Strona główna Blog Strona 39

Zapraszamy w niesamowitą podróż – wycieczkę szlakiem najznaczniejszych rodów w Koronie i Litwie

zamek szydlowiec
Zamek w Szydłowcu; fot. Wikipedia, autorstwa Gorofil - Praca własna, CC BY-SA 4.0, Link

„Szlakiem rodów w Koronie i Litwie najznaczniejszych: Odrowążów, Radziwiłłów, Małachowskich i Sołtyków” to wycieczka, na jaką zaprasza Fundacja Wczoraj dla Jutra. Poznamy historie ludzi, których władza i wpływy sięgały daleko poza ich majątki znajdujące się na granicy dzisiejszych województw świętokrzyskiego i mazowieckiego.

Fundacja Wczoraj dla Jutra ze Skarżyska-Kamiennej, której spacery historyczne po Skarżysku-Kamiennej organizowane wraz z partnerami, okazały się ogromnym sukcesem, teraz zaprasza na wycieczki autokarowe już poza Skarżysko. Tam również można poznawać bardzo ciekawą historię i kryjące się za nią wydarzenia, ludzi, ciekawostki i tajemnice.

Spacery noszą nazwę „Chodźmy w miasto!”, a wycieczki analogicznie do nich:

Jedźmy w Polskę!

Wśród nich jest wycieczka:

Szlakiem Rodów w Koronie i Litwie Najznaczniejszych: Odrowążów, Radziwiłłów, Małachowskich i Sołtyków

To niesamowita podróż śladami znamienitych rodów dawnej Polski, które miały wpływ nie tylko na swoje ziemie i ich okolice, ale też na dzieje Polski i Europy. A to wszystko działo się na stosunkowo niewielkim obszarze na granicy dzisiejszych województw świętokrzyskiego i mazowieckiego.

Między Końskimi a Szydłowcem jest ok. 32 km, między Chlewiskami a Odrowążem zaś ok. 15 km. Wyobraźmy sobie teraz, że właśnie na tym obszarze od XV do XIX wieku zapisywano najważniejsze karty historii Polski i Europy.

Trudno uwierzyć? A jeśli przypomnimy, że właściciele oraz kreatorzy okolicznych miasteczek, miejscowości przez blisko cztery wieki zajmowali najwyższe urzędy i godności w Królestwie Polskim oraz Wielkim Księstwie Litewskim, byli wychowawcami, nauczycielami kolejnych monarchów zasiadających na polskim i litewskim tronie? Jeśli przywołamy postacie, które wraz z cesarzami i królami ustalały polityczny kształt Europy, uzyskując dla siebie i swoich rodów tytuły książąt i hrabiów Cesarstwa?

Jeżeli uświadomimy sobie, iż na tym terenie pozostało do dziś  pięć niezwykłych rezydencji, szereg wyjątkowych świątyń i wielkich zakładów przemysłowych świadczących o  majątku i potędze właścicieli?

Tak. To właśnie w tych miejscach żyli i działali biskupi krakowscy, kanclerze koronni oraz litewscy, wojewodowie i kasztelanowie krakowscy, współtwórcy Konstytucji 3 Maja oraz przedstawiciele najzamożniejszych i  najbardziej wpływowych rodzin Europy. Przyjaciele królów,  mecenasi kultury, uczeni i wielcy politycy.
Fundacja Wczoraj dla Jutra

manor house
Pałac w Chlewiskach, w którym obecnie funkcjonuje Manor House; fot. Wikipedia autorstwa KonarskiPraca własna, CC BY 3.0, Link

Niektórzy bohaterowie wycieczki:

  • Stanisław Odrowąż Szydłowiecki – z Janem Długoszem zajmował się wychowaniem synów Kazimierza Jagiellończyka, czyli… trzech kolejnych królów! Sam brał udział w walkach o tron Węgier i Czech dla Jagiellonów.
  • Krzysztof Szydłowiecki – jego syn, kanclerz wielki koronny. Dyplomaci mawiali o nim, iż w tej części Europy nic się nie może wydarzyć bez jego udziału. Dla potwierdzenia tych słów sam cesarz Maksymilian Habsburg nadał mu godność barona Rzeszy.
  • rodzina Radziwiłłów – przejęła Szydłowiec i okolice w XVI wieku. Zaliczana do najznaczniejszych familii europejskich, znana „Potopu” Henryka Sienkiewicza. Jedna jej gałąź rezydowała przez blisko 300 lat w Szydłowcu.
  • Piotr Chlewicki – przyjaciel i towarzysz króla Zygmunta I Starego, jeden z kolejnych właścicieli dóbr w Chlewiskach. Chlewiska dziś to malownicza, spokojna wieś, która pamięta jednakże najazdy tatarskie z XIII wieku
  • Stanisław Sołtyk – marszałek Sejmu Księstwa Warszawskiego i jeden z twórców konstytucji 3 Maja!
  • Małachowscy herbu Nałęcz – właściciele dóbr w Końskich. Tak, to oni nazwali Bochotnicę w woj. lubelskim Nałęczowem! Końskie  szczególnie upodobał sobie Jan Małachowski, kanclerz wielki koronny, bliski współpracownik króla Augusta III i jeden z najzamożniejszych ludzi w kraju.

Dlatego właśnie warto wybrać się na wycieczkę ich śladem, by poznać nie tylko ich historie, ale też zobaczyć ich majątki, żeby podejrzeć, jak żyli.

Trasa wycieczki:

  • Skarżysko-Kamienna – start
  • Odrowąż – kościół św. Jacka i św. Katarzyny
  • Końskie – kolegiata i pałac Małachowskich herbu Nałęcz wraz parkiem
  • Chlewiska – pałac Odrowążów, Potkańskich, Platerów i Sołtyków, czyli obecnie Manor House, oraz Huta Chlewiska
  • Szydłowiec – XIV-wieczny kościół św. Zygmunta oraz pałac Szydłowieckich i Radziwiłłów.
  • Skarżysko-Kamienna – zakończenie
Świątynia grecka w zespole parkowo-pałacowym w Końskich; fot. Wikipedia, autorstwa JacmuPraca własna, CC BY-SA 3.0 pl, Link

Terminy wycieczek

Najbliższy termin:

Niedziela 11 sierpnia 2024 r.

Wyjazd: godz. 10.00 spod Miejskiego Centrum Kultury w Skarżysku-Kamiennej. Jest możliwość dołączenia do wycieczki na odcinku Skarżysko – Odrowąż.

Powrót: ok. godz. 18.00 pod MCK w Skarżysku.

Koszt: 130 złotych od osoby

Cena obejmuje:

  • transport
  • ubezpieczenie
  • bilety wstępu do instytucji
  • przewodników
  • pamiątkowe wideo

A do tego wszystkiego jeszcze konkurs!

Każdy, kto weźmie udział w najbliższym wyjeździe, może WYGRAĆ:

  • zestaw naszych lokalnych wydawnictw historycznych
  • bilet na dowolny kolejny wyjazd organizowany przez Fundację Wczoraj dla Jutra
  • indywidualny lub też w gronie rodzinnym spacer tematyczny po Skarżysku-Kamiennej w ustalonym terminie z naszymi przewodnikami

Zapisy i więcej informacji:

Zapraszamy! Jedźmy w Polskę! Razem!

REKLAMA
R-PRO - budowa domów - Świętokrzyskie - Mazowiecke

Tego dnia w Skarżysku – 5 sierpnia 1944 roku zlikwidowany został Leo Metz, „kat Skarżyska”

Transport niemieckiego sprzętu wojskowego w czasie II wojny światowej na dworcu PKP w Skarżysku-Kamiennej, fot. FotoPolska, autor nieznany

5 sierpnia 1944 roku zlikwidowany został Leo Metz, szef niemieckiej policji kryminalnej w naszym mieście. Metz nazywany był „katem Skarżyska”. W roli egzekutora wystąpił skarżyszczanin Tadeusz Matejszczak, żołnierz Armii Krajowej.

WAŻNE – AKTUALIZACJA!
Do tej pory za datę likwidacji Leo Metzy podawano 3 sierpnia 1944 roku i tak też początkowo my napisaliśmy w tym tekście. Skontaktował się jednak z nami Bartosz Wójcik, historyk, pracownik Muzeum Historii Polski, notabene pochodzący ze Skarżyska, który przekazał nam informacje pochodzące z  dokumentów niemieckich, że zamach miał miejsce de facto 5 sierpnia 1944 roku. Należało więc skorygować tekst, co uczyniliśmy. Poniżej w tekście zamieszczamy informacje od Bartosza Wójcika, za które dziękujemy.

Trwa II wojna światowa. Wojenna pożoga nie tylko nie omija Skarżyska-Kamiennej, ale doświadcza nasze miasto szczególnie mocno. Mieszkańcy Skarżyska i okolic giną w dużych egzekucjach na Brzasku i Borze oraz w wielu mniejszych w różnych miejsca miasta. Ofiar jest mnóstwo też w obozie pracy na terenie fabryki HASAG, która powstała w Państwowej Fabryce Amunicji, czyli dzisiejszym Mesko. Miejsc kaźni jest więcej, jak choćby więzienie w nieistniejącej już szkole podstawowej na Bzinku przy starej Siódemce. A przecież było jeszcze żydowskie getto.

Każda ofiara to ogromna tragedia skarżyszczan. Wiele rodzin kogoś traci. Są i takie, dla których świat się niemal wali, jak choćby rodzina Krajewskich, gdzie z czterech braci trzech ginie jeszcze we wrześniu:

Historia jak z filmu Szeregowiec Ryan! Z czterech braci Krajewskich ze Skarżyska wojnę przeżył tylko jeden

Historyk Instytutu Pamięci Narodowej oddziału w Radomiu Sebastian Piątkowski przed kilku laty podczas spotkania w Szkole Podstawowej nr 1 (również miejscu kaźni) podkreślił, że Skarżysko-Kamienna było w czasie wojny miastem wyjątkowym, jeśli chodzi o skalę zaangażowania konspiracyjnego mieszkańców. Niestety, nasze miasto zapłaciło za to wyjątkowo wysoką cenę.

Nie znam żadnego innego miasta w centralnej części Polski tak zaangażowanego w czasie wojny i jednocześnie miasta, które poniosło tak duże straty w tamtym czasie.Sebastian Piątkowski

W pamięci skarżyszczan z pewnością nie zachowało się wiele konkretnych nazwisk tych, którzy przynieśli do naszego miasta śmierć i zniszczenie. W większości, poza może najwyższymi rangą, pozostawali anonimowi. Mówimy o nich Niemcy, mówimy naziści albo bardziej eufemistycznie – „hitlerowcy”.

Jednakże był wśród nich człowiek, którego nazwisko szczególnie boleśnie zapisało się w świadomości ówczesnych skarżyszczan…

Leo Metz – kat Skarżyska

Leo Metz, którego nazwisko pisano też Leo Metza, pojawił się w Skarżysku tuż po wybuchu II wojny światowej. Przed wojną służył w Polskiej Policji Państwowej w Wieluniu. Wtedy nosił nazwisko Leon Metza. Jak podają źródła, jest mało prawdopodobne, aby i przed wojną nie był agentem niemieckiego wywiadu. Natychmiast bowiem po ataku na Polskę otrzymał nominację na stanowisko Kripo – Kriminal Polizei – czyli policji kryminalnej w Skarżysku-Kamiennej. Taką funkcję musiał otrzymać człowiek mocno oddany Niemcom.

Leo Metz jest wysoki, barczystej postury, a jego cechą charakterystyczną jest zajęcza warga. Samym wyglądem budził grozę. W relacjach czytamy, że nie ma w zwyczaju na co dzień nosić munduru, a nosi się w garniturze. W ten sposób łatwiej mu tropić potencjalne ofiary.

leo metz skarzysko
Leo Metz (w środku dolnego rzędu) wśród niemieckich policjantów w Skarżysku; fot. IPN

Szybko zaczyna dawać wyraz swojemu bestialstwu. Ma mieć dwa swoje ulubione miejsca kaźni. Jedno naprzeciw swojego mieszkania w kamienicy na rogu ulic Podjazdowej i Limanowskiego. Drugie to doły w okolicach odlewni Witwickich.

