Tragiczne wydarzenia opisał „Tajny detektyw”, popularne wówczas czasopismo o tematyce sensacyjnej
REKLAMA
Scarnet - internet światłowodowy - Skarżysko-Kamienna
Scarnet - internet światłowodowy - Skarżysko-Kamienna
Scarnet - telefonia komórkowa - Skarżysko-Kamienna
Scarnet - telefonia komórkowa - Skarżysko-Kamienna

Podoba Ci się to, co robimy na ProSkarżysko? Więc może postawisz nam kawę? Dziękujemy! :)

Postaw nam kawę na buycoffee.to

W nocy z 17 na 18 lutego 1932 roku w Bzinie, dziś części Skarżyska, w tamtejszej szkole podstawowej, rozegrała się ogromna i tajemnicza tragedia. Spłonął budynek szkoły, a w pożarze śmierć poniosły trzy osoby. Jednak nie były one ofiarą ognia…

Górka na dawnej Siódemce, kiedyś zwanej Szosą Krakowską. Jeszcze do niedawna stał tam budynek byłej Szkoły Podstawowej nr 2, którą potem przeniesiono na osiedle Bór. W czasie II wojny światowej znajdowało się tam niemieckie więzienie. W murach szkoły rozgrały się liczne ludzkie tragedie. Jednak i wcześniej doszło tam do mrożących krew w żyłach wydarzeń.

W 1932 roku to miejsce jeszcze nie leżało w granicach Skarżyska-Kamiennej. Była to wieś o nazwie Bzin. Owa szkoła była wtedy Szkołą Powszechną, a gmach był nowy, wzniesiony zaledwie kilka lat wcześniej. Budowa murowanego, wielokondygnacyjnego budynku szkolnego rozpoczęła się w 1927 roku, w dużej mierze dzięki zaangażowaniu pracowników Państwowej Fabryki Amunicji, czyli dzisiejszego Mesko.

Budynek szkoły wyglądał wtedy inaczej, niż pamiętamy go z ostatnich lat działalności czy późniejszych, gdy już tylko stał pusty. Dwie kondygnacje zwieńczone były poddaszem i właśnie na nim, na samej górze, doszło do tragedii

Feralne poddasze

I dzisiaj bywa tak, że w mieszkaniach przy szkołach mieszkają uczący w niej nauczyciele. Wówczas też tak było. W budynku szkoły przy Szosie Krakowskiej było kilka mieszkań. Wśród mieszkańców była również rodzinna Jellinków. Jak się potem okaże, to oni wystąpią w głównych rolach. Niestety, rolach tragicznych.

Tak opisuje sytuację i wydarzenia skarżyski historyk Piotr Kardyś na podstawie zebranych wspomnień i materiałów. Początek relacji to bez wątpienia świetny materiał na nowy skarżyski pitaval.

Jest zimowa noc z 17 na 18 lutego 1932 roku, godzina 2 minut 30. W 7-klasowej Szkole Powszechnej w Bzinie ma miejsce tragedia rodem z hollywoodzkiej produkcji. Płonie budynek szkoły…

Cofnijmy się jednak w czasie, aby przybliżyć mieszkańców budynku. Nie pustoszał on bowiem całkiem z chwilą zakończenia lekcji.

Na drugim piętrze budynku szkolnego mieszkało małżeństwo nauczycielskie Jellinków (nazwisko bywa pisane przez jedno „l” – Jelinek). Cezary, lat 28, i żona Jadwiga, lat 32, oraz ich 11-letnia córka Marja (Maria).

Według doniesień, Jellinek, człowiek publicznie przyznający się do tego, że jest niewierzący i wyśmiewający praktykujących katolików, był najprawdopodobniej niezrównoważony psychicznie (a może przy okazji był komunistą?). Dla przykładu na radzie pedagogicznej na początku roku 1932 powiedział: „Popielec to głupota i zabobon. Ja do kościoła nie pójdę”, komentując w ten sposób kwestię udziału uczniów i grona pedagogicznego w uroczystościach kościelnych.

