Sportowcy i trenerzy związani ze Skarżyskiem-Kamienną oraz sąsiednimi miejscowościami byli wśród uczestników Igrzysk Olimpijskich Paryż 2024. I odnosili sukcesy! Największy to srebrny medal Darii Pikulik, kolarki torowej, która urodziła się w Skarżysku.
Igrzyska Olimpijskie w Paryżu, które odbyty się na przełomie lipca i sierpnia 2024 roku skupiły na sobie uwagę całego świata. Nie obyło się bez rozmaitych kontrowersji dotyczących ich przebiegu, głównie aspektów pozasportowych. My jednak skupy się na tym czysto sportowym.
Generalnie występ reprezentacji Polski uznany został za niezbyt udany. Nasi przywieźli z Paryża niby „tylko” dziesięć medali. Jednak dla medalistów to ogromny sukces. I Skarżysko-Kamienna ma w tym dorobku medalowym swój sukces, ponieważ w reprezentacji Polski były również osoby związane z naszym miastem.
Jacek Wosiek – trenowany przez skarżyszczanina, trenuje olimpijczyków
Wśród trenerów reprezentacji Polski w Paryżu był Jacek Wosiek. Kiedyś, u boku nieodżałowanego nieżyjącego trenera Krzysztofa Wolińskiego, zdobywał laury w bieganiu. Teraz on sam trenuje kolejne pokolenia biegaczy.
W Paryżu Jacek Wosiek wystąpił w roli trenera naszych biegaczek maratońskich. Aleksandra Lisowska zajęła 36. miejsce, a Angelika Mach 64. miejsce.
Tomasz Moczek – skarżyski wkład w sukces Igi Świątek
Nie ma chyba nikogo w Polsce, kto nie znałby Igi Świątek. Naszą najlepszą obecnie i w historii polską tenisistkę znają kibice w Polsce i na całym świecie.
Tomasz Moczek na kortach na Bernatce w Skarżysku, 2023 r.
To on jest jednym z tych, którzy dbają o to, aby Iga mogła być rakietą nr 1 na świecie. Liczyliśmy wszyscy, że i w Paryżu Iga Świątek będzie numerem jeden. Tak się jednak nie stało i Polka zdobyła tram brązowy medal za trzecie miejsce. Na drodze do złota stanęła jej w półfinale Chinka Zheng Qinwen, która potem wygrała całe zawody.
Tomasz Moczek w Paryżu również był i razem z Igą Świątek cieszył się z brązowego medalu.
Deni Kožul – olimpijczyk z Paryża i z… Suchedniowa
Olimpijczyka mają też nasi sąsiedzi z Suchedniowa. Mają w sensie takim, że w zespole tenisa stołowego Global Pharma Orlicz 1924 Suchedniów, od nowego sezonu będzie grał Deni Kožul. To reprezentant Słowenii i uczestnik Igrzysk Olimpijskich w Paryżu.
Nowy nabytek suchedniowskiego klubu grającego w LOTTO Superlidze, czyli najwyższej klasie rozrywkowej w Polsce, startował w Paryżu indywidualnie, zajmując miejsca 17–32, oraz w zespole. Słowenia dotarła do 1/8 finału.
Deni Kožul; fot: Global Pharma Orlicz 1924 Suchedniów/Facebook
Mateusz Borkowski – biegał w Skarżysku, pobiegł na igrzyskach
Kolejny reprezentant Polski mający związek z naszym miastem, a też i regionem, to Mateusz Borkowski. Urodził się w Starachowicach, a swój talent rozwijał w Ludowym Klubie Biegacza w pobliskim Rudniku.
Biegacze LKB Rudnik często przyjeżdżali do Skarżyska i uczestniczyli w Memoriale Krzysztofa Wolińskiego oraz Biegu o Błękitną Wstęgę Kamiennej. Był wśród nich Mateusz Borkowski, który zwykł przybiegać na najlepszej pozycji, jak na poniższym zdjęciu, gdzie widzimy go na najwyższym stopniu podium podczas Memoriału Krzysztofa Wolińskiego w 2011 roku.
Mateusz Borkowski na najwyższym podium Memoriału Krzysztofa Wolińskiego 2011, 2. miejsce – Paweł Świetek, 3. miejsce – Damian Sator, siedzą od lewej: wdowa po Krzysztofie Wolińskim Jolanta Wolińska, biegaczka i olimpijka Wioletta Frankiewicz, biegacz Artur Osman, samorządowiec i organizator imprez sportowych Adolf Walkowiak; fot. FotoAdamczyk Piotr Adamczyk/TSK24
W Paryżu Mateusz Borkowski pobiegł na swym koronnym dystansie 800 metrów. Dotarł do repasaży finału. Były to dla niego drugie igrzyska z rzędu. Lepiej poszło mu w Tokio 2021, gdzie wystąpił w półfinale.
Daria Pikulik – „skarżyskie” srebro w Paryżu!
I dochodzimy do największego „skarżyskiego” sukcesu na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu. Wystąpiły tam kolarki torowe – siostry Daria Pikulik i Wiktoria Pikulik. Pochodzą z Gadki koło Skarżyska, bo stamtąd pochodzi ich matka. Daria urodziła się w Skarżysku. Karierę kolarską dziewczęta zaczęły i rozwijają już w Darłowie, ponieważ z tamtych okolic pochodzi ich ojciec.
Obie pojechały do Paryża. Najpierw wystartowały w duecie w konkurencji madison, zajmując siódme miejsce. Daria Pikulik wystartowała też w konkurencji omnium. I sprawiła ogromną niespodziankę, a przy tym taką samą radość, całej Polsce. Zdobyły srebrny medal i tytuł wicemistrzyni olimpijskiej. Uległa tylko amerykance Jennifer Valente, która obroniła tytuł mistrzyni olimpijskiej w omnium.
Działo się to już ostatniego dnia igrzysk i był to ostatni, dziesiąty, medal polskiej reprezentacji w Paryżu.
Daria Pikulik już zdążyła przyjechać do Skarżyska, aby spotkać się z mieszkańcami miasta:
Gareth Southgate zrezygnował ze stanowiska selekcjonera reprezentacji Anglii po Mistrzostwach Europy, co powoduje, że nie ustają spekulacje dotyczące jego następcy. Kto nim zostanie? Analizujemy.
Rezygnacja Garetha Southgate’a
Zajmujący od 2016 roku stanowisko selekcjonera reprezentacji Anglii Gareth Southgate zrezygnował z posady po przegranym finale Euro. W efekcie na Wyspach Brytyjskich trwają poszukiwania selekcjonera, który tchnie nowego ducha w zespół i zdobędzie upragniony tytuł z reprezentacją Synów Albionu. Southgate postrzegany jest bowiem jako przegrany, mimo iż patrząc obiektywnie, jego wyniki z angielską kadrą nie były złe. Dwukrotnie dotarł on z zespołem do finału Mistrzostw Europy, a zmagania w Mundialu w 2018 roku zakończył na etapie półfinału. Problemem był jednak styl, ponieważ Anglicy grali topornie. Nowy selekcjoner ma zatem dać nie tylko wyniki, ale uwolnić również potencjał angielskich gwiazd futbolu.
Lee Carsley tymczasowym selekcjonerem Anglików
Wybór nowego selekcjonera reprezentacji Anglii przedłuża się, co stanowi problem wobec nadchodzących spotkań z Irlandią i Finlandią w ramach Ligi Narodów. Mecze te odbędą się już we wrześniu, w związku z czym federacja dokonała wyboru tymczasowego selekcjonera, który poprowadzi kadrę w tych spotkaniach. Został nim Lee Carsley, czyli dotychczasowy opiekun drużyny do lat 21. Jego atutem jest z pewnością bycie pod ręką oraz znajomość zasad panujących w federacji. Czy ma szanse zostać selekcjonerem na stałe? Obecnie wydają się one niewielkie, ponieważ kibice oczekują zdecydowanie głośniejszego nazwiska, a zarazem człowieka mającego doświadczenie w pracy z najlepszymi piłkarzami na świecie.
Kto zostanie selekcjonerem Anglików?
Pozostawienie tymczasowego selekcjonera na stanowisku wydaje się mało prawdopodobne, w związku z czym Lee Carsley z dużym prawdopodobieństwem wróci do prowadzenia kadry juniorów. Kto obejmie zatem pierwszą reprezentację? W gronie faworytów wymienia się naprawdę głośne nazwiska na czele z Frankiem Lampardem, Thomasem Tuchelem, czy Mauricio Pochettino. Poza tym wśród potencjalnych następców wymienia się także Eddiego Howe’a, Grahama Pottera, czyli trenerów o uznanej renomie na Wyspach Brytyjskich. Zaskoczeniem dla wielu osób może być jednak to, że Anglicy rozważają również kandydaturę kobiety. Chodzi w tym przypadku o 54-letnią Sarinę Wiegman, czyli aktualną trenerkę reprezentacji kobiet, która w 2022 roku poprowadziła Anglię do triumfu w mistrzostwach Europy. Pięć lat wcześniej zdobyła natomiast ten tytuł z Holandią. Zatrudnienie jej w roli selekcjonera mężczyzn byłoby jednak naprawdę ogromną niespodzianką, a zarazem ewenementem na skalę światową.
Podsumowując, należy stwierdzić, że wybór nowego selekcjonera Anglików wzbudza zainteresowanie nie tylko na Wyspach Brytyjskich. Próbując przewidzieć, kto otrzyma posadę, warto zatem śledzić nie tylko spekulacje prasowe, ale również typy bukmacherskie.
Firma Klimek Nieruchomości zaprasza do udziału w zabawie „Zieleń w mieście”. Wybieramy najpiękniejszy osiedlowy ogródek w Skarżysku.
Firma Klimek Nieruchomości i Fundacja Ludzie z Natury zapraszają do wspólnej zabawy „Zieleń w mieście”. Dbasz o rabatę, ogródek przy bloku? Wyślij zdjęcie!