Relacje z jego „dokonań” są drastyczne. Jak z akcji na dworcu kolejowym w Skarżysku, którą opisują Jan Łysek i Stanisław Berus w Słowie Ludu w 1961 roku:

Lato 1941 roku. Trudności z żywnością. Co śmielsi wyruszają na wieś, by zaopatrzyć swe rodziny w podstawowe artykuły. Na dworcu kolejowym w Skarżysku obława. Żandarmi rewidują pasażerów. Przewodzi żandarmom jegomość w cywilnym garniturze. To Metza. Nie miał w zwyczaju nosić munduru. Dzięki cywilnemu ubraniu mógł łatwiej tropić swe ofiary.

W walizce młodego mężczyzny żandarmi znajdują mięso. Mocne uderzenia w twarz pięścią są zapowiedzią tego, co stanie się później. Nie ma powrotu z hitlerowskich rąk. Iskierka nadziei w ucieczce. Bity właściciel pechowej walizki decyduje się błyskawicznie. Rozpaczliwy skok i jest już w drzwiach wagonu. Jeden z żandarmów strzela za uciekającym, lecz nie trafia. Ofiara olbrzymimi skokami, na jakie człowiek może się zdobyć tylko w panicznym strachu, ucieka przez zbocze nasypu kolejowego.

Wtedy pistolet wyciąga Metza. Nie jest zdenerwowany. Flegmatycznie naprowadza bron w kierunku zbiega. Jest już na przedłużeniu linii szczerbinki i muszki. Strzał…

Biegnący człowiek jak szarpnięty przystaje, łamie się w pół i pada na zieloną murawę. Gdy podchodzą żandarmi, ofiara jeszcze żyje. Metza wymierza tęgiego kopniaka w skurczoną bólem twarz. Ranny leży na wznak. Otwiera przerażone oczy. Wtedy z rąk Metzy pada drugi strzał.

Jak niesie po Skarżysku wieść, Leo Metza od razu po egzekucjach oddaje się pijaństwu. Często w lokalnych szynkach wraz z alkoholem zamawiał też miskę z wodą i ręcznik, aby umyć zbryzgane krwią ofiar ręce. Myje się w sali jadalnej…

Polskie podziemie wydaje na Leo Metza wyrok śmierci. Jednak jego wykonanie nie jest łatwe z kilku powodów. Przede wszystkim, jako cenny dla hitlerowców, Metz otrzymuje stałą obstawę. Gdy porusza się ulicami Skarżyska, zawsze towarzyszą mu żandarmi.

Ponadto, Niemcy świadomi tego, że Polacy chcą go zlikwidować, trzymają zakładników. W przypadku egzekucji na „kacie Skarżyska” najpewniej dojdzie do zemsty , najpewniej również  na mieszkańcach miasta.

Sam Metz też, wie, że jest na celowniku naszej konspiracji. Jest ostrzegany, że poniesie konsekwencje swoich zbrodni na Polakach i Żydach. Niewiele sobie jednak z tego robi. Wręcz obnosi się ze swoim okrucieństwem podsycanym poczuciem bezkarności.

Pewny siebie jest do samego końca i zapewne też pewny, że Polacy nie odważą się go zlikwidować. Wciąż ma obstawę, jest oczywiście uzbrojony, a gdy oddaje się knajpianym libacjom, zawsze siada przodem do wejścia, aby móc zareagować w razie potrzeby…

Zlikwidować kata!

W 1944 roku zmienia się jednak sytuacja wojenna. Niemiecka machina wojenna daleka jest już od swojej początkowej precyzji. Niemcy są w odwrocie i niekoniecznie już mają na tyle ludzi, aby skutecznie chronić jednego człowieka, nawet o tak wysokiej pozycji jak Leo Metz. On sam też zdaje sobie z tego sprawę i szykuje się do ewakuacji. Za cel obiera sobie Częstochowę.

Armia Krajowa wie o jego planach ucieczki. Zdobywa informację, że Metz będzie próbował wydostać się ze Skarzyska pociągiem na Końskie. Akowcy postanawiają, że dokonają egzekucji, gdy Metz będzie udawał się na dworzec. Robi to zawsze bryczką. Taki sam pojazd szykują sobie zamachowcy. Metz jednak wyczuwa, że grozi mu bezpieczeństwo. Na dworzec jedzie inną drogą. Tam jest już jednak zbyt dużo ludzi, a wśród nich wielu uzbrojonych Niemców. Tam zadanie jest zbyt trudne do wykonania i niebezpieczne dla konspiratorów.

Pojawia się pomysł likwidacji oprawcy już w samym pociągu. To też trudne, ale potem może już nie być szansy. I w tym momencie z pomocą przychodzi zrządzenie losu. Linia kolejowa na Końskie na wysokości Bliżyna zostaje minionej nocy wysadzona przez partyzantów. Pociąg nie odjeżdża. Metz zostaje w Skarżysku. Trzeba było działać szybko.

Konspiratorzy postanawiają iść na całość. Muszą wykonać zadanie. Wywiad śledzi Metza, który z kata ma się stać ofiarą. Ten udaje się do jednej ze swoich ulubionych wyszynków – restauracji Ireny i Wiktora Gellerów na ulicy 1 Maja 20 (ulica nosiła wówczas nazwę Piłsudskiego). Wówczas są tam dwa lokale – z lewej strony restauracja Gellerów, a z prawej masarnia Gajka.

Kamienica ta stoi do dziś. Skarżyszczanie powinni ja kojarzyć. Znajduje się po sąsiedzku z marketem Biedronka, gdzie przecież bywają często na zakupach. I dziś pod numerem 20 są dwa lokale, ale nie działa w nich żaden biznes.

W akcji biorą udział Zdzisław Kochanek i jego brat Stanisław Kochanek „Antoniak”, Józef Kotlęga „Błyskawica”, Henryk Kucharski, Witold Połcik, Henryk Herman, Czesław Matejszczak oraz jego brat Tadeusz Matejszczak „Kciuk”.

Sześć kulek Tadeusza Matejszczaka

Egzekucję mają wykonać Stanisław Kochanek i Tadeusz Matejszczak. To oni wchodzą do lokalu. Strzał mają oddać przy zmawianiu piwa. Zamiast po pieniądze mają sięgnąć po broń, aby ich ruchy nie wzbudzały podejrzeń.

Sprawy jednak nie układają się do końca po myśli zamachowców. Najpierw ulicą przemieszczają się żołnierze Wehrmachtu. Trzeba być ostrożnym i chwilę odczekać, aż oddalą się na bezpieczną odległość. Czas jednak nagli i Metz może opuścić lokal.

W końcu ruszają, aby wykonać zadanie. Wchodzą do lokalu Gellerów. „Kochanek” rusza do bufetu zamówić piwo, ale nie udaje mu się nawet dokończyć zamówienia. Tadeusz Matejszczak zauważa ruch rąk Metza, interpretując go jako sięganie po broń.

„Kciuk” trzykrotnie strzela w kierunku zbrodniarza ze swojego pistoletu Vis. W lokalu robi się zamieszanie i strzelec już nie realizuje planu zabrania Metzowi dokumentów, a zamiast tego oddaje w kierunku ofiary trzy kolejne strzały. W ciele Metza ląduje sześć „kulek”. Taki właśnie tytuł – Sześć kulek Tadeusza Matejszczaka – nosi opowiadanie Świętosława Krawczyńskiego napisane po latach po spotkaniu z Tadeuszem Matejszczakiem zamieszczone w zbiorze pt. „Raptularz świętokrzyski”.

Stanisław Kochanek i Tadeusz Matejszczak natychmiast opuszczają lokal i pozbywają się broni. Polskie podziemie wreszcie dokonało celu – zlikwidowało kata Skarżyska. Tuż po zamachu na miejscu pojawiają się niemieccy żandarmi, ale AK-owcy są już daleko.

Do tej pory jako datę zamachu podawano 3 sierpnia 1944. Bartosz Wójcik, historyk, pracownik Muzeum Historii Polski, przekazał nam informację, że zamach miał de facto miejsce 5 sierpnia 1944 roku.

Dotychczas okoliczności zastrzelenia Leo Metzy znane były jedynie z przekazów polskich. Przede wszystkim z powojennej relacji samego egzekutora – akowca Tadeusza Matejszczaka ps. „Kciuk”. W jej świetle akcja miała zostać przeprowadzona 3 sierpnia 1944 r. po południu w restauracji Gellerów w pobliżu dworca kolejowego.

W rzeczywistości jednak do zamachu na „kata Skarżyska” doszło dwa dni później. Przesądza o tym zachowany, a nieznany dotąd meldunek dzienny (Tägliche Ereignismeldung) radomskiego urzędu Policji Bezpieczeństwa (Sicherheitspolizei) sporządzony nazajutrz, 6 sierpnia 1944 r. i dostępny w warszawskim Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej. W jego części, poświęconej wydarzeniom w powiecie kieleckim, odnotowano:

 „5.8 w Kamiennej, w polskiej restauracji Gellerów, uzbrojony bandyta postrzałami w głowę i ramię zastrzelił sierżanta sztabowego Policji Kryminalnej Leo Metzę. Pościg zorganizowany przez siły policyjne jak dotąd nie przyniósł skutków”.

Wersję tę potwierdza jeszcze jedna okoliczność. Z relacji „Kciuka” wynika bowiem, że akowski wywiad tuż przed akcją alarmował, iż może być to ostatni moment na wykonanie wydanego w maju 1943 r. wyroku, ponieważ Metza planuje opuścić miasto. Jego wyjazd miał jednak zostać opóźniony ze względu na zniszczenie przez podziemie mostu kolejowego na linii Skarżysko – Końskie.

Do podobnego zdarzenia – za które prawdopodobnie odpowiadał sowiecko-polski oddział partyzancki Nikołaja Doncowa, wkrótce włączony do komunistycznej Armii Ludowej – doszło właśnie 5 sierpnia. Zostało ono odnotowane w zestawieniu „bandyckich napadów” na szlaki kolejowe, stanowiącym załącznik do miesięcznego sprawozdania Dowódcy Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w Generalnym Gubernatorstwie (Befehlshaber der Sicherheitspolizei und des Sicherheitsdienstes) za sierpień 1944 r.

W dokumencie tym, pochodzącym z zasobów berlińskiego Archiwum Federalnego, pod datą 5 sierpnia, odnotowano zdawkowo: „Most kolejowy pod Stąporkowem został uszkodzony przy użyciu materiałów wybuchowych”. Tego samego dnia doniesiono zresztą o jeszcze jednym ataku na tej linii, w rejonie Czarnieckiej Góry. W jego wyniku uszkodzona została dla odmiany lokomotywa pociągu towarowego.

W świetle urzędowych doniesień niemieckich nie ma wątpliwości, że do najgłośniejszej akcji likwidacyjnej polskiego podziemia w okupacyjnych dziejach Skarżyska-Kamiennej doszło 5 sierpnia 1944 r.

Pytaniem otwartym pozostaje – czy „kat Skarżyska” faktycznie uciekał, czy może po prostu miał wyjechać, choćby służbowo? 5 sierpnia 1944 r. panika w niemieckim aparacie okupacyjnym – charakterystyczna raczej dla drugiej połowy lipca, gdy wielu Niemców wątpiło, czy na Wiśle uda się zatrzymać Sowietów – była już bowiem względnie opanowana. W przywołanym policyjnym meldunku nie ma z kolei żadnej wzmianki, świadczącej o ewentualnych podejrzeniach Policji Bezpieczeństwa wobec Metzy. Tego jednak najprawdopodobniej już się nie dowiemy.

