Lena Stępień – Declan Somers – dobroczynność to moje drugie imię
Moim rozmówcą jest Declan Somers, członek fundacji Seibo Japan NGO oraz fundacji Warm Hearts Coffee Club. Mieszkając w małym mieście, jakim jest Skarżysko, zdalnie pracuje w ogromnym Tokio. Jest także nauczycielem języka japońskiego w Szkole Języków Obcych Perfekt w Skarżysku-Kamiennej. Dzisiaj porozmawiamy o pracy w fundacjach i o tym, jak ich działalność wpływa na świat.
Declan, opowiedz nam proszę, co robi Seibo.
Celem Seibo jest nakarmienie każdego głodnego dziecka gorącym posiłkiem, podczas jego pobytu w szkole. Nasza siedziba znajduje się w Tokio, to tam zbieramy fundusze. Seibo to mała organizacja, dlatego skupiliśmy się na jednym z najbiedniejszych krajów na świecie – Malawi. Karmimy tam codziennie około 17000 dzieci.
Co skłoniło cię do dołączenia do Seibo?
Tak naprawdę to nie dołączyłem do Seibo, ponieważ byłem w nim od samego początku. W 2015 byłem wolontariuszem w Malawi, pracowałem w przedsiębiorstwie społecznym, które pomagało lokalnej ludności. Wtedy Malawi nawiedziła wielka powódź. Wielu ludzi zginęło, osierocając dzieci. Poczuliśmy wtedy, że musimy coś zrobić. Zdecydowaliśmy się na coś nowego, zareagowaliśmy na powódź, zakładając fundację dobroczynną. W Malawi ludzie nie mają pieniędzy na wpłaty i działalność charytatywną, więc pieniądze zbieramy w Tokio.
Żadna firma czy organizacja nie osiąga sukcesu w pierwszym dniu pracy. Po drodze musiały pojawiać się jakieś trudności, ale jakie?
Cała idea dobroczynności w Japonii nie jest zbyt popularna. Japończycy są bardzo życzliwi, tak jak wszyscy na świecie, ale wpłaty i charytatywność nie leżą w ich naturze. Dlatego trudno jest namówić ich do wpłacenia pieniędzy dla odległego kraju w Afryce, kiedy fundacja jest reprezentowana przez taką osobę jak ja. Nie jestem Japończykiem, nie wyglądam też jak Afrykańczyk. Japończycy początkowo nie ufali mi. Kiedyś nawet zostałem aresztowany przez japońską policję, bo dokonałem w banku wpłaty na konto fundacji. Nie zrozumieli tego, myśleli, że to pranie pieniędzy. Właśnie dlatego to takie skomplikowane. Największym w wyzwaniem jest zdobycie zaufania ludzi.
Jakie to uczucie, kiedy się wie, że dzięki twojej pracy, dzieci mogą zjeść ciepły posiłek?
Strach.
Strach?
Tak, strach, dlatego, że każdy z nas biorący udział w tym przedsięwzięciu, zdaje sobie sprawę z tego, jak ważne jest to, aby codziennie wszystko nam się udało. Wyobraź sobie dzień, kiedy te głodne dzieci nie otrzymują posiłku… To właśnie jest ten strach.
Jak przebiega współpraca z lokalną ludnością?
Malawi jest nazywane „ciepłym sercem Afryki”. Ludzie tam są wspaniali i bardzo pomocni. Mamy tam około 600 wolontariuszy, którzy codziennie wstają bardzo wcześnie rano, biorą wodę i drewno na opał i gotują śniadanie dla dzieci. Nie mamy żadnych trudności w prowadzeniu programu karmienia dzieci w Malawi, mamy za to problem w zbieraniu funduszy.
Jak zatem wygląda praca w Japonii?
Japończycy lubią pracować. Są najbardziej pracowitym narodem. Od czasu pandemii niektórzy pracują w domach. Jeśli nie rozumiesz ich języka, nie poradzisz sobie, ponieważ oni bardzo słabo mówią po angielsku. Praca z Japończykami jest spokojna i bezproblemowa, dlatego bardzo ją lubię.
Porozmawiajmy teraz o Warm Hearts Coffee Club. To wspaniały pomysł, aby łączyć sprzedaż kawy z pomaganiem głodującym ludziom. Czy możesz opowiedzieć nam więcej o tym, czym Warm Hearts się zajmuje?