W szkole mieszkał też jej kierownik Dudzic, nauczyciel Tadeusz Mickiewicz oraz kolejne małżeństwo nauczycielskie Stępińskich z dziećmi.

Wkrótce po tragedii, do której przejdziemy wkrótce, do naszego miasta przybywają dziennikarze, ale nie tylko lokalni. Są wśród nich wysłannicy popularnego magazynu „Tajny detektyw” wydawanego w Krakowie. Oni również swoją relacę zaczynają od przybliżenia miejsca i sylwetek mieszkańców:

W wiosce Bzin, oddalonej niespełna o 5 km od Skarżyska (pow. konecki) w niewielkiem, skromnie umeblowanym mieszkaniu, na facjacie budynku szkolnego, pędził spokojny żywot wiejskiego nauczyciela Cezary Jellinek (lat 28) wraz ze swą żoną Jadwigą, również nauczycielką, starszą od niego o cztery lata, oraz 11-letnia pasierbicą, Marją. Jellinkowie zarabiali z górą 400 zł miesięcznie, pozatem Jellinek pełnił obowiązki sekretarza w kasie stowarzyszenia „Praca” w Fabryce Amunicji w Skarżysku, pracując tam w godzinach wieczorowych.

A więc byt tej nielicznej rodziny, nieżyjącej ponad stan – był całkowicie zapewniony i, jak na dzisiejsze ciężkie czasy, mógł nawet dla wielu ludzi pracy stanowić przedmiot zazdrości. Pożycie małżeńskie Jellinków płynęło na pozór w niezmąconym spokoju, w przykładnej zgodzie, to też nikt z sąsiadów i znajomych nie miał nigdy powodu do złośliwych plotek, tak częstych i powszednich w prowincjonalnym partykularzu. Jellinkowie spędzali większą część swego pracowitego życia w murach szkolnych oraz w swem przytulnem mieszkaniu na facjatce, gdzie zajmowali trzy niewielkie ubikacje i tylko od czasu do czasu udawali się do pobliskiego Skarżyska, szukając godziwej rozrywki w jednem z dwóch tamtejszych kin. Niekiedy przyjmowali i siebie znajomych, przeważnie nauczycieli, lub też urzędników z Fabryki Amunicji i na tem kończyło się ich życie towarzyskie.
Tajny detektyw

Rodzina Jellinków; fot. Tajny detektyw

Sielskie życie z tragicznym finałem

To pozornie sielskie i spokojne życie rodziny z Bzina, który kilka lat później stanie się osiedlem błyskawicznie rozwijającego  się Skarżyska-Kamiennej, miało zakończyć się w płomieniach w nocy z 17 na 18 lutego 1932 roku

Jednak cofnijmy się jeszcze w czasie do ostatnich chwil przed pożarem. Tak opisuje ostatnie godziny przed tragedią „Tajny detektyw”:

Wieczorem dnia 17 lutego b.r. Jellinkowie mieli u siebie gości. Skromne przyjęcie upływało wśród wesołego nastroju i niezmąconej pogody. Nic nie zwiastowało groźnych chmur, zbierających się nad głowami – chmur, z których wnet paść miał śmiertelny grom, kładący kres życiu trojga ludzi…

Goście rozeszli się… Jellinkowie zostali sami. Wioska pogrążyła się we śnie, tylko gwizd lokomotyw z pobliskiej stacji węzłowej Skarżysko przerywał ciszę nocy…
Tajny detektyw

Pozornie wiec nic nie zwiastowało tragicznych zdarzeń, jakie miały nadejść już we wczesnych godzinach nocnych 18 lutego.