W miejskich osiedlach zieleń odgrywa niezwykle istotną rolę. Stanowi nie tylko estetyczny kontrapunkt dla dominującego betonowego krajobrazu, ale także pełni funkcję miejsca wytchnienia, gdzie mieszkańcy mogą odpocząć, zrelaksować się i poczuć bliżej natury.
Dodatkowo, takie przestrzenie są niezwykle cenne dla lokalnej fauny – ptaków, jaszczurek, małych bezkręgowców, a nawet roślin, które w przeciwnym razie mogłyby mieć trudności z przetrwaniem w miejskim środowisku.
W ramach naszej inicjatywy „Zieleń w mieście” postanowiliśmy przyjrzeć się bliżej zielonym zakątkom, które mieszkańcy tworzą przy swoich blokach. Te ogrody przyblokowe to często efekty wielu godzin pracy, zaangażowania oraz pasji. Wbrew pozorom, nawet niewielkie skrawki ziemi mogą być przekształcone w piękne, zielone oazy, które nie tylko poprawiają estetykę otoczenia, ale także sprzyjają integracji społecznej i promują ekologiczną świadomość.
Zielone Oazy w Betonowej Dżungli
W wielu miastach, gdzie dominują betonowe bloki i asfaltowe chodniki, zielone przestrzenie są na wagę złota. Dlatego tak cenne są inicjatywy, które mają na celu ich tworzenie i pielęgnowanie. Ogródki przyblokowe, choć często niewielkie, mogą stać się prawdziwymi oazami spokoju i piękna. Dzięki nim osiedla nabierają kolorów, a mieszkańcy mają miejsce, w którym mogą oderwać się od zgiełku codzienności.
Każdy taki ogródek jest niepowtarzalny i odzwierciedla osobowość oraz pasje swoich twórców. Niektóre z nich są pełne bujnych rabat kwiatowych, inne zaś charakteryzują się starannie przyciętymi krzewami, malowniczymi oczkami wodnymi czy małymi warzywnikami, w których mieszkańcy uprawiają własne warzywa i zioła. Bez względu na to, jak różnorodne są te zielone przestrzenie, łączy je jedno – są tworzone z miłością do natury i pragnieniem poprawy jakości życia na osiedlach.
Szukamy Najpiękniejszych Ogrodów
W ramach akcji „Zieleń w mieście” zachęcamy mieszkańców do dzielenia się swoimi zielonymi zakątkami. Szukamy najpiękniejszych ogródków przy blokach, które wyróżniają się nie tylko estetyką, ale także kreatywnością i pomysłowością. Chcemy docenić tych, którzy swoją pracą i zaangażowaniem przyczyniają się do tworzenia przyjaznych przestrzeni w miejskiej dżungli.
Każdy, kto posiada ogródek, może wziąć udział w naszej inicjatywie. Wystarczy przesłać zdjęcie swojego zielonego zakątka na adres:
Najpiękniejsze z nadesłanych prac zostaną opublikowane na naszych mediach społecznościowych oraz na stronie internetowej, aby wszyscy mogli zobaczyć te małe, ale jakże znaczące dzieła sztuki ogrodniczej.
Dlaczego To Ważne?
Ogrody przyblokowe pełnią wiele funkcji. Poza oczywistymi walorami estetycznymi, są one miejscem, gdzie sąsiedzi mogą się spotykać, rozmawiać, dzielić doświadczeniami i integrować się. Wspólna praca nad pielęgnacją zieleni może zbliżać ludzi, budować więzi społeczne i wzmacniać poczucie wspólnoty.
Dodatkowo, takie inicjatywy przyczyniają się do zwiększenia świadomości ekologicznej – pokazują, jak ważne jest dbanie o środowisko, nawet w tak małej skali jak osiedlowy ogródek.
Zieleń w mieście to nie tylko estetyczny dodatek, ale kluczowy element, który wpływa na jakość życia. Dlatego zachęcamy wszystkich mieszkańców do zaangażowania się w tworzenie i pielęgnowanie zielonych zakątków. Razem możemy sprawić, że nasze osiedla staną się piękniejsze, bardziej przyjazne i zrównoważone.
Dołącz do nas w odkrywaniu najpiękniejszych, zielonych miejsc w naszych osiedlach – celebrujmy kreatywność, zaangażowanie i miłość do natury!
Firma Klimek Nieruchomości zaprasza do udziału w zabawie „Zieleń w mieście”. Wybieramy najpiękniejszy osiedlowy ogródek w Skarżysku.
W donicach wzdłuż promenady nad zalewem Rejów w Skarżysku-Kamiennej pojawiły się już pierwsze rośliny. Akcję sadzenia zainicjował, nazywając ją eksperymentem społecznym, skarżyski przyrodnik Andrzej Staśkowiak.
Zalew Rejów – duma naszego miasta. Duma, choć daleki jest od ideału. Jego atuty to piękne położenie, bogata przyroda czy obiegająca go ścieżka. Przed laty nazywany był „dumą Kielecczyzny”. Ściągały na jego brzegi tysiące mieszkańców regionu.
Zalew Rejów – podupadła „duma Kielecczyzny”
Jaki Rejów jest dzisiaj, widzimy. Jest daleki od ideału. Zarówno, jeśli chodzi o stan wody, jak i otoczenie. Archaiczny ośrodek, dodatkowo zniszczony pożarem, nadgryziona zębem czasu infrastruktura, a do tego notoryczne problemy z jakością wody w Rejowie, co skutkuje nierzadko zakazem kąpieli. Do tego cegiełkę dokładają ludzie, którzy zostawiają po sobie śmieci nad akwenem i niszczą bądź kradną elementy małej architektury.
Jednym z takich elementów, którego stan „kulał”, były donice pod barierkami wzdłuż promenady od strony torów. Zapewne nawet najstarsi skarżyszczanie nie pamiętają, aby kiedyś cokolwiek w nich rosło. Oprócz chwastów i samosiejek, oczywiście.
Nasz Rejów dba o… nasz Rejów
Teraz przynajmniej ten ostatni mankament Rejowa może stać się nieaktualny. Z inicjatywy Andrzeja Staśkowiaka, znanego w Skarżysku emerytowanego już nauczyciela biologii, ale za to wciąż aktywnego przyrodnika. Andrzej Staśkowiak jest członkiem Stowarzyszenia Nasz Rejów, które swoimi inicjatywami stara się zadbać o zalew i jego otoczenie, głównie w ujęciu przyrodniczym.
Wśród inicjatyw Naszego Rejowa są między innymi:
budki dla ptaków
domki dla kaczek
kaczkomat
dokumentacja dot. cennego przyrodniczo obszaru Dolina Potoku Łzy
ścieżka do pobliskiego kamieniołomu Oczy Ziemi
O ścieżce do Oczu Ziemi wkrótce napiszemy, a o kaczkomacie już pisaliśmy tutaj:
Teraz Andrzej Staśkowiak zainicjował kolejną, już społeczną akcję – sadzenia roślin ozdobnych w ww. donicach. Przykład dał własnym działaniem, sadząc pierwsze rośliny.
Sadzenie roślin na Rejowie Andrzej Staśkowiak nazwał „eksperymentem społecznym”. Można ten termin rozumieć wielorako, a ma ona dać odpowiedź na kilka kwestii, Przede wszystkim, czy skarżyszczanie zaangażują się w upiększanie swojego otoczenia, a potem w utrzymanie tej lepszej jakości wokół nich? Ze społecznego punktu widzenia ważne też będzie, czy ludzie z przeciwnego bieguna, niedbający i niszczący otoczenie, uszanują wysiłek innych?
Wreszcie, ważny jest sam aspekt przyrodniczy. Rośliny same dadzą odpowiedź, czy nadają się do nasadzeń w takim miejscu. A miejsce to nie jest optymalne. O wybór roślin mających szansę tam się przyjąć, zaapelowała Olga Stępień, która w swoich szklarniach uprawia wiele roślin, w tym cieszące się powodzeniem wśród skarżyszczan chryzantemy. Zaproponowała szereg takich, które mają duże szanse się przyjąć w donicach.
Rzuciłem pomysł, chcąc zobaczyć, czy podchwyci. Sam nasadziłem pierwsze rośliny i czekałem na odzew. Już widać, że chwyciło. Nie narzucałem żadnych sztywnych reguł, a chciałem zobaczyć, czy mieszkańcy Skarżyska są skłonni do działania poza wszelkimi strukturami na rzecz własnego otoczenia. Dzięki tym nasadzeniem zobaczymy też, jak rośliny sobie poradzą tym miejscu, czy przetrwają zimę, żeby być może potem wykonać już celowe konkretne nasadzenia.Andrzej Staśkowiak
Andrzej Staśkowiak sadził roślinami wraz z wnukami – Alanem i Tymkiem; fot. archiwum prywatne/Facebook
Skarżyszczanie sadzą, urzędnicy nominują
Ne zasadnicze zagadnienie eksperymentu Andrzeja Staśkowiaka odpowiedź poznaliśmy. Na jego apel odpowiedzieli już pierwsi skarżyszczanie. Swoje rośliny sadzą osoby prywatne, organizacje, firmy oraz instytucje.
Posadziło je między innymi Stowarzyszenie Od Nowa, a w piątek 9 sierpnia 2024 roku wśród sadzących była między innym skarżyska firma Scarnet, dostawca internetu w Skarżysku.
Na Rejowie pojawili się też urzędnicy skarżyskiego magistratu, w tym trio prezydenckie: prezydent Arkadiusz Bogucki oraz jego zastępcy, Iwona Jeziorska i Konrad Wikarjusz. Obecna była też Monika Kopeć, Kierowniczka Referatu Utrzymania i Zieleni jednocześnie pełniąca funkcję ogrodnika miejskiego w Skarżysku. Rzeczniczka prasowa urzędu miasta Izabela Szwagierek zapowiedziała, że służby gminne będą pamiętać o roślinach.
Urzędnicy zainicjowali bardzo modny zwyczaj nominowania kolejnych uczestników. Wybrali kolejny szczebel samorządu, czyli Powiat Skarżyski ze Starostą Skarżyskim Arturem Berusem na czele. Starosta wyzwanie podjął.