Bartosz Wójcik

Tadeusz Matejszczak – zdjęcie zrobione około godziny po zamachu; fot: Autorstwa Foto Sztuka – http://zeszytykombatanckie.pl/kpt-tadeusz-matejszczak-ps-kciuk/ , family archives, Domena publiczna, Link

Zwyczajny pogrzeb wyjątkowego zbrodniarza

W czasie wojny Niemcy grzebią swoich pobratymców na cmentarzu „Nur fur Deutsche” zlokalizowanym za Górną Kolonią. Pogrzeby odbywały się z pompą, z honorami, z udziałem orkiestry.

Pogrzeb Leo Metza jednak takiej oprawy był pozbawiony. Czy przyczyną było to, że wobec zbliżania się wojsk radzieckich i potrzeby ewakuacji na Zachód, nie było na to już czasu? A może zdecydowało o tym to, że przy ciele Metza znaleziono fałszywe dokumenty i ten fakt uznano za zdradę?

Pogrzeb Metza wyglądał tak, że Niemcy po prostu wrzucili do dołu jego ciało owinięte papierowym siennikiem. Jak pisze Słowo Ludu „nie było salwy honorowej, nie było orkiestry i nie było kapelana”.

Świadkiem pogrzebu był młody chłopiec, który zrelacjonował to wydarzenie dziennikarzom Słowa Ludu. Gazeta nie podaje jego nazwiska, a jedynie inicjały – J.M.

Człowiek ten tak relacjonuje to, co widział dziecięcymi oczami:

Upalnego dnia na niemiecki cmentarz przyjechał wojskowy samochód ciężarowy z czterema żołnierzami. Byłem tweedy młodym chłopcem. Z kilkoma kolegami przyglądałem się ich pracy. Zanosiło się przecież na nową paradę. Jakież było nasze zdziwienie, gdy po wykopaniu mogiły Niemcy nie odjechali, ale wywlekli z samochodu ciężarowego duży siennik papierowy, w który owinięte były zwłoki człowieka Po wrzucenia ciała do dołu jeden z Niemców przyniósł z samochodu drewniany krzyż z napisem: „Leo Metza”.

Pobiegłem z tą wiadomością do domu. Potwierdziła ona krążące o mieście wieści o wykonaniu wyroku na hitlerowskim oprawcy. A tymczasem na cmentarzu Niemcy strudzeni widocznie kopaniem mogiły wyręczyli się przy jej zasypywaniu moimi kolegami. Taki był pogrzeb Metza, hitlerowskiego kata, którego sam widok wzbudzał trwogę wśród mieszkańców Skarżyska.

Skarżyszczanin Tadeusz Matejszczak „Kciuk” – egzekutor kata Skarżyska

Tadeusz Matejszczak urodził się 11 czerwca 1924 roku w Skarżysku-Kamiennej. Uczęszczał do szkoły powszechniej na Dolnej Kamiennej, która z czasem przekształciła się w I Liceum Ogólnokształcące. Naukę tam zakończył w 1938 roku, po czym kontynuował edukację w Technikum Mechanicznym w Radomiu. W 1940 rozpoczął działalność konspiracyjną w Związku Walki Zbrojnej.

Gdy pod koniec 1941 został w Skarżysku zorganizowany Specjalny Pluton Operacyjny, Tadeusz Matejszczak został jego członkiem jako świeżo upieczony absolwent konspiracyjnej Szkoły Podoficerskiej. Wskutek coraz większego zaangażowania w działalność Plutonu Tadeusz Matejszczak musiał przerwać naukę, całkowicie poświęcając się działaniu w konspiracji.

Tadeusz Matejszczak w 1940 r.; fot. autorstwa Foto Sztuka – http://zeszytykombatanckie.pl/kpt-tadeusz-matejszczak-ps-kciuk/ , family archives, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=34405617

Tadeusz Matejszczak w momencie wykonywania egzekucji na „kacie Skarżyska” miał 20 lat. Po zamachu otrzymał awans na stopień sierżanta Armii Krajowej. Wojna wkrótce dobiegła końca, ale na „Kciuka” nie czekały laury, lecz, jako na członka AK, represje ze strony nowych władz. Aby uniknąć reperkusji, wyjechał na Wybrzeże, lecz został tam aresztowany i skazany na cztery lata więzienia. Na mocy amnestii zwolniono go w marcu 1947 roku.

Powrócił do Skarżyska z zamiarem ukończenia szkoły. Jednak powrotu do szkoły mu zabroniono i dopiero na wieczorowych kursach ukończył Technikum Mechaniczne. Jednak w Skarżysku nie mógł otrzymać żadnej pracy. Wreszcie w 1949 roku został zatrudniony w nowo powstającej Fabryce Samochodów Ciężarowych STAR w Starachowicach. Tam pracował aż do emerytury, którą uzyskał w 1983.

Za swoje zasługi na rzecz ojczyzny, został wielokrotnie odznaczany. Ostatnią nominację, na majora, przyznano mu 1 lipca 2007, podczas uroczystości rocznicowych na Brzasku

Tadeusz Matejszczak „Kciuk” zmarł w Skarżysku 19 września 2008 roku w wieku 84 lat. Jest pochowany na cmentarzu na osiedlu Zachodnie w rodzinnym mieście. Spoczywa wraz z żoną Krystyną Matejszczak, żołnierką Armii Krajowej, pseudonim Astra.

Tadeusz Matejszczak w 1998 roku; fot. autorstwa LapidarytPraca własna, CC BY-SA 4.0, Link

 

Źródła:

Świętosław Krawczyński, Sześć kulek Tadeusza Matejszczaka – Raptularz świętokrzyski

Słowo Ludu

Wikipedia

 

REKLAMA
R-PRO - budowa domów - Świętokrzyskie - Mazowiecke

Trwają wakacje w Bazie Leśna Oskoła w Skarżysku. Dzieci nagrały film z… komarem w roli głównej

Baza Leśna Oskoła to wyjątkowe miejsce stworzone przez Fundację Ludzi z Natury z myślą o dzieciach. Dzieci bawią się tam świetnie, również podczas tegorocznych wakacji. Nakręciły nawet film, a jego bohaterem jest… komar.

Dzieci mają ogromne zasoby kreatywności. W zmieniającym się świecie widzimy, że jest to zdolność, która nabiera coraz większego znaczenia również w życiu zawodowym. Dlatego w dzisiejszych czasach jest to jeszcze bardziej istotne, aby tej kreatywności nie zgasić i nie zamknąć w sztywnych ramach. Jak to zrobić, aby rozwijać twórczość dzieci? Potrzebna jest przestrzeń, w której dzieci mogą się swobodnie wyrazić oraz opiekunowie, którzy poprowadzą i wesprą przez cały proces tworzenia.

Film o komarze oparty na faktach

Tak też się wydarzyło podczas warsztatów filmowych w Bazie Leśna Oskoła. Dzieci i opiekunowie pracowali przez całe kilka dni nad filmem. Inspiracją dla fabuły były zdarzenia autentyczne: dzieci podczas spaceru do lasu zainspirowały się naturą i wymyśliły scenariusz. Przy wsparciu opiekunów przygotowały scenografię i nagrały materiał filmowy. Wszystko zostało zmontowane w specjalnym programie i powstał film poklatkowy „Komar w swoim żywiole”.

Co czeka na Was w Bazie Leśna Oskoła w sierpniu?

Fundacja w sierpniu zaprasza na kolejne spotkania ze sztuką w naturze. W terminie od 19 do 23 sierpnia 2024 roku odbędzie się plener artystyczny. Dzieci w praktyce poznają różne techniki artystyczne: rysunek, ekspresjonizm abstrakcyjny, stworzą kolory z gamy podstawowej. Każdy będzie miał możliwość zrobienia maski teatralne z papier mâché, rzeźby z masy solnej i naturalnych materiałów. Wspólnie uczestnicy stworzą unikatowy materiał ozdobiony… stemplami z ziemniaka.

Baza Leśna Oskoła to miejsce stworzone z pasji do przyrody, ekologii i sztuki. Pasję tę pragniemy przekazywać dalej i zapraszamy dzieci do udziału w wakacyjnych warsztatach „W bliskości z naturą i sztuką”Agata Klimek – wiceprezeska Fundacji Ludzie z Natury

Na ostatni tydzień wakacji (26-30.08.2024) czeka na uczestników warsztat z tworzenia druku botanicznego. Jest to bardzo wyjątkowa technika umożliwiająca uzyskanie niezwykle szczegółowych odcisków roślin na tkaninach. Chociaż efekt pracy wygląda jak zdjęcie, druk botaniczny nie jest techniką fotograficzną, lecz barwierską. Uczestnicy warsztatów wspólnie wykonają cały proces i stworzą niepowtarzalny materiał ozdobiony liśćmi, kwiatami.

Warsztaty odbędą się w Bazie Leśna Oskoła przy ul. Działkowej w Skarżysku-Kamiennej. Na zajęcia obowiązują zapisy:

Zapraszamy!

Przeczytaj również o Dniu Błota w Bazie Leśna Oskoła:

Błoto i mnóstwo innych atrakcji. Tak się bawią Ludzie z Natury!

 

Fundacja Ludzie z Natury zaprasza na „Wakacje z pasją!” do Bazy Leśna Oskoła w Skarżysku-Kamiennej

 

REKLAMA
R-PRO - budowa domów - Świętokrzyskie - Mazowiecke

Historia jak z filmu Szeregowiec Ryan! Z czterech braci Krajewskich ze Skarżyska wojnę przeżył tylko jeden

Bracia Krajewscy z ojcem Władysławem; fot. archiwum rodzinne

Tragiczne losy braci Krajewskich, mieszkańców przedwojennego Skarżyska-Kamiennej, przypominają historię opowiedzianą w głośnym filmie „Szeregowiec Ryan”, który chyba zna większość z nas. Ich w filmie fabularnym nie przedstawiono, ale w dokumentalnych już tak. Teraz będziemy okazję poznać je na wystawie, a poniżej prezentujemy je na naszych łamach.

Jest rok 1998. W kinach na całym świecie widzowie z zapartym tchem śledzą wojenną opowieść przedstawioną w filmie „Szeregowiec Ryan” w reżyserii Stevena Spielberga. Oddział amerykańskich żołnierzy rusza na front, aby odnaleźć tytułowego szeregowego, Jamesa Ryana. Ekspedycja wyrusza po tym, jak okazuje się, że na wojnie zginęło już jego trzech braci. Dowództwo amerykańskiej armii decyduje się podjąć wyzwanie, aby ocalić ostatniego syna już zdruzgotanych rodziców.

Akcja dzieje się w Normandii we Francji po lądowaniu wojsk na tamtejszym wybrzeżu w czerwcu 1944 roku. „Ratownikom” udaje się odnaleźć szeregowego, ale ten decyduje się pozostać na froncie, aby walczyć dalej. James Ryan przeżywa wojnę, choć wielu jego towarzyszy, w tym członkowie ekipy, która go poszukiwała, ginie w walce.

Fabuła filmu oparta jest, choć dość luźno, na prawdziwej historii. Bracia Niland to również amerykanie. Również było ich czterech. Dwóch z nich zginęło właśnie w inwazji na Normandię, a jeden został uznany za zaginionego w wojnie na Pacyfiku. Dowództwo armii zdecydowało więc odesłać jedynego uznawanego wówczas za ocalałego, Fredericka Nilanda, do ojczyzny. To właśnie on stał się pierwowzorem szeregowca Jamesa Ryana.

Historii takich – ogromnych rodzinnych tragedii – gdy w krótkim czasie ginęło kilku członków jednej rodziny, jest jednak więcej.