Znów zaglądamy do „Tajnego detektywa”:

O godzinie 3 nad ranem straż pożarna Państwowej Fabryki Amunicji w Skarżysku została zawiadomiona, iż płonie budynek szkolny we wsi Bzin. Oddział pogotowia pośpieszył niezwłocznie na pomoc. Przystąpiono do akcji ratowniczej. Z okien mieszkania zajmowanego przez Jellinków buchały kłęby rudawego dymu i płomienie. Rzucono się po schodach na górę, aby ratować rodzinę nauczyciela, o której przypuszczano, że pożar zaskoczył ją w czasie snu. Nikt z ratujących nie zdołał jednak wtargnąć do wnętrza, gdyż rozszerzający się z błyskawiczną szybkością ogień uniemożliwił dostęp na facjatkę.

Zabrano się go gaszenia ognia. Wokół płonącego domu zebrała się niemal cała wieś. Oczy wszystkich patrzyły trwożnie w gorejące otwory okien i jedna myśl straszliwie gnębiła umysły obecnych: „Czy jeszcze żyją? Czy uda się ich jeszcze uratować?” Na facjacie panowała cisza, przerywana tylko sykiem płomieni i trzaskiem walących się belek… Zdumieni rosło wśród tłumu: dlaczego nie dają żadnego znaku życia? Czyżby zostali odurzeni dymem? Hydranty strażackie pracowały z wysiłkiem, nie mogąc jednakże pokonać groźnego żywiołu, szalejącego z niesłychaną pasją. – To nie jest zwykły pożar – twierdzili strażacy, których już przedtem zastanowił zapach spirytusu denaturowanego, jaki poczuli w momencie rozpoczęcia akcji ratowniczej…
Tajny detektyw

Akcja gaśnicza miejscowej straży pożarnej i pomoc okolicznych mieszkańców pozwalają uratować dwie dolne kondygnacje niedawno wybudowanego nowoczesnego budynku przy ulicy Krakowskiej, vis a vis dawnych budynków zawiadowcy huty Bzin i dawnej poczty.

Strażacy dostali się na płonące drugie piętro dzięki drabinom, a następnie przez okna weszli do budynku. Na szczęście mieszkający w szkole kierownik Dudzic, nauczyciel Tadeusz Mickiewicz oraz małżeństwo nauczycielskie Stępińskich z dziećmi, a także dorobek ich życia i pracy, uratowali się z pożaru. To dzięki temu, że ich mieszkania znajdowały się na pierwszym piętrze, na które pożar nie przedarł się dzięki udanej akcji gaśniczej. Po uciążliwych wysiłkach udało się wreszcie straży pożar ugasić.

To, co zobaczyli strażacy, mogło, pomimo wciąż wszechobecnego żaru, zmrozić krew w żyłach:

Świtało już, gdy ostatnie strumienie wody padały z hydrantów na tlejące belki górnego piętra. Gdy straż ogniowa wkroczyła na zgliszcza, przedstawił się jej następujący obraz: W kuchni na powyginanych prętach łóżka leżały zwęglone zwłoki pasierbicy Jellinka. W sypialni zaś na poskręcanej przez płomienie siatce łóżka leżał zwęglony trup Jellinkowej, zaś tuż obok, na podłodze, zczerniałe zwłoki jej męża.Tajny detektyw

Nie tylko płomienie

Od początku tego okropnego wydarzenia strażacy i gapie zadawali sobie bowiem pytanie: Czy ten pożar to przypadek?

Nocna akcja gaśnicza, kolejny dzień i oględziny miejsca tragedii pozwoliły rozwikłać tajemnicę. Okazało się, że na najwyższej kondygnacji rozegrała się w nocy okropna tragedia.