I w ten sposób już mamy, a na pewno będziemy mieli jeszcze więcej rozmaitych kwiatów, ziół, bylin czy iglaków. Mamy też nadzieję, że wszystkie donice wzdłuż całej promenady, a jest ich aż około pięciuset, zapełnią się roślinami i zalew Rejów zyska kolejny argument ku temu, aby odzyskać zaszczytne miano „perły Kielecczyzny”.
Zapraszamy na Rejów chętnych z roślinami. Ściągawka dobrych gatunków jest powyżej. Oprócz sadzonek i narzędzi warto też zabrać ziemię, ponieważ w donicach jest jej za mało. Nie trzeba się nigdzie zapisywać.
Życzymy udanych nasadzeń, a potem będzie dumy i satysfakcji z wkładu w nasze otoczenie.
Eksperyment społeczny - sadzenie roślin na promenadzie na Rejowie
„Bracia Krajewscy w walce. Pokąd sił nam starczy” – taki tytuł nosi wystawa, która właśnie została otwarta w Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie. Bohaterami są bracia Krajewscy pochodzący ze Skarżyska-Kamiennej.
Czasy II wojny światowej napisały mnóstwo tragicznych historii. Taka też jest historia rodziny Krajewskich, która przed wojną przybyła do Skarżyska-Kamiennej. Choć ogromem cierpienia, jakie dotknęło Krajewskich, można obdzielić przynajmniej kilka innych rodzin, to bohaterowie tej historii to jednocześnie ludzie odważni, którzy ani myśleli poddać się hitlerowskiemu terrorowi.
Główni bohaterowie „Bracia Krajewscy w walce. Pokąd sił nam starczy” to czterej bracia – Władysław, Leon, Marian i Jerzy. Pierwsi trzej zginęli w czasie wojny, dwaj jeszcze we wrześniu 1939 roku. Przeżył tylko ostatni, jednocześnie najmłodszy – Jerzy. On również ruszał do walki przeciw Niemcom.
Bracia Krajewscy z rodzicami i siostrą
Dramatyczne losy braci przypominają historię innych braci, Amerykanów o nazwisku Ryan, która została spopularyzowana w głośnym filmie „Szeregowiec Ryan”.
Zachęcamy do przeczytania tekstu, który przybliża losy braci Krajewskich na tle braci Ryan i innych podobnych historii z całego świata:
O to, aby dzieje braci Krajewskich nie tylko nie odeszły w zapomnienie, ale też mogło się z nimi zapoznać jak najwięcej Polaków, w tym skarżyszczan, dba potomek rodziny Krzysztof Krajewski-Siuda. Dzięki jego staraniom bracia zostali bohaterami wystawy, która najpierw została zaprezentowana w Muzeum Armii Krajowej, a teraz trafiła do Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich.
Miejsce to nie jest przypadkowe. Z Michniowem najbliżej związany był Jerzy, najmłodszy z braci, który jako jedyny przeżył wojnę. Walczył w oddziałach partyzanckich działających na Wykusie, a więc u Jana Piwnika „Ponurego”. Brał udział między innymi w akcji odwetowej za spalenie Michniowa. Znał więc tę wieś bardzo dobrze.
Wernisaż wystawy odbył się 2 sierpnia 2024 roku. Uczestników wydarzenia powitali, oprócz Krzysztofa Krajewskiego-Siudy, między innymi Katarzyna Korus, dyrektorka Muzeum Wsi Kieleckiej, któremu podlega mauzoleum. Obecni byli przedstawiciele Muzeum Armii Krajowej w Krakowie Jarosław Szarek, dyrektor, oraz Dorota Koczwańska-Kalita, pełnomocnik tego muzeum oraz była naczelniczka Delegatury IPN w Kielcach.
Choć w tytule wystawa wymienieni są bracia, to bohaterem ekspozycji jest cała rodzina Krajewskich. A trzeba wiedzieć, że w działania, najczęściej niepodległościowe, angażowało się wielu jej członków i to już na wiele lat przed II wojną światową.
Przechadzając się po wystawie, przeniesiemy się więc w świat rodziny Krajewskich. Jest tam wiele przedmiotów codziennego użytku, włączając meble, więc poczujemy się, jakbyśmy sami należeli do tej familii. Do tego dochodzi mnóstwo zdjęć, dzięki którym poznamy dzieje rodziny na przestrzeni wielu lat.
Idee, jakimi kierowali się bracia Krajewscy to nie tylko walka, ale też praca. Wystawa pokazuje bohaterów, którzy mieli swoje marzenia, którzy służyli Polsce. Mamy więc tu elementy romantyczne, ale też i pozytywistyczne.Dorota Koczwańska-Kalita
W Michniowie tego dnia pojawili się liczni członkowie rodziny. Oprócz Krzysztofa Krajewskiego-Siudy, byli też jego żona Ewa Krajewska i syn Rafał Krajewski. Byli także Marika Krajewska-Sola, córka Jerzego Krajewskiego oraz porucznik Wojciech Krajewski, syn Leona Krajewskiego, dziś głowa rodziny Krajewskich.
Rodzina Krajewskich
Nie mogła, niestety pojawić się tego dnia w Michniowie nestorka rodu, Danuta Krajewska ps. Danka. Pieszczotliwie zwaną „babunią”, w przeddzień wernisażu, czyli 1 sierpnia, obchodziła 96 urodziny. Jest ona wdową po Jerzym Krajewskim, jedynym z braci, który przeżył wojnę. Z mężem poznali się w Skarżysku, dokąd Danuta również przybyła, z Warszawy, przed wojną.
Jesteśmy w Michniowie. To miejsce jest właściwe, aby opowiedzieć historię rodziny, w tym braci, Krajewskich. Najmłodszy z braci, Jerzy, jedyny, który przeżył, brał udział w odwecie za Michniów. Rodzina jest związana z tymi ziemiami od końca XIX wieku, kiedy to Walenty Teofil Krajewski przybył z Warszawy do Końskich i założył tam restaurację.
Pomyśleliśmy, że to nie jest tylko nasza, rodzinna historia. Że warto ją opowiedzieć i pokazać szerzej, choć to typowa, jedna z wielu takich rodzin w historii Polski. Może zachęci innych do poszukania pamiątek i przypomnienia swoich historii? Krzysztof Krajewski-Siuda
Na wernisażu byli też liczni skarżyszczanie. Część z nich służbowo, w tym przedstawiciele Miejskiego Centrum Kultury oraz Muzeum im. Orła Białego, ale były też osoby bliskie rodzinie. Córką chrzestną Danuty Krewskiej jest skarżyska artystka, znana z wytwarzania pięknych koronek, Alina Krupa. Inny skarżyszczanin, działacz kombatancki i przewodnik turystyczny, to Witold Zajączkowski, który chodził do szkoły z Wojciechem Krajewskim.
Wystawa „Bracia Krajewscy w walce. Pokąd sił nam starczy” będzie czynna w Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie do 10 stycznia 2025 roku. Jest więc dużo czasu, aby ją zobaczyć. Zapraszamy serdecznie wszystkich skarżyszczan i nie tylko. Wstęp do mauzoleum jest bezpłatny.
Mecenasem wystawy „Bracia Krajewscy w walce. Pokąd sił nam starczy” jest Fundacja Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
Na wystawę „Bracia Krajewscy w walce. Pokąd sił nam starczy” zaprasza Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie.
Potem czas na Skarżysko?
Wystawa o braciach Krajewskich, jeśli można to tak ująć, zbliża się do Skarżyska. Najpierw Kraków, teraz Michniów, więc jest już tylko o krok od Skarżyska-Kamiennej. Można się bowiem pokusić o stwierdzenie, że nasze miasto jest miastem rodzinnym Krajewskich. Choć rodzina pochodzi z Warszawy, potem zamieszkała w Końskich, to częściowo związała swoje losy ze Skarżyskiem. Tu spoczywają rodzice i siostra braci, a rodzinny grób Krajewskich na cmentarzu na Zachodnim jest też symbolicznym grobem trzech z tragicznie poległych na wojnie braci.
Trwają już rozmowy, które mają doprowadzić do tego, aby wystawa „Bracia Krajewscy w walce. Pokąd sił nam starczy” trafiła też do Skarżyska, przynajmniej w części. Krzysztof Krajewski-Siuda planuje też zorganizowanie konkursów dla dzieci i młodzieży, w których będą mogli wziąć udział również młodzi skarżyszczanie. Są też plany na inne wydarzenia, które przybliżą w naszych okolicach historię braci Krajewskich.
Bracia Krajewscy wraz z rodziną i ich, z jednej strony, tragedia, ale też oddanie na rzecz zarówno ojczyzny, jak i lokalnej społeczności, sprawiają, że warto też upamiętnić ich w jakiś inny sposób w Skarżysku-Kamiennej.
O wydarzeniach i inicjatywach dotyczących braci Krajewskich będziemy informować.
Wystawa „Bracia Krajewscy w walce. Pokąd sił nam starczy” – Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich...
„Szlakiem rodów w Koronie i Litwie najznaczniejszych: Odrowążów, Radziwiłłów, Małachowskich i Sołtyków” to wycieczka, na jaką zaprasza Fundacja Wczoraj dla Jutra. Poznamy historie ludzi, których władza i wpływy sięgały daleko poza ich majątki znajdujące się na granicy dzisiejszych województw świętokrzyskiego i mazowieckiego.
Fundacja Wczoraj dla Jutra ze Skarżyska-Kamiennej, której spacery historyczne po Skarżysku-Kamiennej organizowane wraz z partnerami, okazały się ogromnym sukcesem, teraz zaprasza na wycieczki autokarowe już poza Skarżysko. Tam również można poznawać bardzo ciekawą historię i kryjące się za nią wydarzenia, ludzi, ciekawostki i tajemnice.
Spacery noszą nazwę „Chodźmy w miasto!”, a wycieczki analogicznie do nich:
Jedźmy w Polskę!