Jeszcze tragiczniejsza jest historii braci Sullivan, również żołnierzy armii amerykańskiej. Było ich pięciu i wszyscy służyli na jednym okręcie, USS Juneau. Armia nie chciała na to początkowo zezwolić, ale bracia twardo postanowili, że chcą służyć wspólnie, twierdząc, że zawsze i wszędzie trzymają się razem. Wszyscy zginęli w tym samym momencie, gdy ich okręt został zaatakowany przez japoński okręt podwodny. O braciach Sullivan również, jeszcze w czasie wojny, nakręcono film fabularny. Można go pod poniższym linkiem na YouTube. Imieniem braci nazwano potem dwa okręty marynarki USA.

Kolejna rodzinna tragedia to śmierć czterech braci Borgstrom, także służących w armii amerykańskiej, również w czasie II wojny światowej. Trójka braci Rogers, marynarzy armii USA, także poniosła śmierć podczas II wojny światowej. Te tragiczne historie spowodowały, że w armii amerykańskiej ostatecznie wprowadzono zasadę, że członkowie jednej rodziny nie mogą służyć w jednym miejscu.

Podobne do powyższych rodzinne tragedie zdarzały się także w armiach innych państw. W niemieckiej Luftwaffe w ciągu kilku godzin, jednego dnia, w bitwie o Kretę zginęło trzech lotników – braci von Blücher. Podczas I wojny światowej zginęło z kolei pięciu braci Jardot, żołnierzy armii francuskiej.

Powyższe historie są dość dobrze znane. Jedne bardzo dobrze, choćby dzięki filmowi Spielberga, a inne przynajmniej w rodzinnych krajach poszczególnych żołnierzy-braci.

W Polsce też mamy taką historię i o tej, przynajmniej na razie, tak powszechnej wiedzy nie ma. Nawet w ich rodzinnym mieście. A tym miastem jest Skarżysko-Kamienna, a ci bracia to bracia Krajewscy. Także, jak w przypadku Nilandów, było ich czterech…

Krajewscy w Skarżysku

Jest dwudziestolecie międzywojenne. Polska podnosi się po latach zaborów, jakby tego było mało, zakończonych wojną. Ten czas to również okres rozwoju Skarżyska, które w 1923 roku zyskuje prawa miejskie. Rozwija się w tym czasie błyskawicznie, według pewnych źródeł, spośród polskich miast najszybciej zaraz po Gdyni. Do obecnej już w naszym mieście kolei, dochodzą kolejne inwestycje. Jedną z nich jest Państwowa Fabryka Amunicji, czyli dzisiejsze Mesko.

W PFA pracuje Władysław Krajewski ps. Marian. Jest kapitanem pożarnictwa i komendantem straży zakładowej PFA. W przeszłości mocno zaangażowany w walkę o niepodległość, zmuszony do emigracji do Francji, gdzie też angażował się w działania na rzecz ojczyzny.

Z żoną Leokadią, z domu Rychter, mają czterech synów i córkę, również Leokadię. Chłopcy, od najstarszego do najmłodszego, to:

  • Władysław junior
  • Leon Teodor
  • Marian Euzebiusz
  • Jerzy Józef
Rodzina Krajewskich

Władysław Krajewski senior wychowuje synów w duchu mocno patriotycznym. Postawy prospołeczne zaszczepia też poza kręgiem rodzinnym. Choćby zakładając w Skarżysku strażacką drużynę „Malcy” złożoną z dzieci i młodzieży. Synowie również są aktywni społecznie, między innymi sportowo.

bracia krajewscy
Bracia Krajewscy z ojcem Władysławem; fot. archiwum rodzinne

Postawę życiową Władysława Krajewskiego pięknie puentują jego własne słowa jeszcze sprzed II wojny światowej:

Pracę dla Państwa prowadzę i dziś, ucząc najmłodsze pokolenie prawdziwej ofiarności obywatelskiej nie tylko z mienia, ale i z życia oraz zrozumienia szczytnej idei obowiązku państwowego. Stworzyłem strażacką drużynę „Malców” z chłopców w wieku szkolnym i naprawdę dumnym z niej być mogę. I dokąd tylko sił mi starczy zaprawiał będę młode pokolenia do zaszczytnej pracy obywatelskiej, aby przez wykształcenie obywatelskie młodych przysporzyć chwały i potęgi Najjaśniejszej Rzeczyposolitej.Władysław Krajewski
Czterej bracia Krajewscy z kuzynem; fot. archiwum rodzinne

Wojenna tragedia Krajewskich

Tragedia rodziny Krajewskich ma swój początek już na początku wojny, jeszcze we wrześniu 1939 roku. Działania wojenne wciągają już we wrześniu trzech braci Krajewskich. Jedynie Jerzy, najmłodszy, w chwili wybuchu wojny jeszcze niepełnoletni, nie trafia na front, choć i on później ruszy walczyć za ojczyznę.

Jako pierwszy, 17 września 1939 roku, w obronie Warszawy ginie Marian Krajewski. Wskutek ran postrzałowych umiera w Szpitalu Ujazdowskim w stolicy. Był podchorążym, bombardierem 20 Pułku Artylerii Lekkiej, wcześniej studentem Politechniki Lwowskiej, a jeszcze wcześniej w Skarżysku członkiem Związku Strzeleckiego Strzelec i Klubu Wioślarskiego Rejów. Marian Krajewski spoczął w kwaterze wojskowej na warszawskich cmentarzu na Powązkach. Przyżył 24 lata.

Z czterech braci Krajewskich zostało trzech…

Zaledwie kilka dni później ginie Leon Krajewski. Leon przed wojną również daje się poznać jako utalentowany i zaangażowany społecznie młody człowiek. Idzie w ślady ojca, pracuje jako wice komendant straży pożarnej w Państwowej Fabryce Amunicji, jest kolarzem Granatu Skarżysko, świetnie strzela.

Gdy wybucha wojna, jest podchorążym i plutonowym 8 Pułku Piechoty Legionów, z którym bierze udział w bitwie pod Tomaszowem Lubelskim. 23 września 1939 roku zostaje wysłany na zwiad na motorze i gnie od kuli niemieckiego snajpera. Jego prochy zostają złożone w Antoniówce pod Tomaszowem Lubelskim, na tamtejszym cmentarzu wojennym.Miał zaledwie 25 lat.

Z czterech braci Krajewskich zostało dwóch…

Na poszukiwania grobu Leona rusza Władysław Krajewski junior, najstarszy z braci. Jest inżynierem chemikiem po Politechnice Lwowskiej, również pracownikiem zakładów zbrojeniowych, ale nie w Skarżysku, a w Kraśniku. Tam również powstała fabryka amunicji.

Nie zdążył jednak wykonać postawionego przed sobą zadania, gdyż wskutek zdrady został aresztowany i zamordowany przez gestapo w Rotundzie Zamojskiej. Jego miejsca spoczynku, jako jedynego z braci, nie znamy do dziś. Również dokładnej daty śmierci. Wiadomo jedynie, że było to w 1940 roku. Władysław Krajewski junior przeżył 30 lat.

Z czterech braci Krajewskich przy życiu został już tylko jeden…

Tragiczne wieści o losach braci docierają do Skarżyska, do rodziny. Śmierć synów ma fatalny wpływ na ojca – Władysława Krajewskiego, który zapada się w sobie, praktycznie nie sypia. Noce spędza na czuwaniu, jakby w oczekiwaniu na to, że złe wieści z frontu okażą się jednak nieprawdziwe. Władysław senior umiera najbliższej wiosny, 9 kwietnia 1940 roku w wieku 57 lat. Spoczął na cmentarzu na osiedlu Zachodnie w Skarżysku.

Rodzina Krajewskich traci kolejnego członka rodziny…

Jedynym z ocalałych braci jest najmłodszy, Jerzy Krajewski. Pracuje wtedy w Państwowej Fabryce Amunicji. W naszych realiach nie jest tak jak w amerykańskich. Nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby zrobić wszystko, aby go chronić przed wojenną zawieruchą.

Zresztą, on sam nie unika zaangażowania w działania przeciw okupantowi niemieckiemu. Pracując w Państwowej Fabryce Amunicji działa w konspiracji, ale wskutek wsypy musi się ewakuować. Przed łapanką ostrzega go 5-letni chłopak z sąsiedztwa. Ucieka w Góry Świętokrzyskie i trafia do oddziałów partyzanckich Jana Piwnika „Ponurego”. Zostaje w randze sierżanta podchorążego dowódcą drużyny w 1 Pułku Piechoty Legionów AK. Choć ze względu na ujmujące poczucie humoru nosi pseudonim „Zabawa”, to swoje partyzanckie obowiązki traktuje poważnie. Wykazuje się między innymi w akcji w Michniowie i pod Chotowem.

Kiedy Jerzy Krajewski walczy w partyzantce, u jego matki i siostry pojawia się szpicel i kłamie, że Jerzy umarł, dodając, że był świadkiem jego śmierci. Na wieść o tym matka. Leokadia Krajewska, dostaje wylewu i paraliżu. Jerzemu udaje się wyrwać z lasu i przybywa do rodzinnego domu. Leokadia Krajewska umiera na rękach najmłodszego, jedynego żyjącego syna, 14 listopada 1944 roku. Spoczęła razem z mężem na cmentarzu na Zachodnim.

Rodzina Krajewskich ponosi kolejną ogromną stratę…

Jerzy Krajewski przeżywa wojnę. Po niej, aby uniknąć represji, opuszcza rodzinne strony, zdaje maturę, kończy studia i w zawodzie chemika pracuje w kilku zakładach, w tym w fabryce Jelcz we Wrocławiu. O swojej partyzanckiej przeszłości nie mówi wiele, bojąc się inwigilacji przez służby..

Tam dożywa swoich dniu i w wieku 66 lat umiera 21 lutego 1988 roku. Przeżywa więc swoje rodzeństwo, w tym siostrę Leokadię, i rodziców, Spoczywa na cmentarzu parafialnym św. Rodziny we Wrocławiu.

Każdy z braci spoczywa gdzie indziej. Na rodzinnym grobie na cmentarzu na zachodnim w Skarżysku są symbolicznie wymienieni trzej, polegli w czasie wojny – Marian, Leon i Władysław.

 

Nagrobek rodziny Krajewskich na cmentarzu na osiedlu Zachodnie

Tym samym zamykają się piękne, choć tragiczne dzieje rodziny Krajewskich – bohaterskich i oddanych ojczyźnie braci oraz ich rodziców.

Jednak pamięć o nich, choć nie jest głośna, nie ginie całkiem. Dbają o to ich potomkowie. Ogromna w tym zasługa Krzysztofa Krajewskiego-Siudy, cenionego krakowskiego psychiatry, który jest też autorem kilku książek, w tym zatytułowanej „Uleczyć Boga w sobie. Z psychiatrą o duchowości”, napisanej wspólnie ze znanym katolickim publicystą Tomaszem Terlikowskim.

Pisze również o swoich przodkach, a przede stara się, aby historia rodziny Krajewskich nie tylko nie zaginęła w mrokach dziejów, ale żeby jak najwięcej ludzi poznało dzieje braci Krajewskich i innych członków rodu. Aby poznało ją jak najwięcej Polaków. Jak najwięcej skarżyszczan również. Żeby dać świadectwo patriotycznej postawy rodziny Krajewskich. Zamiłowaniem do pielęgnowania rodzinne historii zaraża kolejne pokolenie, w tym swoje dzieci, Zofię i Rafała.

Bracia Krajewscy w filmach, książkach, artykułach i na wystawach

O braciach Krajewskich filmu fabularnego nie nakręcono. Wciąż czekają na swojego Spielberga…

Powstały za to filmy dokumentalne. Jeden z nich, można obejrzeć na kanale „Historia dzieje się” na YouTube, w którym o braterskich dziejach braci Krajewskich opowiada Krzysztof Krajewski-Siuda, a o innych czterech polskich braciach, Herzog, uczestnikach obu wojen światowych, opowiada Przemysław Wywiał.