Tak opisał nocny dramat „Tajny detektyw”:

Wynik oględzin dał następujące rezultaty. Stwierdzono mianowicie, iż Jellinkowa została zamordowana nożem myśliwskim, jakiego niegdyś używano przy polowaniach na niedźwiedzie; osmalony ten nóź tkwił bowiem pod lewą łopatką Jellinkowej na głębokości 20 cm. Jedenastoletnia Marja miała usta zakneblowane starą damską pończochą i szalikiem Jellinka, głowę zaś owiniętą jakąś szmatą. Ręce miała związane jakimś paskiem, od którego sprzączka leżała na jej piersiach. U Jellinka stwierdzono ślady trzykrotnego postrzału z rewolweru w głowę.

Na podstawie powyższych danych komisja przyszła do wniosku, że Jellinek zamordował swą żonę, udusił swą pasierbicę, podpalił przy pomocy spirytusu denaturowego mieszkanie i wreszcie sam się pozbawił życia przy łóżku swej żony.
Tajny detektyw

Pierwszymi, którzy relacjonowali nocne tragiczne wydarzenia, byli sąsiedzi i okoliczni mieszkańcy. W materiałach, do których dotarł Piotr Kardyś, czytamy:

Jako pierwszy całą sytuację zaobserwował Tadeusz Mickiewicz, który w nocy zaglądał do mieszkania Jelinków, z zapytaniem, czy wszystko w porządku, słyszał bowiem jakieś krzyki dziecka. W odpowiedzi Jelinek zapewnił go, że wszystko jest w porządku. Mickiewicz był również pierwszym, który zobaczył kłęby dymu wydostające się przez drzwi mieszkania Jelinków i zaalarmował straż pożarną.

Inny ze świadków, niejaki Mieczysław Wieczorkowski, mieszkający w pobliżu, miał zeznać, że gdy wbiegł do sypialni Jelinków, dopiero wówczas zbrodniarz miał podpalić mieszkanie i strzelić sobie w głowę, ale ta wersja wydaje się być mało prawdopodobna. Jak widać, obie relacje znacznie się różnią i być może są efektem chęci zaistnienia w lokalnej „prasie”.

 

Podoba Ci sie ten tekst? A może też inne na ProSkarżysko? Więc może postawisz nam kawę? Dziękujemy! 🙂

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Potwierdza to dziennikarska relacja „Tajnego detektywa”:

Tadeusz Mickiewicz, sąsiad i przyjaciel rodziny Jellinków, zamieszkały z nimi w jednym domu, człowiek o przenikliwym spojrzeniu, niechętnie udziela informacyj naszemu przedstawicielowi… W rozmowie z nim doznaje się dziwnego uczucia, że człowiek ten mógłby dużo powiedzieć, gdyby tylko chciał… Lecz mówi niewiele, ostrożnie ważąc każde słowo:

„…Późnym wieczorem, siedząc w swem mieszkaniu, porządkowałem stare szpargały. Wybiła dwunasta godzina, gdy usłyszałem nagle dwukrotny krzyk pasierbicy Jellinka. Otworzyłem drzwi i zacząłem nadsłuchiwać. Prawdopodobnie Jellinek usłyszał skrzyp otwieranych drzwi i zdenerwowanym głosem wykrztusił: „ No, cicho! Nie bój się, cicho!”… Poczem widocznie zainscenizował rozmowę z żoną, która być może już w tej chwili nie żyła, mówiąc: „To ona się we śnie tak przestraszyła czegoś”. Uspokojony wszedłem z  powrotem do mieszkania. Po trzech kwadransach usłyszałem powtórnie krzyk Marysi. Znów wybiegłem na korytarz i zapukałem do mieszkania Jellinków. Nie otworzono mi. Słyszałem tylko przez drzwi, jak Jellinek uspokajał swą pasierbicę. Wobec tego powróciłem do siebie. i położyłem się spać. O godzinie 2 m. 30 obudził mnie gryzący dym i zapach spalenizny. Wybiegłem na korytarz i zauważyłem, że z mieszkania Jellinków dobywają się kłęby dymu. Wyłamałem drzwi, usiłując wejść do środka, lecz odrzucony zostałem falą dymu i ognia. Pobiegłem szybko na dół i zaalarmowałem okolicznych mieszkańców, następnie pobiegłem do Fabryki Amunicji i zawiadomiłem o pożarze straż ogniową”. Mickiewicz urywa na tem.