Wśród nich jest wycieczka:
Szlakiem Rodów w Koronie i Litwie Najznaczniejszych: Odrowążów, Radziwiłłów, Małachowskich i Sołtyków
To niesamowita podróż śladami znamienitych rodów dawnej Polski, które miały wpływ nie tylko na swoje ziemie i ich okolice, ale też na dzieje Polski i Europy. A to wszystko działo się na stosunkowo niewielkim obszarze na granicy dzisiejszych województw świętokrzyskiego i mazowieckiego.
Między Końskimi a Szydłowcem jest ok. 32 km, między Chlewiskami a Odrowążem zaś ok. 15 km. Wyobraźmy sobie teraz, że właśnie na tym obszarze od XV do XIX wieku zapisywano najważniejsze karty historii Polski i Europy.
Trudno uwierzyć? A jeśli przypomnimy, że właściciele oraz kreatorzy okolicznych miasteczek, miejscowości przez blisko cztery wieki zajmowali najwyższe urzędy i godności w Królestwie Polskim oraz Wielkim Księstwie Litewskim, byli wychowawcami, nauczycielami kolejnych monarchów zasiadających na polskim i litewskim tronie? Jeśli przywołamy postacie, które wraz z cesarzami i królami ustalały polityczny kształt Europy, uzyskując dla siebie i swoich rodów tytuły książąt i hrabiów Cesarstwa?
Jeżeli uświadomimy sobie, iż na tym terenie pozostało do dziś pięć niezwykłych rezydencji, szereg wyjątkowych świątyń i wielkich zakładów przemysłowych świadczących o majątku i potędze właścicieli?
Tak. To właśnie w tych miejscach żyli i działali biskupi krakowscy, kanclerze koronni oraz litewscy, wojewodowie i kasztelanowie krakowscy, współtwórcy Konstytucji 3 Maja oraz przedstawiciele najzamożniejszych i najbardziej wpływowych rodzin Europy. Przyjaciele królów, mecenasi kultury, uczeni i wielcy politycy. Fundacja Wczoraj dla Jutra
Pałac w Chlewiskach, w którym obecnie funkcjonuje Manor House; fot. Wikipedia autorstwa Konarski – Praca własna, CC BY 3.0, Link
Niektórzy bohaterowie wycieczki:
Stanisław Odrowąż Szydłowiecki – z Janem Długoszem zajmował się wychowaniem synów Kazimierza Jagiellończyka, czyli… trzech kolejnych królów! Sam brał udział w walkach o tron Węgier i Czech dla Jagiellonów.
Krzysztof Szydłowiecki – jego syn, kanclerz wielki koronny. Dyplomaci mawiali o nim, iż w tej części Europy nic się nie może wydarzyć bez jego udziału. Dla potwierdzenia tych słów sam cesarz Maksymilian Habsburg nadał mu godność barona Rzeszy.
rodzina Radziwiłłów – przejęła Szydłowiec i okolice w XVI wieku. Zaliczana do najznaczniejszych familii europejskich, znana „Potopu” Henryka Sienkiewicza. Jedna jej gałąź rezydowała przez blisko 300 lat w Szydłowcu.
Piotr Chlewicki – przyjaciel i towarzysz króla Zygmunta I Starego, jeden z kolejnych właścicieli dóbr w Chlewiskach. Chlewiska dziś to malownicza, spokojna wieś, która pamięta jednakże najazdy tatarskie z XIII wieku
Stanisław Sołtyk – marszałek Sejmu Księstwa Warszawskiego i jeden z twórców konstytucji 3 Maja!
Małachowscy herbu Nałęcz – właściciele dóbr w Końskich. Tak, to oni nazwali Bochotnicę w woj. lubelskim Nałęczowem! Końskie szczególnie upodobał sobie Jan Małachowski, kanclerz wielki koronny, bliski współpracownik króla Augusta III i jeden z najzamożniejszych ludzi w kraju.
Dlatego właśnie warto wybrać się na wycieczkę ich śladem, by poznać nie tylko ich historie, ale też zobaczyć ich majątki, żeby podejrzeć, jak żyli.
Trasa wycieczki:
Skarżysko-Kamienna – start
Odrowąż – kościół św. Jacka i św. Katarzyny
Końskie – kolegiata i pałac Małachowskich herbu Nałęcz wraz parkiem
Chlewiska – pałac Odrowążów, Potkańskich, Platerów i Sołtyków, czyli obecnie Manor House, oraz Huta Chlewiska
Szydłowiec – XIV-wieczny kościół św. Zygmunta oraz pałac Szydłowieckich i Radziwiłłów.
Skarżysko-Kamienna – zakończenie
Świątynia grecka w zespole parkowo-pałacowym w Końskich; fot. Wikipedia, autorstwa Jacmu – Praca własna, CC BY-SA 3.0 pl, Link
Terminy wycieczek
Najbliższy termin:
Niedziela 11 sierpnia 2024 r.
Wyjazd: godz. 10.00 spod Miejskiego Centrum Kultury w Skarżysku-Kamiennej. Jest możliwość dołączenia do wycieczki na odcinku Skarżysko – Odrowąż.
Powrót: ok. godz. 18.00 pod MCK w Skarżysku.
Koszt: 130 złotych od osoby
Cena obejmuje:
transport
ubezpieczenie
bilety wstępu do instytucji
przewodników
pamiątkowe wideo
A do tego wszystkiego jeszcze konkurs!
Każdy, kto weźmie udział w najbliższym wyjeździe, może WYGRAĆ:
zestaw naszych lokalnych wydawnictw historycznych
bilet na dowolny kolejny wyjazd organizowany przez Fundację Wczoraj dla Jutra
indywidualny lub też w gronie rodzinnym spacer tematyczny po Skarżysku-Kamiennej w ustalonym terminie z naszymi przewodnikami
Transport niemieckiego sprzętu wojskowego w czasie II wojny światowej na dworcu PKP w Skarżysku-Kamiennej, fot. FotoPolska, autor nieznany
3 sierpnia 1944 roku zlikwidowany został Leo Metz, szef niemieckiej policji kryminalnej w naszym mieście. Metz nazywany był „katem Skarżyska”. W roli egzekutora wystąpił skarżyszczanin Tadeusz Matejszczak, żołnierz Armii Krajowej.
Trwa II wojna światowa. Wojenna pożoga nie tylko nie omija Skarżyska-Kamiennej, ale doświadcza nasze miasto szczególnie mocno. Mieszkańcy Skarżyska i okolic giną w dużych egzekucjach na Brzasku i Borze oraz w wielu mniejszych w różnych miejsca miasta. Ofiar jest mnóstwo też w obozie pracy na terenie fabryki HASAG, która powstała w Państwowej Fabryce Amunicji, czyli dzisiejszym Mesko. Miejsc kaźni jest więcej, jak choćby więzienie w nieistniejącej już szkole podstawowej na Bzinku przy starej Siódemce. A przecież było jeszcze żydowskie getto.
Każda ofiara to ogromna tragedia skarżyszczan. Wiele rodzin kogoś traci. Są i takie, dla których świat się niemal wali, jak choćby rodzina Krajewskich, gdzie z czterech braci trzech ginie jeszcze we wrześniu:
Historyk Instytutu Pamięci Narodowej oddziału w Radomiu Sebastian Piątkowski przed kilku laty podczas spotkania w Szkole Podstawowej nr 1 (również miejscu kaźni) podkreślił, że Skarżysko-Kamienna było w czasie wojny miastem wyjątkowym, jeśli chodzi o skalę zaangażowania konspiracyjnego mieszkańców. Niestety, nasze miasto zapłaciło za to wyjątkowo wysoką cenę.
Nie znam żadnego innego miasta w centralnej części Polski tak zaangażowanego w czasie wojny i jednocześnie miasta, które poniosło tak duże straty w tamtym czasie.Sebastian Piątkowski
W pamięci skarżyszczan z pewnością nie zachowało się wiele konkretnych nazwisk tych, którzy przynieśli do naszego miasta śmierć i zniszczenie. W większości, poza może najwyższymi rangą, pozostawali anonimowi. Mówimy o nich Niemcy, mówimy naziści albo bardziej eufemistycznie – „hitlerowcy”.
Jednakże był wśród nich człowiek, którego nazwisko szczególnie boleśnie zapisało się w świadomości ówczesnych skarżyszczan…
Leo Metz – kat Skarżyska
Leo Metz, którego nazwisko pisano też Leo Metza, pojawił się w Skarżysku tuż po wybuchu II wojny światowej. Przed wojną służył w Polskiej Policji Państwowej w Wieluniu. Wtedy nosił nazwisko Leon Metza. Jak podają źródła, jest mało prawdopodobne, aby i przed wojną nie był agentem niemieckiego wywiadu. Natychmiast bowiem po ataku na Polskę otrzymał nominację na stanowisko Kripo – Kriminal Polizei – czyli policji kryminalnej w Skarżysku-Kamiennej. Taką funkcję musiał otrzymać człowiek mocno oddany Niemcom.
Leo Metz jest wysoki, barczystej postury, a jego cechą charakterystyczną jest zajęcza warga. Samym wyglądem budził grozę. W relacjach czytamy, że nie ma w zwyczaju na co dzień nosić munduru, a nosi się w garniturze. W ten sposób łatwiej mu tropić potencjalne ofiary.
Leo Metz (w środku dolnego rzędu) wśród niemieckich policjantów w Skarżysku; fot. IPN
Szybko zaczyna dawać wyraz swojemu bestialstwu. Ma mieć dwa swoje ulubione miejsca kaźni. Jedno naprzeciw swojego mieszkania w kamienicy na rogu ulic Podjazdowej i Limanowskiego. Drugie to doły w okolicach odlewni Witwickich.
Relacje z jego „dokonań” są drastyczne. Jak z akcji na dworcu kolejowym w Skarżysku, którą opisują Jan Łysek i Stanisław Berus w Słowie Ludu w 1961 roku:
Lato 1941 roku. Trudności z żywnością. Co śmielsi wyruszają na wieś, by zaopatrzyć swe rodziny w podstawowe artykuły. Na dworcu kolejowym w Skarżysku obława. Żandarmi rewidują pasażerów. Przewodzi żandarmom jegomość w cywilnym garniturze. To Metza. Nie miał w zwyczaju nosić munduru. Dzięki cywilnemu ubraniu mógł łatwiej tropić swe ofiary.