Oto ten film:

Inny film, który opisuje dzieje braci Krajewskich ze Skarżyska, nagrała też Telewizja Polska, a nosi on tytuł „Polski szeregowiec Ryan. Historia braci Krajewskich”. Można go obejrzeć pod tym linkiem:

https://vod.tvp.pl/filmy-dokumentalne,163/polski-szeregowiec-ryan-historia-braci-krajewskich,1357529

Bogate dzieje rodziny Krajewskich nie ograniczają się jednak tylko do losów czterech braci i ich najbliższych. Historia ta jest bogatsza i sięga dalej w przeszłość. Również trzej synowie Piotra Krajewskiego, brata Władysława Krajewskiego – Karol Marian Krajewski pseud. Drągal, Wacław Albin Krajewski pseud. Wrzos i Stanisław Krajewski angażowali się podczas II wojny światowej walkę przeciwko wrogowi.

Z kolei Rafał Krajewski, to członek Rządu Narodowego w czasie powstania styczniowego, który został stracony na stokach Cytadeli Warszawskiej, między innymi wraz z Romualdem Trauguttem. Jemu Krzysztof Krajewski-Siuda poświęcił napisaną przez siebie biografię pt. „Rafał Krajewski 1834–1864”.

Teraz dzieje rodziny można poznawać też na wystawie pt.

Bracia Krajewscy w walce. Pokąd sił nam starczy”

Najpierw można ją było oglądać w Muzeum Armii Krajowej w Krakowie, a teraz będziemy mieli okazję zobaczyć ją w Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie.

Wernisaż wystawy odbędzie się w piątek 2 sierpnia 2024 roku o godz. 17.00.

Zobacz relację z wernisażu wystawy „Bracia Krajewscy w walce. Pokąd sił nam starczy” w Michniowie:

Bracia Krajewscy ze Skarżyska bohaterami wystawy w Michniowie. Zapraszamy do mauzoleum, aby poznać ich historię. Historię jak z „Szeregowca Ryana”

Wystawa będzie czynna dość długo, bo do 10 stycznia 2024, więc będzie dużo czasu, aby ją odwiedzić i poznać losy braci oraz rodziny Krajewskich. Na ProSkarżysko na pewno o niej napiszemy, ale jednocześnie zachęcamy i zapraszamy do Michniowa.

Muzeum Wsi Kieleckiej i rodzina Krajewskich zapraszają dzieci i młodzież do udziału w konkursach:

Sportretuj Morusa lub zaprojektuj ekslibris! Rodzina Krajewskich i Muzeum Wsi Kieleckiej zapraszają do konkursów

bracia krajewscy wystawa
Na wystawę „Bracia Krajewscy w walce. Pokąd sił nam starczy”
zaprasza Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie.
REKLAMA
R-PRO - budowa domów - Świętokrzyskie - Mazowiecke

Dopingujmy naszych! Sportowcy ze Skarżyska i Suchedniowa są na Igrzyskach Olimpijskich Paryż 2024

Wśród sportowców i trenerów na właśnie trwających Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu są też osoby związane ze Skarżyskiem-Kamienną, Suchedniowem i regionem.

Startowali lub występują u nas, byli lub są sportowcami klubów naszego regionu, a teraz występują w najważniejszej imprezie sportowej, czyli igrzyskach olimpijskich. Mowa o zawodnikach, trenerach i członkach kadry wywodzących się ze Skarżyska-Kamiennej, Suchedniowa i okolic.

Oni już wystąpili na igrzyskach

W przeszłości, zarówno tej niedalekiej, jak i odleglejszej, już mieliśmy okazję dopingować naszych sportowców podczas występów na igrzyskach.

Wioleta Frankiewicz biegała w barwach STS Skarżysko, była podopieczną nieżyjącego trenera Krzysztofa Wolińskiego. W Sydney w 2004 roku dotarła do półfinału w biegu na 1500 metrów, a cztery lata później, na igrzyskach Pekin 2008, zajęła siódme miejsce na dystansie 3000 m.

wioletta frankiewicz
Wioletta Frankiewicz wystąpiła w Memoriale Krzysztofa Wolińskiego w 2014 roku i wygrała bieg open wśród kobiet

W naszych klubach (najpierw w Granacie, potem w STS-ie) biegał Rafał Wójcik. Na Igrzyskach Olimpijskich Sydney 2000 dotarł do półfinału w biegu na 3000 m z przeszkodami.

rafał wójcik biegacz
Rafał Wójcik był gościem Memoriału Krzysztofa Wolińskiego w 2013 roku

Inni olimpijczycy, którzy w dawniejszych czasach startowali na igrzyskach olimpijskich, to urodzeni w Skarżysku-Kamiennej:

  • Wanda Wiecha-Wanot – siatkarka, brązowa medalistka igrzysk olimpijskich w Meksyku w 1968
  • Roman Steblecki – hokeista, uczestnik zimowych igrzysk Calgary 1988
  • Jan Jankowicz – gimnastyk sportowy, olimpijczyk z Tokio 1964
  • Irena Milnikiel-Dobrowolska  – polska pływaczka, olimpijka z Helsinek 1952
  • Wojciech Repsz – wioślarz, olimpijczyk z Monachium 1972

Ich sylwetki postaramy się przybliżyć w niedalekiej przyszłości.

W igrzyskach olimpijskich i to dwukrotnie, w Los Angeles w 1984 roku oraz w Seulu w 1988 roku, ale nie jako zawodnik, a sędzia zapasów, wystąpił Ksawery Waliszewski. W Skarżysku zapaśników trenował, a w wielkim świecie ich sędziował.

Przeczytaj o Ksawerym Waliszewskim:

Skarżyszczanie (nie)znani: Ksawery Waliszewski – olimpijczyk ze Skarżyska

Szansę na udział w igrzyskach, w Moskwie w 1980 roku, miał wioślarz Klubu Wioślarskiego Rejów Bogusław Skowerski. Historia z tym związana zasługuje na odrębny tekst, który również wkrótce opublikujemy.

Oni są w Paryżu w 2024

Czas płynie, a my nadal mamy okazję dopingować naszych sportowców w najważniejszej imprezie sportowej globu. W Paryżu jest kilkoro sportowców związanych z naszymi najbliższymi okolicami.

Mateusz Borkowski – olimpijski talent szlifował także w Skarżysku

W Paryżu na 800 metrów pobiegnie Mateusz Borkowski. Nasz reprezentant nie jest bezpośrednio związany ze Skarżyskiem. Urodził się w 1997 roku w Starachowicach, a jego talent eksplodował w Ludowym Klubie Biegacza w pobliskim Rudniku.

O tym, że Mateusz Borkowski jest niezwykle utalentowany, mogliśmy się jednakże przekonać także w Skarżysku. Biegacze LKB Rudnik często przyjeżdżali do Skarżyska i uczestniczyli w Memoriale Krzysztofa Wolińskiego oraz Biegu o Błękitną Wstęgę Kamiennej. Młody Mateusz Borkowski, wtedy podopieczny trenera Sylwestra Dudka, już wtedy pokazywał swój talent, zajmując czołowe pozycje. Obecnie jest zawodnikiem Rudzkiego Klubu Sportowego Łódź.

Mateusz Borkowski na ulicach i na podium w Skarżysku w 2011 roku:

Mateusz Borkowski biegnie ulicą Sienkiewicza w Skarżysku-Kamiennej podczas Memoriału Krzysztofa Wolińskiego 2011; fot. FotoAdamczyk Piotr Adamczyk/TSK24
Mateusz Borkowski na podium Memoriału Krzysztofa Wolińskiego 2011; fot. FotoAdamczyk Piotr Adamczyk/TSK24
Mateusz Borkowski na najwyższym podium Memoriału Krzysztofa Wolińskiego 2011, 2. miejsce – Paweł Świetek, 3. miejsce – Damian Sator, siedzą od lewej: wdowa po Krzysztofie Wolińskim Jolanta Wolińska, biegaczka i olimpijka Wioletta Frankiewicz, biegacz Artur Osman, samorządowiec i organizator imprez sportowych Adolf Walkowiak; fot. FotoAdamczyk Piotr Adamczyk/TSK24

Talent i ciężkie treningi doprowadziły go do kadry Polski. Zdobywał laury w różnych kategoriach wiekowych, by wreszcie wystąpić z orzełkiem na piersi na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio w 2021 roku. Tam dotarł do półfinału.

Na tym samym dystansie Mateusz Borkowski wystąpi też w Paryżu 2024. Rozpocznie bieganie 7 sierpnia od eliminacji. Finał przewidziany jest na 10 sierpnia i życzymy mu, aby w nim wystąpił z jak najlepszym skutkiem. Trzymamy kciuki!

Jacek Wosiek – biegał w Skarżysku, teraz trenuje olimpijczyków

W Paryżu jest też Jacek Wosiek. On nie pobiegnie, bo występuje tam w roli trenera i już zakończył karierę zawodniczą, ale za to pobiegną jego podopieczne – maratonki Aleksandra Lisowska i Angelika Mach.

Jacek Wosiek to również były biegacz STS Skarżysko i podopieczny trenera Krzysztofa Wolińskiego. Biegał różne dystanse, od krótkich po długie, startował również w dziesięcioboju, zdobywając liczne laury na arenie krajowej.

Jacek Wosiek wspomina „skarżyskie” czasy w wywiadzie na portalu bieganie.pl:

Jacek Wosiek: nasz cel na przyszły rok to rekord Polski w maratonie

Tomasz Moczek – sparingpartner Igi Świątek

W Paryżu jest też pochodzący ze Skarżyska Tomasz Moczek. Od lat, jeszcze zanim Iga Świątek wspięła się na tenisowy szczyt, jest treningowym sparingpartnerem.

O tej współpracy napisaliśmy już u nas:

SKARŻYSZCZANIE (NIE)ZNANI. Tomasz Moczek, sparingpartner Igi Świątek, to z pochodzenia skarżyszczanin

Deni Kožul – ze Słowenii przez Paryż do Suchedniowa

Zasiadając przed telewizorami (a może są tu szczęściarze, którzy oglądają igrzyska bezpośrednio z trybun?), zwróćmy też uwagę na reprezentację Słowenii. W kadrze tenisistów stołowych tego kraju jest Deni Kožul.

Deni Kožul jest też jednocześnie zawodnikiem klubu Global Pharma Orlicz 1924 Suchedniów. Zobaczymy go w Suchedniowie w nadchodzącym sezonie pingpongowej LOTTO Superligi. W suchedniowskiej hali znów będziemy więc mogli oglądać zawodnika ze światowej czołówki. To nie jedyny nowy transfer w klubie, więc najbliższy sezon zapowiada się bardzo ciekawie dla kibiców tenisa stołowego w Suchedniowie i regionie.

Tymczasem trzymajmy kciuki za jego olimpijski występ. Zmagania indywidualne już zakończył, zajmując miejsca 17–32, a ma jeszcze przed sobą występ drużynowy.

Deni Kožul; fot: Global Pharma Orlicz 1924 Suchedniów/Facebook

Wiktoria Pikulik i Daria Pikulik – superkolarki rodem z okolic Skarżyska

W Gadce koło Skarżyska przez kilka początkowych lat życia mieszkały siostry Pikulik – Daria i Wiktoria. Z naszych okolic pochodzi ich mama Dorota Pikulik. Daria urodziła się w Skarżysku, a Wiktoria – w Starachowicach. Związane są jednak od lat z Darłowem. Obie są kolarkami. W Paryżu wystąpią w kolarstwie torowym. Obie wystartują w konkurencji madison, a Daria ponadto w omnium.

Zobacz, jak wypadli nasi sportowcy na Igrzyskach Olimpijskich Paryż 2024:

Skarżyskie medale w Paryżu! Sportowcy i trenerzy związani ze Skarżyskiem byli na igrzyskach olimpijskich

 

ProSkarżysko serdecznie dziękuje Piotrowi Adamczykowi, fotoreporterowi portalu TSK24, za udostępnienie zdjęć Mateusza Borkowskiego z występów w Skarżysku. Zapraszamy na stronę Piotra https://fotoadamczyk.pl/, jeśli potrzebujecie zdjęć wysokiej jakości.

