się nie robi. Ja nie jestem lekarzem i ja nie muszę tego wiedzieć. Na mammografię byłam za młoda. Biopsja też nic nie wykazała, a ja wciąż jakiś guzek wyczuwałam i tak tego nie zostawiłam. Zapisałam się prywatnie do kolejnego lekarza. Zrobił mi biopsję gruboigłową, która wykazała guz. Potem się jeszcze okazało, że mam przerzut na wątrobę, mały, ale bardzo odległy.

Załamałam się, to była dla mnie tragedia. Nie mogłam się z tym pogodzić, miałam wyrzuty sumienia, że pomimo, iż chodziłam do lekarzy, nie wykryli wcześniej nowotworu. W efekcie tych badań przeszłam radioterapię, mastektomię całkowitą, chemioterapię, a teraz mam immunoterapię, czyli leczenie celowane. Moja linia leczenia jest taka, że immunoterapię będę przechodzić cały czas.

Namawiam kobiety, które coś wyczuwają w swoim ciele, coś im się nie podoba, coś niepokoi, żeby drążyć temat, nie zostawiać tego bez działania. Ja cały czas czułam, że coś jest nie tak, choć wyniki były czyste. Warto zbadać się kilka razy za dużo, nawet jak nic nie wyjdzie, niż o raz za mało. Trzeba cisnąć, nawet jeśli lekarz będzie wyrzucał z gabinetu, nie dać się zbyć. Lekarze lekarzami, ale trzeba samemu walczyć, zdać się na swoją intuicję, ale jednocześnie się nie bać.

Gdybym to zostawiła po pierwszych badaniach, nie wiem, czy bym teraz żyła. Na szczęście wyszło jak wyszło. Teraz staram się żyć normalnie z nadzieją, że będzie dobrze. Dziś wiem, że rak to nie wyrok!

Maria, 60 lat

Szczerze powiem, że zaniedbałam badania. Pierwszą mammografię miałam w wieku 51 lat. Na niej wyszła mi zmiana i byłam skierowana na dalsze badania. Wtedy wypadł jakiś strajk, zrobiono mi USG, wyszło dobrze i kazano wrócić za rok. Nie poszłam wcale. Szukałam pretekstów do tego, żeby nie pójść do lekarza. A to to, a to tamto… Bałam się diagnozy, odsuwałam wszystko w czasie. Dużo mi pomógł dr. Milewczyk, który przekonywał mnie, żeby nie chować głowy w piasek, nawet jakby miało okazać się najgorsze. Jestem mu do dziś wdzięczna za te słowa.

Po kolejnych trzech latach zauważyłam, że w jednej piersi zrobił mi się dołek, skóra się wciągała. Poszłam do lekarza znów i już po mammografii wiedziałam, że coś jest nie tak, choć pierwsza biopsja nic konkretnego nie wykazała. Kolejna już tak i zapadła decyzja o operacji. Jak się okazało, zaatakowane były też węzły chłonne. I zaczęło się. Była też chemia, naświetlania, hormony. Na tym się moje farmakologiczne leczenie skończyło.

Z pozoru wyglądam na twardą, ale to nieprawda. Swoje w poduszkę wypłakałam po cichu. Powiedziałam rodzinie o chorobie, ale prosiłam o wymierną pomoc, bo ja nie potrzebuję litości. Bo nie mam zamiaru umierać. Paradoksalnie, miło wspominam pobyty w szpitalu. Zżyłam się z tymi ludźmi. Oni się nie dziwili, że noszę perukę. Bardziej od mojej historii boli mnie jedna związana z moją koleżanką. Miała 40 lat. Miała nowotwór, ale nie chciała się leczyć, nikomu się nie przyznała. Powiedziała, że ona ma dzieci i nie ma czasu na leczenie. Zmarła.

Już pięć lat minęło od końca mojego leczenia. Dziś z całych sił staram się żyć normalnie. Pracuję, nawet złapałam jeszcze jeden etat. Jeżdżę na pielgrzymki amazonek do Częstochowy. Tam dopiero widać ogrom tej choroby. Ja już się uodporniłam. Zakładam protezę i zdarza się, że zapominam całkiem, co przeszłam. Pomagam innym chorym. Jestem spokojna, ale trzeba przyznać, że żyję tak od wizyty u lekarza do wizyty. Na kilka dni przed wizytą jednak mnie łapie jakiś strach.

Wiem, że kobiety a to się boją, a to zaniedbują. Lekarze też się mylą i uspokajają, a coś się dzieje. Ja się zaczęłam obawiać po pierwszych objawach. Sprawdziłam w internecie, a tam wszystko pasuje do choroby. Badań nie trzeba się bać, a choroby nie trzeba się wstydzić, choć wiem, że w niektórych środowiskach ludzie dziwnie patrzą na chorych onkologicznie. Bywa to sensacją. Ja też starałam się nie reagować na takie sytuacje, choć zdarzało się, że cały żal i ból wybuchał w paru momentach. Wiem jednak, że kobiety boją się diagnozy i tego, co, oprócz leczenia, za sobą rak niesie. Dla raka nie ma ustalonego wieku. Znam młodziutkie kobiety, dziewczyny jeszcze, które już są chore.

Mnie siły dodało to, że wiedziałam, że muszę się postawić rakowi. Ja nie lubię, jak ktoś się nade mną lituje i użala. Nie chcę dawać powodów innym do zmartwień i użalania się nade mną. Zdawałam sobie sprawę, że mogę nie mieć wsparcia. Wiedziałam, że nie ja pierwsza i nie ostania mam raka. Wiedziałam, że nie mogę wszystkiego tak zostawić, domu, rodziny. Siły dawały mi też inne chore dziewczyny, wspierałyśmy się.

Co mogę powiedzieć innym kobietom? Badania, badania i jeszcze raz badania. Są one dostępne. Reagować, jeśli coś się pojawi, nie zwlekać. W onkologii liczy się czas. Ja wtedy samobadania nie umiałam wykonywać, ale coś mi podpowiadało, żeby podnosić ręce i przyglądać się swoim piersiom. Trzeba być uważnym. Mój guz miał cztery centymetry, ale był miękki i nawet lekarz go nie wyczuł. Mówię dziś każdej koleżance, każdej znajomej – trzeba się kontrolować. I nie bać się. Warto się pilnować!

 

Drogie Panie! Przyłączamy się do apelu kobiet, które pokonały raka, oraz Karoliny Topór i Ewy Palkowskiej. Pamiętajcie o swoich piersiach, przyglądajcie się im i wykonujcie samobadanie piersi. A jeśli chcecie się dowiedzieć, jak to robić, zapraszamy do kontaktu z salonem Bravitacja pod numerem 697 669 795.

Zdjęcia: Agnieszka Zarychta Photography