W walizce młodego mężczyzny żandarmi znajdują mięso. Mocne uderzenia w twarz pięścią są zapowiedzią tego, co stanie się później. Nie ma powrotu z hitlerowskich rąk. Iskierka nadziei w ucieczce. Bity właściciel pechowej walizki decyduje się błyskawicznie. Rozpaczliwy skok i jest już w drzwiach wagonu. Jeden z żandarmów strzela za uciekającym, lecz nie trafia. Ofiara olbrzymimi skokami, na jakie człowiek może się zdobyć tylko w panicznym strachu, ucieka przez zbocze nasypu kolejowego.
Wtedy pistolet wyciąga Metza. Nie jest zdenerwowany. Flegmatycznie naprowadza bron w kierunku zbiega. Jest już na przedłużeniu linii szczerbinki i muszki. Strzał…
Biegnący człowiek jak szarpnięty przystaje, łamie się w pół i pada na zieloną murawę. Gdy podchodzą żandarmi, ofiara jeszcze żyje. Metza wymierza tęgiego kopniaka w skurczoną bólem twarz. Ranny leży na wznak. Otwiera przerażone oczy. Wtedy z rąk Metzy pada drugi strzał.
Jak niesie po Skarżysku wieść, Leo Metza od razu po egzekucjach oddaje się pijaństwu. Często w lokalnych szynkach wraz z alkoholem zamawiał też miskę z wodą i ręcznik, aby umyć zbryzgane krwią ofiar ręce. Myje się w sali jadalnej…
Polskie podziemie wydaje na Leo Metza wyrok śmierci. Jednak jego wykonanie nie jest łatwe z kilku powodów. Przede wszystkim, jako cenny dla hitlerowców, Metz otrzymuje stałą obstawę. Gdy porusza się ulicami Skarżyska, zawsze towarzyszą mu żandarmi.
Ponadto, Niemcy świadomi tego, że Polacy chcą go zlikwidować, trzymają zakładników. W przypadku egzekucji na „kacie Skarżyska” najpewniej dojdzie do zemsty , najpewniej również na mieszkańcach miasta.
Sam Metz też, wie, że jest na celowniku naszej konspiracji. Jest ostrzegany, że poniesie konsekwencje swoich zbrodni na Polakach i Żydach. Niewiele sobie jednak z tego robi. Wręcz obnosi się ze swoim okrucieństwem podsycanym poczuciem bezkarności.
Pewny siebie jest do samego końca i zapewne też pewny, że Polacy nie odważą się go zlikwidować. Wciąż ma obstawę, jest oczywiście uzbrojony, a gdy oddaje się knajpianym libacjom, zawsze siada przodem do wejścia, aby móc zareagować w razie potrzeby…
Zlikwidować kata!
W 1944 roku zmienia się jednak sytuacja wojenna. Niemiecka machina wojenna daleka jest już od swojej początkowej precyzji. Niemcy są w odwrocie i niekoniecznie już mają na tyle ludzi, aby skutecznie chronić jednego człowieka, nawet o tak wysokiej pozycji jak Leo Metz. On sam też zdaje sobie z tego sprawę i szykuje się do ewakuacji. Za cel obiera sobie Częstochowę.
Armia Krajowa wie o jego planach ucieczki. Zdobywa informację, że Metz 3 sierpnia 1944 roku planuje udać się pociągiem na Końskie. Akowcy postanawiają ze dokonają egzekucji, gdy Metz będzie udawał się na dworzec. Robi to zawsze bryczką. Taki sam pojazd szykują sobie zamachowcy. Metz jednak wyczuwa, że grozi mu bezpieczeństwo. Na dworzec jedzie inną drogą. Tam jest już jednak zbyt dużo ludzi, a wśród nich wielu uzbrojonych Niemców. Tam zadanie jest zbyt trudne do wykonania i niebezpieczne dla konspiratorów.
Pojawia się pomysł likwidacji oprawcy już w samym pociągu. To też trudne, ale potem może już nie być szansy. I w tym momencie z pomocą przychodzi zrządzenie losu. Linia kolejowa na Końskie na wysokości Bliżyna zostaje minionej nocy wysadzona przez partyzantów. Pociąg nie odjeżdża. Metz zostaje w Skarżysku. Trzeba było działać szybko.
Konspiratorzy postanawiają iść na całość. Muszą wykonać zadanie. Wywiad śledzi Metza, który z kata ma się stać ofiarą. Ten udaje się do jednej ze swoich ulubionych wyszynków – restauracji Ireny i Wiktora Gellerów na ulicy 1 Maja 20 (ulica nosiła wówczas nazwę Piłsudskiego). Wówczas są tam dwa lokale – z lewej strony restauracja Gellerów, a z prawej masarnia Gajka.
Kamienica ta stoi do dziś. Skarżyszczanie powinni ja kojarzyć. Znajduje się po sąsiedzku z marketem Biedronka, gdzie przecież bywają często na zakupach. I dziś pod numerem 20 są dwa lokale, ale nie działa w nich żaden biznes.
W akcji biorą udział Zdzisław Kochanek i jego brat Stanisław Kochanek „Antoniak”, Józef Kotlęga „Błyskawica”, Henryk Kucharski, Witold Połcik, Henryk Herman, Czesław Matejszczak oraz jego brat Tadeusz Matejszczak „Kciuk”.
Sześć kulek Tadeusza Matejszczaka
Egzekucję mają wykonać Stanisław Kochanek i Tadeusz Matejszczak. To oni wchodzą do lokalu. Strzał mają oddać przy zmawianiu piwa. Zamiast po pieniądze mają sięgnąć po broń, aby ich ruchy nie wzbudzały podejrzeń.
Sprawy jednak nie układają się do końca po myśli zamachowców. Najpierw ulicą przemieszczają się żołnierze Wehrmachtu. Trzeba być ostrożnym i chwilę odczekać, aż oddalą się na bezpieczną odległość. Czas jednak nagli i Metz może opuścić lokal.
W końcu ruszają, aby wykonać zadanie. Wchodzą do lokalu Gellerów. „Kochanek” rusza do bufetu zamówić piwo, ale nie udaje mu się nawet dokończyć zamówienia. Tadeusz Matejszczak zauważa ruch rąk Metza, interpretując go jako sięganie po broń.
„Kciuk” trzykrotnie strzela w kierunku zbrodniarza ze swojego pistoletu Vis. W lokalu robi się zamieszanie i strzelec już nie realizuje planu zabrania Metzowi dokumentów, a zamiast tego oddaje w kierunku ofiary trzy kolejne strzały. W ciele Metza ląduje sześć „kulek”. Taki właśnie tytuł – Sześć kulek Tadeusza Matejszczaka – nosi opowiadanie Świętosława Krawczyńskiego napisane po latach po spotkaniu z Tadeuszem Matuszczakiem zamieszczone w zbiorze pt. „Raptularz świętokrzyski”.
Stanisław Kochanek i Tadeusz Matejszczak natychmiast opuszczają lokal i pozbywają się broni. Polskie podziemie wreszcie dokonało celu – zlikwidowało kata Skarżyska. Tuż po zamachu na miejscu pojawiają się niemieccy żandarmi, ale AK-owcy są już daleko.
W czasie wojny Niemcy grzebią swoich pobratymców na cmentarzu „Nur fur Deutsche” zlokalizowanym za Górną Kolonią. Pogrzeby odbywały się z pompą, z honorami, z udziałem orkiestry.
Pogrzeb Leo Metza jednak takiej oprawy był pozbawiony. Czy przyczyną było to, że wobec zbliżania się wojsk radzieckich i potrzeby ewakuacji na Zachód, nie było na to już czasu? A może zdecydowało o tym to, że przy ciele Metza znaleziono fałszywe dokumenty i ten fakt uznano za zdradę?
Pogrzeb Metza wyglądał tak, że Niemcy po prostu wrzucili do dołu jego ciało owinięte papierowym siennikiem. Jak pisze Słowo Ludu „nie było salwy honorowej, nie było orkiestry i nie było kapelana”.
Świadkiem pogrzebu był młody chłopiec, który zrelacjonował to wydarzenie dziennikarzom Słowa Ludu. Gazeta nie podaje jego nazwiska, a jedynie inicjały – J.M.
Człowiek ten tak relacjonuje to, co widział dziecięcymi oczami:
Upalnego dnia na niemiecki cmentarz przyjechał wojskowy samochód ciężarowy z czterema żołnierzami. Byłem tweedy młodym chłopcem. Z kilkoma kolegami przyglądałem się ich pracy. Zanosiło się przecież na nową paradę. Jakież było nasze zdziwienie, gdy po wykopaniu mogiły Niemcy nie odjechali, ale wywlekli z samochodu ciężarowego duży siennik papierowy, w który owinięte były zwłoki człowieka Po wrzucenia ciała do dołu jeden z Niemców przyniósł z samochodu drewniany krzyż z napisem: „Leo Metza”.
Pobiegłem z tą wiadomością do domu. Potwierdziła ona krążące o mieście wieści o wykonaniu wyroku na hitlerowskim oprawcy. A tymczasem na cmentarzu Niemcy strudzeni widocznie kopaniem mogiły wyręczyli się przy jej zasypywaniu moimi kolegami. Taki był pogrzeb Metza, hitlerowskiego kata, którego sam widok wzbudzał trwogę wśród mieszkańców Skarżyska.
Skarżyszczanin Tadeusz Matejszczak „Kciuk” – egzekutor kata Skarżyska
Tadeusz Matejszczak urodził się 11 czerwca 1924 roku w Skarżysku-Kamiennej. Uczęszczał do szkoły powszechniej na Dolnej Kamiennej, która z czasem przekształciła się w I Liceum Ogólnokształcące. Naukę tam zakończył w 1938 roku, po czym kontynuował edukację w Technikum Mechanicznym w Radomiu. W 1940 rozpoczął działalność konspiracyjną w Związku Walki Zbrojnej.