 

REKLAMA
R-PRO - budowa domów - Świętokrzyskie - Mazowiecke

Rzeka Kamienna – bez niej nie byłoby Skarżyska-Kamiennej, więc musiał odbyć się spacer historyczny nad Kamienną

Nasza rzeka – rzeka Kamienna – była bohaterką kolejnego spaceru historycznego z cyklu „Chodźmy w miasto!”. Jak się okazało, można o niej mówić na wiele sposobów i w różnym ujęciu.

Kamienna – rzeka w porównaniu do największych w Polsce relatywnie mała i niepozorna. Dla Skarżyska jednak rzeka ważna z wielu powodów. Jej wody były bardzo przydatne naszym przodkom, a i dziś rzeka nie jest bez znaczenia.

Z tego powodu to właśnie Kamienna była bohaterką kolejnego ze spacerów historycznych z cyklu „Chodźmy w miasto!”, na które zapraszają Fundacja Wczoraj dla Jutra oraz Polskie Towarzystwo Historyczne Oddział Skarżysko-Kamienna. Odbył się on 28 lipca 2024 roku, czyli tradycyjnie w ostatnią niedzielę miesiąca, a wystartował spod II Liceum Ogólnokształcącego, czyli najstarszej szkoły w Skarżysku.

W roli przewodnika spacerów zadebiutował Jan Janiec. To skarżyski samorządowiec, nasz lokalny regionalista, ale też z zawodu geolog. I  to właśnie geologia naszych ziem, ze szczególnym uwzględnieniem doliny Kamiennej, była jednym z wątków spaceru, który nosił tytuł „Kamienna historycznie, geologicznie i nostalgicznie”.

Jan Janiec (pierwszy z lewej)

Kamienna ciekawa geologicznie, a nad nią rudy żelaza oraz… węgiel

Jan Janiec wyjaśniał, jak kształtowała się dolina Kamiennej. Dzisiejsza Kamienna jest rzeką niewielką, ale jej dolina jest pokaźnych rozmiarów. Stało się tak, ponieważ w dawnych czasach niosła ze sobą znacznie więcej wody. Stąd też również tak znaczna różnica poziomów w obrębie naszego miasta, która wynosi ponad sto metrów. Najwyższe miejsce to Góra Pogorzelska, a najniższe to właśnie dolina Kamiennej w okolicach Szczepanowa i Posadaja.

Dziś Kamienna też jednak potrafi znacznie zwiększyć swój poziom. Dzieje się tak wskutek anomalii pogodowych i wtedy Kamienna potrafi być groźna. Regulacja rzeki, której dokonano w latach 70. ubiegłego wieku na pewno zapobiegła wielu powodziom, ale wały rzeczne nie zawsze potrafiły wodę zatrzymać w ryzach, czyli w korycie, co widać choćby na poniższym zdjęciu.

Wysoki stan Kamiennej – wrzesień 2010 r.

Z geologicznego punktu widzenia ważne jest też to, że dolina Kamiennej obfituje w bogactwa naturalne, na czele z rudami żelaza. To właśnie one wraz z rzeką sprowadziły na nasze ziemie osadników. Dziś złoża te nie są już eksploatowane, ale zostało po nich wiele śladów w postaci wyrobisk. Jako ciekawostkę Jan Janiec podał, że pomiędzy złożami można natrafić na złoża węgla. Tak działo się choćby przy okazji budowy domów.

Kamienna interesująca historycznie

Obecność ludzi nad Kamienną już od prehistorycznych czasów (o tym więcej na jednym z kolejnych spacerów, który będzie dotyczył Rydna) jest faktem. My dziś kontynuujemy to „osadnictwo”, mieszkając w grodzie nad Kamienną.

Jak ważna to rzeka dla Skarżyska-Kamiennej niech świadczyć choćby obecność nazwy rzeki w nazwie miasta oraz osiedli Dolna Kamienna i Górna Kamienna. Osada, która dała początki naszemu miastu, też nosiła nazwę Kamienna, a przez kilka lat po nadaniu praw miejskich, taką nazwę nosiło też nasze miasto.

17 kwietnia 1928 – Kamienna staje się Skarżyskiem-Kamienną

Kamienna dawała wodę, a dawniej robiono z niej większy użytek niż obecnie. Była źródłem wody pitnej i użytkowej, dawała energię, napędzając koła młyńskie i kuźnicze.

Kamienna niosła korzyści, ale zdarzało się, że niosła też zniszczenie. Na spacerze była też mowa o powodziach, jakie kilkukrotnie pustoszyły nasze okolice. Zdecydowano się więc ją uregulować, budując wały, a tym samym zmieniono ślad, jakim rzeka płynęła. Jan Janiec wskazywał, gdzie kiedyś znajdowało się koryto i jak wyglądały nabrzeża Kamiennej.

Kamienna nostalgicznie, bo atrakcyjna rekreacyjnie

Przed laty Kamienna przeciągała też ludzi z innych powodów. Gdy nie mieliśmy jeszcze tylu zalewów w mieście i okolic, to właśnie rzeka był miejscem do rekreacji. Betony, zarówno stare, jak i nowe, Wyrwa, a także Stara – to określenie kąpielisk, które przyciągały skarżyszczan spragnionych kąpieli, opalania i… innych uciech towarzyszących takiemu wypoczynkowi.

Spacerowicze odwiedzili więc Betony, zwane „nowymi” lub „drugimi”. Tutaj powróciły wspomnienia. Jak ważne to miejsce, niech świadczy choćby to, że zostało ono opisane w wierszu „Kamienna” autorstwa Magdaleny Wiśniewskiej-Ciaś. Można się z nim zapoznać poniżej.

Wino na betonach. Kultowa skarżyska miejscówka opisana w wierszu przez Magdalenę Wiśniewską-Ciaś

Zresztą, Kamienną z podziwem opiewało wielu naszych literatów, zarówno dawniejszych, jak i współczesnych. Nie bez powodu Kamienna była bohaterką spotkania literackiego „Kamienną płyną słowa”, które odbyło się w ramach Dni Skarżyska 2024.

Tutaj można „przesłuchać” to wydarzenie:

Bardzo ważne i cenne podczas spacerów są też informacje i wspomnienia od uczestników. Wiele osób wsparło więc Jana Jańca w opowiadaniu o Kamiennej. Był wśród nich między innymi Paweł Rzuchowski, miłośnik dziejów Skarżyska i okolic, uczestnikom spaceru znany z tego, że był jednym z przewodników jednej ze wcześniejszych edycji spaceru, o zimnowojennych schronach Skarżyska.

Spacer w znacznej części przeszedł po wałach Kamiennej. Byłoby świetnie, gdyby w tym miejscu w przyszłości pojawiło się coś na kształt bulwarów – z chodnikiem, ścieżką rowerową, ławkami, a do tego oświetlony. Byłoby to świetnie uzupełnienie skromnej jak na razie sieci ścieżek rowerowych. Pomysł taki nie jest zresztą nowością. Już w latach powojennych pojawił się pomysł, aby w taki sposób połączyć Dolną Kamienną z osiedlem Zachodnie. Ten temat poruszymy wkrótce.

Kamienna potrafi być kapryśna i tak też potrafi być aura. Choć początkowo pogoda sprzyjała spacerowaniu i chłonięciu wiedzy, to pod koniec spaceru rozpadało się dość mocno i siłą rzeczy spacer musiał ulec skróceniu. Jednakże jeszcze będzie na pewno okazja, aby wrócić do tematu i przytoczyć pominięte wątki.

Już dziś zapraszamy na kolejne spacery. W ostatnią niedzielę sierpnia spacer historyczny zawita na osiedle Bór, gdzie uczestnicy poznają ciekawostki i tajemnice tego osiedla.

Szczegółowy harmonogram spacerów historycznych „Chodźmy w miasto!” znajduje się na tej stronie:

Chodźmy w miasto i odkrywajmy fascynującą historię Skarżyska! Historycy zapraszają miłośników historii na spacery historyczne

Fundacja Wczoraj dla Jutra, wzorem spacerów po Skarżysku, zaprasza też do zwiedzania i poznawania bliższych i dalszych okolic naszego miasta. Wycieczki autokarowe odbywają się pod hasłem „Jedźmy w Polskę!”.

Nasz region jest niezmiernie ciekawy, a wiedza naszych historyków gwarantuje, że zobaczymy miejsca z innej perspektywy i poznamy fakty, jakich jeszcze nikt nie zna.

Harmonogram wycieczek znajduje się pod poniższym linkiem.

Zapraszamy!

Jedźmy w Polskę z Fundacją Wczoraj dla Jutra! Zapraszamy na historyczne wycieczki autokarowe po regionie

 

REKLAMA
R-PRO - budowa domów - Świętokrzyskie - Mazowiecke

Koniec złego, który może być początkiem czegoś dobrego? 29 lipca 1944 roku w Skarżysku rozpoczęto likwidację obozu

Był rok 1944. Największy konflikt zbrojny w dziejach świata powoli dobiegał końca. Wiele się wtedy działo. Nad Monte Cassino zawisła polska flaga, alianci wylądowali w Normandii, wybuchło powstanie warszawskie. Dzisiaj znów mamy rok z czwórką na końcu, a to oznacza cykl okrągłych rocznic.

W tamtych „ciekawych czasach”, osiemdziesiąt lat temu, każdego dnia coś się działo. Ktoś zwyciężał, ktoś przegrywał, ktoś ginął w walce, a ktoś był mordowany. Na przykład w Skarżysku-Kamiennej 29 lutego i 6 lipca zamordowano 75 osób nieopodal „dużego” kościoła. A dzisiaj jest 29 lipca. Czy coś się wtedy działo?

Skarżyska fabryka amunicji, zarządzana przez firmę HASAG, w obawie przed sowietami zaczęła pakować swoje manatki, żeby przenieść produkcję gdzieś dalej od frontu. Trzeba było zabrać nie tylko maszyny, ale też „dobytek” żywy, czyli kilka tysięcy żydowskich niewolników.

I właśnie osiemdziesiąt lat temu odbył się główny apel i selekcja, poprzedzające ewakuację. Nienadających się do pracy rozstrzelano, a przez kolejne dni bydlęce wagony kolejowe, szczelnie wypełnione ludźmi, odchodziły w kierunku zachodnim. Do Częstochowy, Lipska, Buchenwaldu. Historia HASAG-u w Skarżysku się skończyła.

To nie była przyjemna podróż. Żeby zbytnio się nie rozpisywać, posłużę się cytatem:

W wagonie odbywały się dantejskie sceny. W niektórych kobietach, zmęczonych kilkunastogodzinnym staniem, upałem, głodem, nie było już nic ludzkiego. Rzucały się na swoje towarzyszki, gryzły, biły, by zdobyć kawałek miejsca do siedzenia. Wszy pożerały żywcem…

Niemiło… Środek lata, upał, setka osób w wagonie i możliwość kupienia kubka wody za 500 złotych u SS mana. W ogóle HASAG nie był zbyt miłym miejscem. Głód, bród, chłód, harówka ponad siły, toksyczne chemikalia, bicie, gwałty, egzekucje, skrzynie na trupy i prowizoryczne krematoria ukryte w lesie.

I to „ludzie ludziom zgotowali ten los”…

Można by dużo napisać o potwornościach, które się tu działy. Ale czy my wszyscy, nasze społeczeństwo, nie mamy już dość rozgrzebywania tych spraw? Rozdrapywania ran? Grzebania się w śmierci?

Gdy człowiek umiera, następuje okres żałoby. O zmarłym mówi się zawsze z szacunkiem, starając się wspominać te dobre rzeczy. To okres wzmożonej powagi. W końcu żałoba się kończy i można wrócić do normalności. Nie znaczy to jednak, że zanika pamięć. Im czyjaś śmierć coraz bardziej niknie w przeszłości, tym więcej swobody w sposobie pamiętania. Niektóre jednostki nikną w mrokach dziejów, inne, te wybitniejsze, zapamiętane zostaną na zawsze.