(…) Zwracamy się do następnego świadka p. Mieczysława Wieczorkowskiego, mieszkańca wioski Bzin, który krytycznej nocy pierwszy usiłował wtargnąć do sypialni Jellinków w początkowej fazie pożaru. Wieczorkowski – młody, energiczny człowiek, mówi z przejęciem w głosie:

„Zbudził mnie krzyk i wołania: „Pali się!” Zerwałem się szybko z łożka, ubrałem się w okamgnieniu i wybiegłem przed dom. Zauważyłem ogień i dym na facjacie budynku szkolnego. Pobiegłem tam pędem, wbiegłem na schody i chciałem dostać się na górne piętro, ale dym był duszący, że musiałem się cofnąć. Wtedy postarałem się o drabinę, którą przystawiłem do okna płonącego mieszkania i wszedłem po niej w górę. Okno było zamknięte. Zdjąłem z nogi kalosz i rozbiłem szybę. W tym momencie zauważyłem stojącego przy łóżku żony nauczyciela Jellinka z przyłożonym rewolwerem do podbródka i za chwilę padły trzy strzały, poczem Jellinek runął na podłogę. Ogień szybko się rozszerzał. Czułem zapach denaturatu. Zrozumiałem, że nic tu już nie pomogę, wobec czego zsunąłem się na dół. Jedyną moją myślą było niesienie pomocy przy ratowaniu palącej się szkoły”.

Na tem kończymy rozmowę z Wieczorkowskim i przystępujemy do dokonania zdjęć.
Tajny detektyw

A oto relacja dziennika Ziemia Radomska:

Relacja dziennika Ziemia Radomska

Najważniejsze pytanie: Dlaczego?

Jak donosi „Tajny detektyw”, na miejsce wypadku przybyła wezwana niezwłocznie komisja sądowa z Radomia z pprok. Sachnowiczem na czele i w asyście lekarza sądowego przystąpiła do wizji lokalnej.

Mieszkanie Jellinków przedstawia kupę gruzu i zgliszcz. Dach spalony. Ocalały tylko przedmioty metalowe. Godnym zastanowienia jest fakt, że pomimo skrupulatnych poszukiwań nie znaleziono dotychczas rewolweru samobójcy. Według wszelkiego prawdopodobieństwa został on rozerwany wskutek eksplozji pozostałych w magazynie naboi spowodowanej pożarem. Zwęglone trupy rodziny Jellinków leżą już w trumnach, tworzą bezkształtną zczerniałą masę. Niewątpliwie podłoże tej okrutnej tragedji rodzinnej tkwi znacznie głębiej, a przynajmniej nie tu go trzeba szukać , gdzie wskazuje w swych przypuszczeniach świadek Mickiewicz.

Dochodzenia policyjne zwróciły powszechną uwagę na osobę wiejskiego nauczyciela. Okazało się, że życie jego nie było tak proste, jakby się zdawać mogło. Nie zawsze płynęło ono spokojnym torem zajęć wychowawcy prostych wiejskich dzieci i sekretarza małego stowarzyszenia. Skromy, z zapadłą piersią nauczyciel, miał niegdyś duże aspiracje, chciał się przebić przez życie o własnych siłach, z własnej pracy się utrzymując, studiował politechnikę. Przyszła wojna. Niepewność jutra, wyczerpująca nerwowa praca lotnika wojskowego, ciągła tułaczka, często o chłodzie i głodzie, zrobiły swoje.