Gdy pod koniec 1941 został w Skarżysku zorganizowany Specjalny Pluton Operacyjny, Tadeusz Matejszczak został jego członkiem jako świeżo upieczony absolwent konspiracyjnej Szkoły Podoficerskiej. Wskutek coraz większego zaangażowania w działalność Plutonu Tadeusz Matejszczak musiał przerwać naukę, całkowicie poświęcając się działaniu w konspiracji.
Tadeusz Matejszczak w 1940 r.; fot. autorstwa Foto Sztuka – http://zeszytykombatanckie.pl/kpt-tadeusz-matejszczak-ps-kciuk/ , family archives, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=34405617
Tadeusz Matejszczak w momencie wykonywania egzekucji na „kacie Skarżyska” miał 20 lat. Po zamachu otrzymał awans na stopień sierżanta Armii Krajowej. Wojna wkrótce dobiegła końca, ale na „Kciuka” nie czekały laury, lecz, jako na członka AK, represje ze strony nowych władz. Aby uniknąć reperkusji, wyjechał na Wybrzeże, lecz został tam aresztowany i skazany na cztery lata więzienia. Na mocy amnestii zwolniono go w marcu 1947 roku.
Powrócił do Skarżyska z zamiarem ukończenia szkoły. Jednak powrotu do szkoły mu zabroniono i dopiero na wieczorowych kursach ukończył Technikum Mechaniczne. Jednak w Skarżysku nie mógł otrzymać żadnej pracy. Wreszcie w 1949 roku został zatrudniony w nowo powstającej Fabryce Samochodów Ciężarowych STAR w Starachowicach. Tam pracował aż do emerytury, którą uzyskał w 1983.
Za swoje zasługi na rzecz ojczyzny, został wielokrotnie odznaczany. Ostatnią nominację, na majora, przyznano mu 1 lipca 2007, podczas uroczystości rocznicowych na Brzasku
Tadeusz Matejszczak „Kciuk” zmarł w Skarżysku 19 września 2008 roku w wielu 84 lat. Jest pochowany na cmentarzu na osiedlu Zachodnie w rodzinnym mieście. Spoczywa wraz z zoną Krystyną Matejszczak, żołnierką Armii Krajowej, pseudonim Astra.
Baza Leśna Oskoła to wyjątkowe miejsce stworzone przez Fundację Ludzi z Natury z myślą o dzieciach. Dzieci bawią się tam świetnie, również podczas tegorocznych wakacji. Nakręciły nawet film, a jego bohaterem jest… komar.
Dzieci mają ogromne zasoby kreatywności. W zmieniającym się świecie widzimy, że jest to zdolność, która nabiera coraz większego znaczenia również w życiu zawodowym. Dlatego w dzisiejszych czasach jest to jeszcze bardziej istotne, aby tej kreatywności nie zgasić i nie zamknąć w sztywnych ramach. Jak to zrobić, aby rozwijać twórczość dzieci? Potrzebna jest przestrzeń, w której dzieci mogą się swobodnie wyrazić oraz opiekunowie, którzy poprowadzą i wesprą przez cały proces tworzenia.
Film o komarze oparty na faktach
Tak też się wydarzyło podczas warsztatów filmowych w Bazie Leśna Oskoła. Dzieci i opiekunowie pracowali przez całe kilka dni nad filmem. Inspiracją dla fabuły były zdarzenia autentyczne: dzieci podczas spaceru do lasu zainspirowały się naturą i wymyśliły scenariusz. Przy wsparciu opiekunów przygotowały scenografię i nagrały materiał filmowy. Wszystko zostało zmontowane w specjalnym programie i powstał film poklatkowy „Komar w swoim żywiole”.
Co czeka na Was w Bazie Leśna Oskoła w sierpniu?
Fundacja w sierpniu zaprasza na kolejne spotkania ze sztuką w naturze. W terminie od 19 do 23 sierpnia 2024 roku odbędzie się plener artystyczny. Dzieci w praktyce poznają różne techniki artystyczne: rysunek, ekspresjonizm abstrakcyjny, stworzą kolory z gamy podstawowej. Każdy będzie miał możliwość zrobienia maski teatralne z papier mâché, rzeźby z masy solnej i naturalnych materiałów. Wspólnie uczestnicy stworzą unikatowy materiał ozdobiony… stemplami z ziemniaka.
Baza Leśna Oskoła to miejsce stworzone z pasji do przyrody, ekologii i sztuki. Pasję tę pragniemy przekazywać dalej i zapraszamy dzieci do udziału w wakacyjnych warsztatach „W bliskości z naturą i sztuką”Agata Klimek – wiceprezeska Fundacji Ludzie z Natury
Na ostatni tydzień wakacji (26-30.08.2024) czeka na uczestników warsztat z tworzenia druku botanicznego. Jest to bardzo wyjątkowa technika umożliwiająca uzyskanie niezwykle szczegółowych odcisków roślin na tkaninach. Chociaż efekt pracy wygląda jak zdjęcie, druk botaniczny nie jest techniką fotograficzną, lecz barwierską. Uczestnicy warsztatów wspólnie wykonają cały proces i stworzą niepowtarzalny materiał ozdobiony liśćmi, kwiatami.
Warsztaty odbędą się w Bazie Leśna Oskoła przy ul. Działkowej w Skarżysku-Kamiennej. Na zajęcia obowiązują zapisy:
Bracia Krajewscy z ojcem Władysławem; fot. archiwum rodzinne
Tragiczne losy braci Krajewskich, mieszkańców przedwojennego Skarżyska-Kamiennej, przypominają historię opowiedzianą w głośnym filmie „Szeregowiec Ryan”, który chyba zna większość z nas. Ich w filmie fabularnym nie przedstawiono, ale w dokumentalnych już tak. Teraz będziemy okazję poznać je na wystawie, a poniżej prezentujemy je na naszych łamach.
Jest rok 1998. W kinach na całym świecie widzowie z zapartym tchem śledzą wojenną opowieść przedstawioną w filmie „Szeregowiec Ryan” w reżyserii Stevena Spielberga. Oddział amerykańskich żołnierzy rusza na front, aby odnaleźć tytułowego szeregowego, Jamesa Ryana. Ekspedycja wyrusza po tym, jak okazuje się, że na wojnie zginęło już jego trzech braci. Dowództwo amerykańskiej armii decyduje się podjąć wyzwanie, aby ocalić ostatniego syna już zdruzgotanych rodziców.
Akcja dzieje się w Normandii we Francji po lądowaniu wojsk na tamtejszym wybrzeżu w czerwcu 1944 roku. „Ratownikom” udaje się odnaleźć szeregowego, ale ten decyduje się pozostać na froncie, aby walczyć dalej. James Ryan przeżywa wojnę, choć wielu jego towarzyszy, w tym członkowie ekipy, która go poszukiwała, ginie w walce.
Fabuła filmu oparta jest, choć dość luźno, na prawdziwej historii. Bracia Niland to również amerykanie. Również było ich czterech. Dwóch z nich zginęło właśnie w inwazji na Normandię, a jeden został uznany za zaginionego w wojnie na Pacyfiku. Dowództwo armii zdecydowało więc odesłać jedynego uznawanego wówczas za ocalałego, Fredericka Nilanda, do ojczyzny. To właśnie on stał się pierwowzorem szeregowca Jamesa Ryana.
Historii takich – ogromnych rodzinnych tragedii – gdy w krótkim czasie ginęło kilku członków jednej rodziny, jest jednak więcej.
Jeszcze tragiczniejsza jest historii braci Sullivan, również żołnierzy armii amerykańskiej. Było ich pięciu i wszyscy służyli na jednym okręcie, USS Juneau. Armia nie chciała na to początkowo zezwolić, ale bracia twardo postanowili, że chcą służyć wspólnie, twierdząc, że zawsze i wszędzie trzymają się razem. Wszyscy zginęli w tym samym momencie, gdy ich okręt został zaatakowany przez japoński okręt podwodny. O braciach Sullivan również, jeszcze w czasie wojny, nakręcono film fabularny. Można go pod poniższym linkiem na YouTube. Imieniem braci nazwano potem dwa okręty marynarki USA.
Kolejna rodzinna tragedia to śmierć czterech braci Borgstrom, także służących w armii amerykańskiej, również w czasie II wojny światowej. Trójka braci Rogers, marynarzy armii USA, także poniosła śmierć podczas II wojny światowej. Te tragiczne historie spowodowały, że w armii amerykańskiej ostatecznie wprowadzono zasadę, że członkowie jednej rodziny nie mogą służyć w jednym miejscu.
Podobne do powyższych rodzinne tragedie zdarzały się także w armiach innych państw. W niemieckiej Luftwaffe w ciągu kilku godzin, jednego dnia, w bitwie o Kretę zginęło trzech lotników – braci von Blücher. Podczas I wojny światowej zginęło z kolei pięciu braci Jardot, żołnierzy armii francuskiej.
Powyższe historie są dość dobrze znane. Jedne bardzo dobrze, choćby dzięki filmowi Spielberga, a inne przynajmniej w rodzinnych krajach poszczególnych żołnierzy-braci.
W Polsce też mamy taką historię i o tej, przynajmniej na razie, tak powszechnej wiedzy nie ma. Nawet w ich rodzinnym mieście. A tym miastem jest Skarżysko-Kamienna, a ci bracia to bracia Krajewscy. Także, jak w przypadku Nilandów, było ich czterech…
Krajewscy w Skarżysku
Jest dwudziestolecie międzywojenne. Polska podnosi się po latach zaborów, jakby tego było mało, zakończonych wojną. Ten czas to również okres rozwoju Skarżyska, które w 1923 roku zyskuje prawa miejskie. Rozwija się w tym czasie błyskawicznie, według pewnych źródeł, spośród polskich miast najszybciej zaraz po Gdyni. Do obecnej już w naszym mieście kolei, dochodzą kolejne inwestycje. Jedną z nich jest Państwowa Fabryka Amunicji, czyli dzisiejsze Mesko.