Podobnie jest ze społecznościami czy wydarzeniami historycznymi. Niektóre odchodzą w niepamięć, innych nie da się zapomnieć. Holokaust bez cienia wątpliwości pozostanie w świadomości ludzi na zawsze. Ludzie będą go wspominać za setki, tysiące lat. Tak jak dzisiaj ludzie wciąż opowiadają sobie o wojnie trojańskiej.

W przypadku śmierci pojedynczego człowieka przyjmuje się, że żałoba trwa rok. A jak to jest w przypadku zagłady narodu?

Zaraz po wojnie świat, zdaje się, wyparł Zagładę Żydów. Temat powrócił wraz z głośnym procesem Adolfa Eichmanna w 1961 roku w Jerozolimie. Rozpoczął się okres żałoby właściwej, a jednym z głównych podmiotów nadających ton tej żałobie stał się instytut Yad Vashem w Izraelu.

No ale właśnie… żałoba. Czy po osiemdziesięciu latach można myśleć o jej zakończeniu? My, w Skarżysku, w ogóle ten okres przespaliśmy. Zresztą jak większość Polski powiatowej. Ale pytanie wciąż jest ważne. Bo choć na poziomie lokalnym temat ten potraktowano po macoszemu, to w skali poszczególnych krajów i całego świata o Holokauście mówiło się dużo i uczyniono wiele dla uczczenia ofiar i sprawy pamięci. Czy można więc dziś przejść od tego stanu podwyższonej powagi do – nazwijmy to – normalności? Bo przecież nikt nie chce żyć na cmentarzu – miejscu napiętnowanym ludobójstwem. Co więc zrobić?

Można temat zamieść pod dywan i funkcjonować jak gdyby nigdy nic. Niestety – to niewykonalne. Świat nie zapomni. Ludzie nie zapomną, bo to fizycznie niemożliwe, tak jak niemożliwe jest zapomnieć o wojnie trojańskiej. Zresztą, to nie byłoby zbyt mądre, bo ta historia to skarb. Nie ma na świecie nic bardziej cennego niż dobra opowieść. Ile ton złota byłoby trzeba, żeby przelicytować wartość np. przejścia Izraelitów przez Morze Czerwone, opór trzystu Spartan pod Termopilami czy historię życia i śmierci Jezusa z Nazaretu? Nie ma takiej możliwości.

My – skarżyszczanie – mamy dobrą opowieść. Przerażającą, ale dobrą. Skoro więc opowieść jest więcej warta niż złoto, a złota nikt by nie wyrzucił, dlaczego wyrzucać opowieść?

W przypadku Holokaustu można przyjąć, że ten okres podwyższonej powagi potrzebny jest tak długo, jak długo żyją ludzie pamiętający ten koszmar. Oni niosą świadectwo – prawdę o tym, jak było. Ich głos jest i musi być najważniejszy. Ale my, żyjący osiemdziesiąt lat później, mamy inną prawdę, inną opowieść mówiącą o tym, co ta historia znaczy dla nas dzisiaj. Wraz z coraz szybszym odchodzeniem świadków, coraz większe znaczenie będzie miała nasza prawda, nasz sposób opowiadania, nasz sposób narracji.

W tamtych ponurych czasach Żydzi nie mieli swojego państwa, nie mieli tego czynnika mogącego reprezentować cały naród. Dzisiaj istnieje Państwo Izrael i to ono przez długi czas wiodło prym w sprawie pamięci. Instytut Yad Vashem cieszył się niezaprzeczalnym autorytetem. Tytuł „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata” stanowił wielki honor.

Jednak Izrael od samego początku swojego istnienia osadzony jest w konflikcie z arabskimi sąsiadami. Zawsze prowadził swą politykę względem Palestyny twardą ręką, wyznając filozofię: „Jeśli chcecie wojny, będziecie ją mieć”. Wiele razy naginał do granic twardość tej polityki, jednak zawsze udawało mu się w porę odpuścić. Obecna, brutalna, bezwzględna, nie licząca się z niczym i nikim operacja wojskowa w Gazie okazała się przekroczeniem granicy. Bariera została złamana. Samo postawienie pytania o to, czy działania państwa żydowskiego są jedynie regularną, standardową masakrą, czy można już nazwać je ludobójstwem, pokazuje, jak mocno upadł wizerunek Izraela.

Wielu ludzi zadaje sobie pytanie: „Dlaczego mamy pamiętać o Holokauście, skoro dzisiaj Żydzi zabijają Palestyńczyków”? Gniew będący podstawą tego pytania jest słuszny. Jego treść już nie. Bo nas, w tym kontekście, nie obchodzą Żydzi izraelscy, terroryzujący Gazańczyków dzisiaj, tylko Żydzi polscy – nasi, znad Wisły, znad Kamiennej, mordowani w niemieckich komorach gazowych osiemdziesiąt lat temu. A to jest różnica.

Ale wracając do sedna. Okres żałoby się kończy. To nasze pokolenia – te kreujące rzeczywistość dzisiaj, zaczną przodować w przeżywaniu historii Holokaustu. Mało tego, dopóki na czele państwa żydowskiego nie stanie osoba pokroju Icchaka Rabina, gotowa autentycznie realizować proces pokojowy, Izrael traci moralne prawo do nadawania tonu tej narracji. Kto więc powinien snuć tę opowieść, gdy już zabraknie świadków wśród nas?

Holokaust to rozdział historii Polski. My jesteśmy strażnikami miejsc pamięci. Mamy święte prawo pielęgnować tę pamięć i snuć własną opowieść. Na polskim tle Skarżysko bardzo się wyróżnia. Zagłada w Skarżysku, oprócz antysemickiego podłoża, miała też inne oblicza. Chciwość prywatnej firmy, zezwierzęcenie ludzi, którym dano choć odrobinę władzy. Zła dopuszczali się Niemcy, ukraińscy strażnicy, polscy nadzorcy, żydowscy komendanci obozów i policjanci. Tutaj, jak nigdzie indziej, widać, że to ludzie ludziom zgotowali ten los.

Mogiły, wspomnienia, miejsca pamięci są ważne. Ale to jest wciąż patrzenie w przeszłość. Ich celem jest zabezpieczanie współczesnych przed tym, aby ludziom znów nie przyszło do głowy gotowanie piekła innym ludziom. Ale czy w tak szybko zmieniającym się, współczesnym, świecie to jednak nie za mało? A gdyby tak pójść dalej? Wykorzystać pamięć o ofiarach do działania na plus?

My – ludzie, każdy z nas gotuje jakiś los innym ludziom. Dlaczego nie zastanowić się, zadziałać, postarać się, aby ten gotowany przez nas los innych był dobry i piękny. Ta transformacja serc i umysłów byłaby najlepszym pomnikiem dla ofiar. Jeśli staniemy się lepszymi ludźmi ze względu na ich pamięć, to ich śmierć zyska ponadczasowy, wielowymiarowy sens. Tak jak można na przestrzeni ograniczonej drutem kolczastym stworzyć piekło, da się również stworzyć – w mikroskali – namiastkę raju. Przetransformować piekło. Przecież tam, gdzie płonął las, życie odradza się ze zdwojoną siłą.

„Perspektywa HASAG-u” – obraz autorstwa Krzysztofa Gibaszewskiego

Przed HASAG-iem nie uciekniemy. Świat będzie badać ten temat, przetwarzać go i czerpać z niego korzyść. Dlaczego więc sami nie mielibyśmy tworzyć własnego sposobu opowiadania i przeżywania tej historii? Napisać własną opowieść, już nie o tym, jak to ludzie stworzyli piekło innym ludziom osiemdziesiąt lat temu, ale jak my dzisiaj tworzymy niebo? Nie tylko pamiętać o Holokauście, ale świadomie kreować współczesność?

W naszej, zdominowanej przez technologię, cywilizacji świat tak bardzo potrzebuje nowych idei. A Holokaust jest potężnym źródłem, z którego może wypłynąć renesans prawdziwie ludzkiej, humanistycznej myśli.

Skarżysko ma do tego potencjał. Potrzebna jest tylko świadomość i dobra wola. I słowo… Ono zawsze wszystko zaczyna i stanowi kamień węgielny pod każde działanie. Rewersem śmierci jest życie. My – nie posiadający emocjonalnych ran związanych z wojną – możemy pamiętać o Holokauście, jednocześnie wybijając rytm radosnego życia. Warto o tym pamiętać.

Krzysztof Gibaszewski

Przeczytaj również:

Krzysztof Gibaszewski ponownie pisze o HASAG-u, obozie pracy w Skarżysku. Tym razem w szerszej perspektywie

HASAG – obóz pracy przymusowej utworzony przez Niemców w czasie II wojny światowej na terenie ówczesnje Państwowej Fabryki amunicji, czyli obecnego Mesko. Istniał od sierpnia 1942 do przełomu sierpnia i września 1944 roku. Początkowo pracowali w nim ludzie narodowości polskiej, głównie przedwojenni robotnicy PFA. Z czasem, celem uzupełnienia braków kadrowych, w obozie zaczęto zatrudniać ludność żydowską pochodzącą z różnych części Polski. Obóz był podzielony na trzy podobozy – Werk A, Werk B i Werk C. Warunki pobytu i pracy ws obozie sprawiły, że HASAG stał się miejscem zagłady. Całkowitej liczby ofiar nie ustalono. Szacuje się, że w obozie mogło zginąć nawet 35 tysięcy osób.

Krzysztof Gibaszewski urodził się w Skarżysku-Kamiennej w 1986 roku. Ukończył Katedrę Judaistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zadebiutował książką „HASAG. Historia obozu pracy przymusowej w Skarżysku-Kamiennej”. Temat obozu kontynuował, już w ujęciu bardziej filozoficzny,, w książce „Perspektywa HASAG-u”. W innych swoich publikacjach również podejmuje kwestie filozoficznych rozważań nad naturą ludzką oraz jej duchowymi aspektami. Poza pisaniem również maluje, a inspiracje do tego czerpie z różnych źródeł, w których znaczną rolę odgrywają mitologia starożytna oraz chrześcijaństwo.

Publikacje Krzysztofa Gibaszewskiego:

  • HASAG. Historia obozu pracy przymusowej w Skarżysku-Kamiennej
  • W poszukiwaniu tego czegoś
  • Różności
  • Takaselandia
  • Usłysz wołanie
  • Mój piękny balkon. Autobiografia duszy
  • Perspektywa HASAGU
  • Ryszard Rosiński „Surrealizm” – teksty do albumu
REKLAMA
R-PRO - budowa domów - Świętokrzyskie - Mazowiecke

Rozmowa i dialog z mieszkańcami jako fundament w zarządzaniu nieruchomościami. Tak działamy w Klimek Nieruchomości

fot: Pixabay

Nasza firma Klimek Nieruchomości istnieje na lokalnym rynku już od 35 lat. Od 24 lat skupiamy się w naszej działalności na zarządzaniu nieruchomościami w Skarżysku i okolicach. Czas ten pozwolił nam na zdobycie nieocenionego doświadczenia we współpracy z mieszkańcami. Okazuje się, że obok wiedzy fachowej najważniejszym elementem do skutecznego zarządzania nieruchomościami jest nic innego jak chęć do otwartej rozmowy opartej na wzajemnym zrozumieniu.

Fundament skutecznego zarządzania

Komunikacja jest fundamentem skutecznego zarządzania nieruchomościami. Bez niej, nawet najlepsze plany i najszczersze chęci polepszenia jakości życia mieszkańców, mogą spotkać się z niezrozumieniem. Może to pogrzebać jakiekolwiek zmiany, plany remontowe, działania zmierzające do obniżenia rachunków za wodę, centralne ogrzewanie. Brak informacji lub niejasne przekazywanie ich może prowadzić do braku zaufania, co w skrajnych przypadkach może się skończyć w sądzie.