Po wojnie z ambitnego studenta politechniki pozostał schorowany, gruźliczy, zniechęcony do życia młody starzec. Czas leczy… Podleczył również Jellinka. Ożenił się, został nauczycielem, aby zarobić na życie i pracować nad dziećmi, może aby je ustrzec od rozczarowań, jakich jemu życie nie szczędziło. Czasami jeszcze zapalał się w nim płomień zapału, wtedy potrafił porwać i innych, tak jak to zrobił przy budowie II-piętrowej szkoły w Bzinie. Częściej jednak ogarniało go zniechęcenie, a nerwy odmawiające posłuszeństwa pchały go do szaleństwa.

Dwukrotnie usiłował już popełnić samobójstwo. Dopiero za trzecim razem, gdy szałem porwany zamordował żonę i, znęcając się, pozbawił życia pasierbicę – kule nie chybiły.
Tajny detektyw

A jakie mogły być motywy? Najbardziej prawdopodobny był domysł, że Cezary Jellinek, jako sekretarz kasy stowarzyszenia „Praca” przy PFA dopuścił się pewnych nadużyć, a właśnie tego dnia, czyli na godziny przed pożarem, rozpoczęła się rewizja ksiąg tejże kasy.

Takie jest też przypuszczenie Tadeusza Mickiewicza, w relacji dla „Tajnego detektywa”:

Rzucamy pytanie: Jak pan przypuszcza, co mogło skłonić Jellinka do tego szalonego czynu? Na twarzy naszego rozmówcy zjawia się zagadkowy uśmiech. Mówi, akcentując każde słowo: „Jellinkowie żyli w przykładnej zgodzie… On był jednakże człowiekiem niesłychanie ambitnym i przewrażliwionym. Właśnie w przeddzień tragicznego wypadku komisja rewizyjna wykryła w księgach kasy „Praca” pewne niedoskonałości, obciążające Jellinka… Kto wie, czy nie to właśnie?… Zresztą, kto może wiedzieć… Ja tylko tak przypuszczam”.Tajny detektyw

Czy dochodzenie potwierdziło tę wersję, czy przyniosło efekt w postaci innej, tego nie wiemy. Prawdę zabrały płomienie… O tragicznych wypadkach pisała jeszcze ponownie Ziemia Radomska

Sprawę ponownie opisał dziennik Ziemia Radomska

Dziś nie ma tez już świadków w postaci murów szkoły. W późniejszych latach szkoła został przebudowana. Miejsce feralnego poddasza zabrało dodatkowe piętro. Po opuszczeniu murów szkoły przez uczniów, miejsce to miało być przebudowane na hotel. Tak się nie stało, a goście zaglądali tam rzadko. Tylko, że nie hotelowi. Byli nimi na przykład żołnierze WOT, którzy ćwiczyli w murach szkoły:

Żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej ćwiczyli w byłej Szkole Podstawowej nr 2. Zaprosili na ćwiczenia młodzież z ZPRW

Przedwojenna tragedia rozegrała się w lutym i również w lutym, w 2021 roku, szkołę wyburzono. Dziś po budynku nie ma śladu. Zostało jedynie ogrodzenie.

Trwa rozbiórka starego budynku Szkoły Podstawowej nr 2 w Skarżysku. Kryje w sobie mroczne i tragiczne historie

 

Podoba Ci sie ten tekst? A może też inne na ProSkarżysko? Więc może postawisz nam kawę? Dziękujemy! 🙂

Postaw mi kawę na buycoffee.to

 

Piotr Kardyś
Paweł Wełpa

Źródła:

relacje, wspomnienia, kroniki w posiadaniu P. Kardysia

Ziemia Radomska, nr 41-42/1932

Tajny detektyw, nr 9/1932, Mazowiecka Biblioteka Cyfrowa

T. Wojewoda, Skarżysko w latach 1918-1939, [w:] Dzieje Skarżyska-Kamiennej. Monografia z okazji 90-lecia nadania praw miejskich, red. K. Zemeła i P. Kardyś, Skarżysko-Kamienna 2013