W PFA pracuje Władysław Krajewski ps. Marian. Jest kapitanem pożarnictwa i komendantem straży zakładowej PFA. W przeszłości mocno zaangażowany w walkę o niepodległość, zmuszony do emigracji do Francji, gdzie też angażował się w działania na rzecz ojczyzny.
Z żoną Leokadią, z domu Rychter, mają czterech synów i córkę, również Leokadię. Chłopcy, od najstarszego do najmłodszego, to:
Władysław junior
Leon Teodor
Marian Euzebiusz
Jerzy Józef
Rodzina Krajewskich
Władysław Krajewski senior wychowuje synów w duchu mocno patriotycznym. Postawy prospołeczne zaszczepia też poza kręgiem rodzinnym. Choćby zakładając w Skarżysku strażacką drużynę „Malcy” złożoną z dzieci i młodzieży. Synowie również są aktywni społecznie, między innymi sportowo.
Bracia Krajewscy z ojcem Władysławem; fot. archiwum rodzinne
Postawę życiową Władysława Krajewskiego pięknie puentują jego własne słowa jeszcze sprzed II wojny światowej:
Pracę dla Państwa prowadzę i dziś, ucząc najmłodsze pokolenie prawdziwej ofiarności obywatelskiej nie tylko z mienia, ale i z życia oraz zrozumienia szczytnej idei obowiązku państwowego. Stworzyłem strażacką drużynę „Malców” z chłopców w wieku szkolnym i naprawdę dumnym z niej być mogę. I dokąd tylko sił mi starczy zaprawiał będę młode pokolenia do zaszczytnej pracy obywatelskiej, aby przez wykształcenie obywatelskie młodych przysporzyć chwały i potęgi Najjaśniejszej Rzeczyposolitej.Władysław Krajewski
Czterej bracia Krajewscy z kuzynem; fot. archiwum rodzinne
Wojenna tragedia Krajewskich
Tragedia rodziny Krajewskich ma swój początek już na początku wojny, jeszcze we wrześniu 1939 roku. Działania wojenne wciągają już we wrześniu trzech braci Krajewskich. Jedynie Jerzy, najmłodszy, w chwili wybuchu wojny jeszcze niepełnoletni, nie trafia na front, choć i on później ruszy walczyć za ojczyznę.
Jako pierwszy, 17 września 1939 roku, w obronie Warszawy ginie Marian Krajewski. Wskutek ran postrzałowych umiera w Szpitalu Ujazdowskim w stolicy. Był podchorążym, bombardierem 20 Pułku Artylerii Lekkiej, wcześniej studentem Politechniki Lwowskiej, a jeszcze wcześniej w Skarżysku członkiem Związku Strzeleckiego Strzelec i Klubu Wioślarskiego Rejów. Marian Krajewski spoczął w kwaterze wojskowej na warszawskich cmentarzu na Powązkach. Przyżył 24 lata.
Z czterech braci Krajewskich zostało trzech…
Zaledwie kilka dni później ginie Leon Krajewski. Leon przed wojną również daje się poznać jako utalentowany i zaangażowany społecznie młody człowiek. Idzie w ślady ojca, pracuje jako wice komendant straży pożarnej w Państwowej Fabryce Amunicji, jest kolarzem Granatu Skarżysko, świetnie strzela.
Gdy wybucha wojna, jest podchorążym i plutonowym 8 Pułku Piechoty Legionów, z którym bierze udział w bitwie pod Tomaszowem Lubelskim. 23 września 1939 roku zostaje wysłany na zwiad na motorze i gnie od kuli niemieckiego snajpera. Jego prochy zostają złożone w Antoniówce pod Tomaszowem Lubelskim, na tamtejszym cmentarzu wojennym.Miał zaledwie 25 lat.
Z czterech braci Krajewskich zostało dwóch…
Na poszukiwania grobu Leona rusza Władysław Krajewski junior, najstarszy z braci. Jest inżynierem chemikiem po Politechnice Lwowskiej, również pracownikiem zakładów zbrojeniowych, ale nie w Skarżysku, a w Kraśniku. Tam również powstała fabryka amunicji.
Nie zdążył jednak wykonać postawionego przed sobą zadania, gdyż wskutek zdrady został aresztowany i zamordowany przez gestapo w Rotundzie Zamojskiej. Jego miejsca spoczynku, jako jedynego z braci, nie znamy do dziś. Również dokładnej daty śmierci. Wiadomo jedynie, że było to w 1940 roku. Władysław Krajewski junior przeżył 30 lat.
Z czterech braci Krajewskich przy życiu został już tylko jeden…
Tragiczne wieści o losach braci docierają do Skarżyska, do rodziny. Śmierć synów ma fatalny wpływ na ojca – Władysława Krajewskiego, który zapada się w sobie, praktycznie nie sypia. Noce spędza na czuwaniu, jakby w oczekiwaniu na to, że złe wieści z frontu okażą się jednak nieprawdziwe. Władysław senior umiera najbliższej wiosny, 9 kwietnia 1940 roku w wieku 57 lat. Spoczął na cmentarzu na osiedlu Zachodnie w Skarżysku.
Rodzina Krajewskich traci kolejnego członka rodziny…
Jedynym z ocalałych braci jest najmłodszy, Jerzy Krajewski. Pracuje wtedy w Państwowej Fabryce Amunicji. W naszych realiach nie jest tak jak w amerykańskich. Nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby zrobić wszystko, aby go chronić przed wojenną zawieruchą.
Zresztą, on sam nie unika zaangażowania w działania przeciw okupantowi niemieckiemu. Pracując w Państwowej Fabryce Amunicji działa w konspiracji, ale wskutek wsypy musi się ewakuować. Przed łapanką ostrzega go 5-letni chłopak z sąsiedztwa. Ucieka w Góry Świętokrzyskie i trafia do oddziałów partyzanckich Jana Piwnika „Ponurego”. Zostaje w randze sierżanta podchorążego dowódcą drużyny w 1 Pułku Piechoty Legionów AK. Choć ze względu na ujmujące poczucie humoru nosi pseudonim „Zabawa”, to swoje partyzanckie obowiązki traktuje poważnie. Wykazuje się między innymi w akcji w Michniowie i pod Chotowem.
Kiedy Jerzy Krajewski walczy w partyzantce, u jego matki i siostry pojawia się szpicel i kłamie, że Jerzy umarł, dodając, że był świadkiem jego śmierci. Na wieść o tym matka. Leokadia Krajewska, dostaje wylewu i paraliżu. Jerzemu udaje się wyrwać z lasu i przybywa do rodzinnego domu. Leokadia Krajewska umiera na rękach najmłodszego, jedynego żyjącego syna, 14 listopada 1944 roku. Spoczęła razem z mężem na cmentarzu na Zachodnim.
Rodzina Krajewskich ponosi kolejną ogromną stratę…
Jerzy Krajewski przeżywa wojnę. Po niej, aby uniknąć represji, opuszcza rodzinne strony, zdaje maturę, kończy studia i w zawodzie chemika pracuje w kilku zakładach, w tym w fabryce Jelcz we Wrocławiu. O swojej partyzanckiej przeszłości nie mówi wiele, bojąc się inwigilacji przez służby..
Tam dożywa swoich dniu i w wieku 66 lat umiera 21 lutego 1988 roku. Przeżywa więc swoje rodzeństwo, w tym siostrę Leokadię, i rodziców, Spoczywa na cmentarzu parafialnym św. Rodziny we Wrocławiu.
Każdy z braci spoczywa gdzie indziej. Na rodzinnym grobie na cmentarzu na zachodnim w Skarżysku są symbolicznie wymienieni trzej, polegli w czasie wojny – Marian, Leon i Władysław.
Nagrobek rodziny Krajewskich na cmentarzu na osiedlu Zachodnie
Tym samym zamykają się piękne, choć tragiczne dzieje rodziny Krajewskich – bohaterskich i oddanych ojczyźnie braci oraz ich rodziców.
Jednak pamięć o nich, choć nie jest głośna, nie ginie całkiem. Dbają o to ich potomkowie. Ogromna w tym zasługa Krzysztofa Krajewskiego-Siudy, cenionego krakowskiego psychiatry, który jest też autorem kilku książek, w tym zatytułowanej „Uleczyć Boga w sobie. Z psychiatrą o duchowości”, napisanej wspólnie ze znanym katolickim publicystą Tomaszem Terlikowskim.
Pisze również o swoich przodkach, a przede stara się, aby historia rodziny Krajewskich nie tylko nie zaginęła w mrokach dziejów, ale żeby jak najwięcej ludzi poznało dzieje braci Krajewskich i innych członków rodu. Aby poznało ją jak najwięcej Polaków. Jak najwięcej skarżyszczan również. Żeby dać świadectwo patriotycznej postawy rodziny Krajewskich. Zamiłowaniem do pielęgnowania rodzinne historii zaraża kolejne pokolenie, w tym swoje dzieci, Zofię i Rafała.
Bracia Krajewscy w filmach, książkach, artykułach i na wystawach
O braciach Krajewskich filmu fabularnego nie nakręcono. Wciąż czekają na swojego Spielberga…
Powstały za to filmy dokumentalne. Jeden z nich, można obejrzeć na kanale „Historia dzieje się” na YouTube, w którym o braterskich dziejach braci Krajewskich opowiada Krzysztof Krajewski-Siuda, a o innych czterech polskich braciach, Herzog, uczestnikach obu wojen światowych, opowiada Przemysław Wywiał.
Oto ten film:
Inny film, który opisuje dzieje braci Krajewskich ze Skarżyska, nagrała też Telewizja Polska, a nosi on tytuł „Polski szeregowiec Ryan. Historia braci Krajewskich”. Można go obejrzeć pod tym linkiem:
Bogate dzieje rodziny Krajewskich nie ograniczają się jednak tylko do losów czterech braci i ich najbliższych. Historia ta jest bogatsza i sięga dalej w przeszłość. Również trzej synowie Piotra Krajewskiego, brata Władysława Krajewskiego – Karol Marian Krajewski pseud. Drągal, Wacław Albin Krajewski pseud. Wrzos i Stanisław Krajewski angażowali się podczas II wojny światowej walkę przeciwko wrogowi.