Z naszych doświadczeń wynika, że większość problemów w zarządzaniu nieruchomościami wynika nie z zaniedbań technicznych, ale właśnie z niewłaściwej komunikacji. Potwierdzają to spostrzeżenia naszego Prezesa Macieja Klimka, który od roku jest biegłym sądowym i orzeka w rozprawach sądowych między zarządcami nieruchomości a mieszkańcami.

Jak to robimy u nas w Klimek Nieruchomości?

Dla efektywnego zarządzania nieruchomościami niezbędne jest regularne informowanie mieszkańców o bieżących sprawach oraz planowanych działaniach. Istotne jest, aby informacje te były przekazywane w jasny i zrozumiały sposób. Zarządca powinien być dostępny i otwarty na pytania oraz wątpliwości mieszkańców. W Klimek Nieruchomości stosujemy różnorodne kanały komunikacji, takie jak:

  • Regularne zebrania – spotkania z mieszkańcami, na których omawiamy bieżące sprawy oraz plany na przyszłość. Spotkania te mają dużą częstotliwość, szczególnie przy remontach. Na początkowym etapie remontu spotkania te odbywają się nawet co tydzień.
  • Kwartalnik „Wspólnota” – wydajemy regularnie publikację informującą o naszej działalności i trendach w zarządzaniu z elementami zrównoważonego rozwoju – poczytaj „Wspólnotę”: https://www.klimek-nieruchomosci.pl/index.php/przewodnik-interesanta/kwartalnik-wspolnota.html
  • Profil na Facebooku – aby móc dotrzeć do szerszego grona odbiorców, jesteśmy w mediach społecznościowych. Piszemy o remontach, możliwościach otrzymania dofinansowań, działaniach społecznych mieszkańców z naszych zasobów. Informujemy, inspirujemy i edukujemy – zobacz nasz profil: https://www.facebook.com/klimekzarzadzca
  • Aplikacja mobilna e-kartoteka – dzięki temu nowoczesnemu rozwiązaniu mieszkańcy mogą w szybki i wygodny sposób dotrzeć do informacji o swoich rozliczeniach i naliczeniach. W najbliższych miesiącach narzędzie te będzie dalej przez nas rozwijane, aby każdy właściciel lokalu miał dostęp do poszczególnych faktur Wspólnoty Mieszkaniowej, mógł sprawdzić uchwały i protokoły z zebrań – zobacz naszą e-kartotekę: hhttps://www.e-kartoteka.pl/
  • Strona internetowa – tu mieszkańcy znajdą najważniejsze telefony, adresy, wnioski o przyznaniu dodatku mieszkaniowego itp. – zobacz naszą stronę internetową: https://www.klimek-nieruchomosci.pl/
  • Spotkanie „Przy herbacie i cieście o Wspólnotach Mieszkaniowych” – cykliczne spotkania, podczas których podejmujemy trudne tematy i rozmawiamy o nich na stopie partnerskiej z mieszkańcami – zobacz relację z jednego z takich spotkań:https://proskarzysko.pl/klimek-nieruchomosci-spotkanie-czerwiec-2024/

Strategie komunikacyjne

Wdrażanie skutecznych strategii komunikacyjnych jest kluczowe dla uniknięcia problemów. Regularne informowanie mieszkańców, transparentność działań oraz otwartość na dialog to podstawy, na których opiera się nasze zarządzanie. Warto również wspomnieć o znaczeniu dokumentacji – jasne i czytelne dokumenty oraz procedury pomagają uniknąć nieporozumień. Przykładowo, w przypadku rozliczeń mediów czy planowanych remontów, dokładne wyjaśnienie procedur oraz obowiązków zarówno zarządców, jak i mieszkańców, zapobiega wielu potencjalnym konfliktom. Każdy właściciel mieszkania, po wcześniejszym ustaleniu terminu, ma możliwość przyjść do naszego biura i zapoznać się z wydatkami swojej wspólnoty. W najbliższych miesiącach taka możliwość będzie również dostępna z domowego zacisza dzięki rozbudowie aplikacji e-kartoteka.

Korzyści z transparentnej komunikacji

Inwestycja w transparentną komunikację przynosi znaczące korzyści. Przede wszystkim zmniejsza ryzyko konfliktów i buduje zaufanie wśród mieszkańców. Dobrze poinformowana społeczność jest fundamentem zdrowo zarządzanej nieruchomości. Z naszego doświadczenia wynika, że otwarty dialog sprzyja lepszemu zrozumieniu potrzeb i oczekiwań mieszkańców, co przekłada się na większą satysfakcję z naszych usług.

Czy to wszystko ma sens?

TAK! Komunikacja jest nieodzownym elementem skutecznego zarządzania nieruchomościami. W Klimek Nieruchomości przykładamy ogromną wagę do regularnego informowania mieszkańców oraz transparentnego przekazywania informacji. Dzięki temu budujemy zaufanie i unikamy wielu problemów, które mogłyby wyniknąć z braku jasności czy zrozumienia. Wierzymy, że dobrze poinformowana społeczność jest fundamentem zdrowo zarządzanej nieruchomości, a otwarty dialog to klucz do sukcesu.

Zapraszamy do współpracy i wspólnego dążenia do jak najlepszej komunikacji w zarządzaniu nieruchomościami!

REKLAMA
R-PRO - budowa domów - Świętokrzyskie - Mazowiecke

W Vendo Parku w Skarżysku są cztery nowe sklepy. Będzie coś jeszcze!

Klienci Vendo Parku w Skarżysku-Kamiennej mogą od dziś kupować w czterech nowych sklepach: CCC, Sinsay, Orange i RTV Euro AGD. W dniu otwarcia na klientów czekały promocje i różne atrakcje.

Główna część parku handlowego Vendo Parku w Skarżysku-Kamiennej została otwarta w sierpniu 2022 roku. Już wtedy zapowiadano, że obiekt zostanie rozbudowany i będzie więcej sklepów.

Nowe sklepy w Vendo Park Skarżysko

Tak stało się 25 lipca 2024 roku i klienci mogą robić zakupy w czterech kolejnych sklepach.

Nowe sklepy w Vendo Park Skarżysko-Kamienna to:

  • CCC – jedyny sklep w Skarżysku, sklepy w centrach handlowych Hermes i Talgo zostały zamknięte
  • Sinsay – drugi sklep w Skarżysku, sklep w Hermesie zostaje
  • Orange – do Vendo Parku został przeniesiony salon z ul. Krasińskiego, nadal będzie działał salon przy ul. Sokolej
  • Euro RTV AGD – to pierwszy sklep w Skarżysku

Nowa część Vendo Parku to osobny budynek o powierzchni 2000 m2. Łącznie cały park ma powierzchnię 10 000 m2. Wykonawcą zarówno pierwszej jak i nowej części skarżyskiego centrum handlowego jest firma Daldehog.

Drugie otwarcie Vendo Parku w Skarżysku

W dniu otwarcia zarówno inwestor parku handlowego, czyli firma Trei Real Estate Poland, jak i poszczególne sklepy, przygotowali rozmaite promocje i atrakcje. Również kilka z już obecnych tam sklepów zaproponowało coś ekstra.

Inwestor przygotował dla klientów park rozrywki, gdzie czekały konkursy, w tym koło fortuny, animacje, a na tych, którzy zrobili zakupy na określoną kwotę, czekał poczęstunek.

Poszczególne sklepy również, poza promocjami i innymi ofertami, czekały z innymi atrakcjami. Tam klienci dostawali między innymi napoje i lody.

Od teraz w Vendo Parku w Skarżysku-Kamiennej jest już 18 sklepów. Są to:

  • Biedronka
  • Rossmann
  • KiK
  • Dealz
  • Villaro
  • Media Expert
  • Action
  • Martes Sport
  • Pepco
  • Deichmann
  • Kakadu ZOO
  • Zychowicz
  • Smyk
  • Tedi
  • RTV Euro AGD
  • Sinsay
  • Orange
  • CCC

Wraz z budową Vendo Parku wybudowano też nową ulicę z rondem. To ulica Handlowa:

Handlowa – nowa ulica w Skarżysku. Jest na osiedlu Milica

Będzie też toaleta!

Wielu klientów Vendo Parku przy okazji naszych publikacji zwracało uwagę na potrzebę otworzenia w obiekcie toalety. Zapytaliśmy o to biuro prasowe Trei Real Estate Poland. Jak obiecuje inwestor, taki miejsce zostanie wkrótce otwarte w sąsiedztwie sklepu Tedi. Klucz do toalety będzie dostępny w sklepach Vendo Parku. Będzie ona przystosowana dla osób niepełnosprawnych.

Będzie restauracja fast food?

Od samego początku działalności  Vendo Parku w Skarżysku, w planach było postawienie na terenie centrum handlowego restauracji typu fast food. Pojawiała się ona również na pierwszych wizualizacjach obiektu. Jak za pośrednictwem biura prasowego mówi Jacek Wesołowski, Dyrektor Zarządzający Trei Real Estate Poland, trwają rozmowy w tej sprawie, ale na razie nie można określić, jaka to będzie firma.

Vendo Park w Skarżysku-Kamiennej jest jednym z 38 Vendo Parków w Polsce, a w tym roku Trei Real Estate Poland planuje wybudowanie przynajmniej czterech kolejnych.

 

REKLAMA
R-PRO - budowa domów - Świętokrzyskie - Mazowiecke

Kacper Błaszczyk, utalentowany piłkarz, wychowanek Granatu Skarżysko, nie żyje. Zginął w tragicznym wypadku

kacper blaszczyk
Kacper Błaszczyk

Kacper Błaszczyk zginął w wypadku samochodowym pod Wrocławiem. Był wychowankiem Granatu Skarżysko-Kamienna. Razem z nim w wyniku wypadku śmierć poniosły dwie inne osoby.

Kacper Błaszczyk jest jedną z trzech ofiar wypadku samochodowego, jaki miał miejsce późnym wieczorem 23 lipca 2024 roku na obwodnicy Wrocławia. W ciężkim stanie trafił do szpitala, gdzie zmarł 24 lipca 2024 roku. Skarżyszczanin przeżył 23 lata. Niedawno, 8 czerwca, obchodził urodziny.

Kacper Błaszczyk był wychowankiem Granatu Skarżysko. Tutaj rozpoczął piłkarską karierę, ale jeszcze w wieku juniorskim przeniósł się do Juventy Starachowice, a potem został piłkarzem Staru Starachowice. Następnie  grał jeszcze w Neptunie Końskie, a ostatnio w klubie Orzeł Prusice.

W aucie jechał razem z trenerem tego klubu Łukaszem Kuczerem, który również zmarł po przewiezieniu do szpitala. Według wstępnych ustaleń to właśnie ich auto, marki Mercedes, zjechało ze swojego pasa i czołowo zderzyło się z innym Mercedesem. Kierowca drugiego auta, przedsiębiorca z Wrocławia, zmarł na miejscu.

O śmierci Kacpra Błaszczyka napisał na Facebooku Star Starachowice:

Pogrzeb Kacpra Błaszczyka odbędzie się w sobotę 3 sierpnia 2024 roku o godz. 12.00 w Sanktuarium Matki Bożej Ostrobramskiej w Skarżysku-Kamiennej. Urna z prochami zmarłego zostanie złożona do grobu na cmentarzu na osiedlu Zachodnie w Skarżysku.

RIP

REKLAMA
R-PRO - budowa domów - Świętokrzyskie - Mazowiecke

POSTAWISZ PRO KAWĘ?

Podoba Ci się to, co robimy na ProSkarżysko? Więc może postawisz nam kawę? Dziękujemy! :)

Postaw mi kawę na buycoffee.to

NAJNOWSZE

Pogoda i smog - Skarżysko-Kamienna

NAJPOPULARNIEJSZE