Z kolei Rafał Krajewski, to członek Rządu Narodowego w czasie powstania styczniowego, który został stracony na stokach Cytadeli Warszawskiej, między innymi wraz z Romualdem Trauguttem. Jemu Krzysztof Krajewski-Siuda poświęcił napisaną przez siebie biografię pt. „Rafał Krajewski 1834–1864”.
Teraz dzieje rodziny można poznawać też na wystawie pt.
Najpierw można ją było oglądać w Muzeum Armii Krajowej w Krakowie, a teraz będziemy mieli okazję zobaczyć ją w Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie.
Wernisaż wystawy odbędzie się w piątek 2 sierpnia 2024 roku o godz. 17.00.
Zobacz relację z wernisażu wystawy „Bracia Krajewscy w walce. Pokąd sił nam starczy” w Michniowie:
Wystawa będzie czynna dość długo, bo do 10 stycznia 2024, więc będzie dużo czasu, aby ją odwiedzić i poznać losy braci oraz rodziny Krajewskich. Na ProSkarżysko na pewno o niej napiszemy, ale jednocześnie zachęcamy i zapraszamy do Michniowa.
Muzeum Wsi Kieleckiej i rodzina Krajewskich zapraszają dzieci i młodzież do udziału w konkursach:
Wśród sportowców i trenerów na właśnie trwających Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu są też osoby związane ze Skarżyskiem-Kamienną, Suchedniowem i regionem.
Startowali lub występują u nas, byli lub są sportowcami klubów naszego regionu, a teraz występują w najważniejszej imprezie sportowej, czyli igrzyskach olimpijskich. Mowa o zawodnikach, trenerach i członkach kadry wywodzących się ze Skarżyska-Kamiennej, Suchedniowa i okolic.
Oni już wystąpili na igrzyskach
W przeszłości, zarówno tej niedalekiej, jak i odleglejszej, już mieliśmy okazję dopingować naszych sportowców podczas występów na igrzyskach.
Wioleta Frankiewicz biegała w barwach STS Skarżysko, była podopieczną nieżyjącego trenera Krzysztofa Wolińskiego. W Sydney w 2004 roku dotarła do półfinału w biegu na 1500 metrów, a cztery lata później, na igrzyskach Pekin 2008, zajęła siódme miejsce na dystansie 3000 m.
Wioletta Frankiewicz wystąpiła w Memoriale Krzysztofa Wolińskiego w 2014 roku i wygrała bieg open wśród kobiet
W naszych klubach (najpierw w Granacie, potem w STS-ie) biegał Rafał Wójcik. Na Igrzyskach Olimpijskich Sydney 2000 dotarł do półfinału w biegu na 3000 m z przeszkodami.
Rafał Wójcik był gościem Memoriału Krzysztofa Wolińskiego w 2013 roku
Inni olimpijczycy, którzy w dawniejszych czasach startowali na igrzyskach olimpijskich, to urodzeni w Skarżysku-Kamiennej:
Wanda Wiecha-Wanot – siatkarka, brązowa medalistka igrzysk olimpijskich w Meksyku w 1968
Roman Steblecki – hokeista, uczestnik zimowych igrzysk Calgary 1988
Jan Jankowicz – gimnastyk sportowy, olimpijczyk z Tokio 1964
Irena Milnikiel-Dobrowolska – polska pływaczka, olimpijka z Helsinek 1952
Wojciech Repsz – wioślarz, olimpijczyk z Monachium 1972
Ich sylwetki postaramy się przybliżyć w niedalekiej przyszłości.
W igrzyskach olimpijskich i to dwukrotnie, w Los Angeles w 1984 roku oraz w Seulu w 1988 roku, ale nie jako zawodnik, a sędzia zapasów, wystąpił Ksawery Waliszewski. W Skarżysku zapaśników trenował, a w wielkim świecie ich sędziował.
Szansę na udział w igrzyskach, w Moskwie w 1980 roku, miał wioślarz Klubu Wioślarskiego RejówBogusław Skowerski. Historia z tym związana zasługuje na odrębny tekst, który również wkrótce opublikujemy.
Oni są w Paryżu w 2024
Czas płynie, a my nadal mamy okazję dopingować naszych sportowców w najważniejszej imprezie sportowej globu. W Paryżu jest kilkoro sportowców związanych z naszymi najbliższymi okolicami.
Mateusz Borkowski – olimpijski talent szlifował także w Skarżysku
W Paryżu na 800 metrów pobiegnie Mateusz Borkowski. Nasz reprezentant nie jest bezpośrednio związany ze Skarżyskiem. Urodził się w 1997 roku w Starachowicach, a jego talent eksplodował w Ludowym Klubie Biegacza w pobliskim Rudniku.
O tym, że Mateusz Borkowski jest niezwykle utalentowany, mogliśmy się jednakże przekonać także w Skarżysku. Biegacze LKB Rudnik często przyjeżdżali do Skarżyska i uczestniczyli w Memoriale Krzysztofa Wolińskiego oraz Biegu o Błękitną Wstęgę Kamiennej. Młody Mateusz Borkowski, wtedy podopieczny trenera Sylwestra Dudka, już wtedy pokazywał swój talent, zajmując czołowe pozycje. Obecnie jest zawodnikiem Rudzkiego Klubu Sportowego Łódź.
Mateusz Borkowski na ulicach i na podium w Skarżysku w 2011 roku:
Mateusz Borkowski biegnie ulicą Sienkiewicza w Skarżysku-Kamiennej podczas Memoriału Krzysztofa Wolińskiego 2011; fot. FotoAdamczyk Piotr Adamczyk/TSK24Mateusz Borkowski na podium Memoriału Krzysztofa Wolińskiego 2011; fot. FotoAdamczyk Piotr Adamczyk/TSK24Mateusz Borkowski na najwyższym podium Memoriału Krzysztofa Wolińskiego 2011, 2. miejsce – Paweł Świetek, 3. miejsce – Damian Sator, siedzą od lewej: wdowa po Krzysztofie Wolińskim Jolanta Wolińska, biegaczka i olimpijka Wioletta Frankiewicz, biegacz Artur Osman, samorządowiec i organizator imprez sportowych Adolf Walkowiak; fot. FotoAdamczyk Piotr Adamczyk/TSK24
Talent i ciężkie treningi doprowadziły go do kadry Polski. Zdobywał laury w różnych kategoriach wiekowych, by wreszcie wystąpić z orzełkiem na piersi na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio w 2021 roku. Tam dotarł do półfinału.
Na tym samym dystansie Mateusz Borkowski wystąpi też w Paryżu 2024. Rozpocznie bieganie 7 sierpnia od eliminacji. Finał przewidziany jest na 10 sierpnia i życzymy mu, aby w nim wystąpił z jak najlepszym skutkiem. Trzymamy kciuki!
Jacek Wosiek – biegał w Skarżysku, teraz trenuje olimpijczyków
W Paryżu jest też Jacek Wosiek. On nie pobiegnie, bo występuje tam w roli trenera i już zakończył karierę zawodniczą, ale za to pobiegną jego podopieczne – maratonki Aleksandra Lisowska i Angelika Mach.
Jacek Wosiek to również były biegacz STS Skarżysko i podopieczny trenera Krzysztofa Wolińskiego. Biegał różne dystanse, od krótkich po długie, startował również w dziesięcioboju, zdobywając liczne laury na arenie krajowej.
Jacek Wosiek wspomina „skarżyskie” czasy w wywiadzie na portalu bieganie.pl:
W Paryżu jest też pochodzący ze Skarżyska Tomasz Moczek. Od lat, jeszcze zanim Iga Świątek wspięła się na tenisowy szczyt, jest treningowym sparingpartnerem.
Deni Kožul – ze Słowenii przez Paryż do Suchedniowa
Zasiadając przed telewizorami (a może są tu szczęściarze, którzy oglądają igrzyska bezpośrednio z trybun?), zwróćmy też uwagę na reprezentację Słowenii. W kadrze tenisistów stołowych tego kraju jest Deni Kožul.
Deni Kožul jest też jednocześnie zawodnikiem klubu Global Pharma Orlicz 1924 Suchedniów. Zobaczymy go w Suchedniowie w nadchodzącym sezonie pingpongowej LOTTO Superligi. W suchedniowskiej hali znów będziemy więc mogli oglądać zawodnika ze światowej czołówki. To nie jedyny nowy transfer w klubie, więc najbliższy sezon zapowiada się bardzo ciekawie dla kibiców tenisa stołowego w Suchedniowie i regionie.
Tymczasem trzymajmy kciuki za jego olimpijski występ. Zmagania indywidualne już zakończył, zajmując miejsca 17–32, a ma jeszcze przed sobą występ drużynowy.
Deni Kožul; fot: Global Pharma Orlicz 1924 Suchedniów/Facebook
Wiktoria Pikulik i Daria Pikulik – superkolarki rodem z okolic Skarżyska
W Gadce koło Skarżyska przez kilka początkowych lat życia mieszkały siostry Pikulik – Daria i Wiktoria. Z naszych okolic pochodzi ich mama Dorota Pikulik. Daria urodziła się w Skarżysku, a Wiktoria – w Starachowicach. Związane są jednak od lat z Darłowem. Obie są kolarkami. W Paryżu wystąpią w kolarstwie torowym. Obie wystartują w konkurencji madison, a Daria ponadto w omnium.
Zobacz, jak wypadli nasi sportowcy na Igrzyskach Olimpijskich Paryż 2024:
ProSkarżysko serdecznie dziękuje Piotrowi Adamczykowi, fotoreporterowi portalu TSK24, za udostępnienie zdjęć Mateusza Borkowskiego z występów w Skarżysku. Zapraszamy na stronę Piotra https://fotoadamczyk.pl/, jeśli potrzebujecie zdjęć wysokiej jakości.