Oczywiście. Początkowo mieliśmy trudności z uzyskaniem darowizn, dlatego zaczęliśmy prowadzić kampanię crowdfundingową. Polega to na otrzymywaniu pieniędzy w zamian za dawanie czegoś. I to się sprawdza w Japonii, w której kultura dawania jest daleka od zachodniej. Tutaj możesz prosić o coś dużego, dając coś małego. Poprosiliśmy więc Japończyków o darowizny pieniężne, a oni w zamian otrzymywali kawę. Przekształciliśmy to w swego rodzaju biznes, którego dochody w całości przekazywane są na pomoc w Malawi.
Mamy wspaniałego sponsora, importera kawy z Malawi, który chce pozostać anonimowy. Otrzymujemy od niego kawę całkowicie za darmo. Następnie tę kawę odsprzedajemy na zasadzie subskrypcji kawy non-profit. To znaczy, że ludzie mogą zamawiać kawę przez 3,6,10 miesięcy czy przez rok, a pieniądze pochodzące ze sprzedaży, trafiają w postaci gorących posiłków do Malawi.
Jak to zrobiliście, że kawę macie za darmo?
Kiedy poprosiliśmy szefa japońskiej firmy produkującej i importującej ziarna kawy o pomoc, postanowił zrobić to bezinteresownie. Dzięki niemu mamy kawę do odsprzedaży za darmo. Mówiłem już, że Japończycy są bardzo mili, ale dawanie pieniędzy jest dla nich w pewnym sensie nienaturalne. Zatem nie otrzymujemy pieniędzy, ale kawę, którą później sprzedajemy, a pieniądze z jej sprzedaży pozwalają gotować 17000 gorących posiłków. Nasz sponsor pozostaje anonimowy, nie chce sławy czy uznania, ale to on najbardziej nam pomaga.
Wiemy, że byłeś w Malawi, i że mieszkałeś w Japonii. Jak tam jest?
Oba kraje kocham tak samo. Dla mnie życie w Malawi jest cudowne, ale dla rodowitych mieszkańców już niezbyt. Nie mają tam prądu czy czystej wody. Tydzień temu przez cyklon Freddy zginęło 500 osób, oprócz tego wiele domów i pól uprawnych zostało zniszczonych. Malawi musi stawiać czoła wielu trudnościom, ale ludzie są tak mili, że nie da się w nich nie zakochać. Japonia to kolejna zagadka. To niesamowity kraj z fantastycznymi ludźmi, ale ma swoją całą odrębną kulturę i tradycje. To świetne dla turystów, ale nie dla mieszkańców. Odwiedzam Japonię od ponad 30 lat, a wciąż nie mogę powiedzieć, że znam ją jak własną kieszeń.
Powróćmy na chwilę do tematu dobroczynności. Co trzeba zrobić, żeby pomóc dzieciom?
Dobre pytanie. Mój szef, który ma 88 lat i prowadzi fundację, chce zmienić coś w sercach młodych ludzi. Ale jak to zrobić? Otóż chce on sprawić, żeby wszyscy na świecie zaczęli troszczyć się o biednych. Naszym celem jest odciągnięcie uwagi ludzi od bogatych krajów, a zwrócenie ich oczu w kierunku tych biednych.
Mieszkasz w Skarżysku. W Szkole Języków Obcych i Informatyki Perfekt uczysz japońskiego po angielsku. Co sprawiło, że chciałeś się podjąć tej pracy?
To bardziej hobby niż praca. Kiedy przyjechałem do Skarżyska poczułem się bezużyteczny, bo nie umiem zbyt dobrze mówić po polsku. Jestem Irlandczykiem i znam japoński. Właściciel szkoły Perfekt jest moim znajomym, więc zapytałem, czy mogę uczyć japońskiego. Na początku miałem 12 uczniów, a teraz mam 3. Staram się pozostać w tym małym gronie, ponieważ niedługo razem z rodziną wyjeżdżamy do Japonii.
Teraz czas na ostatnie pytanie. Co byś powiedział osobie, która chce zająć się pracą dobroczynną?
Bądź przygotowany na to, że jest to praca, za którą nie możesz oczekiwać klepania po ramieniu i pochwał. W zasadzie straciłem też kilku przyjaciół przez dobroczynność, ponieważ myśleli, że dołączyłem do jakiejś sekty. Szykuj się na sporo utrudnień. Musisz pracować z ludźmi, którzy myślą podobnie do ciebie. Znajdź jakiś autorytet. Ja znalazłem mojego szefa jako inspirację. Kiedy czułem, że ta praca nie jest tego warta, że to nie ma sensu, on pojawił się na pierwszym spotkaniu zarządu mówiąc: „Co złego może się stać? Staramy się nakarmić dzieci, jeśli nam się nie uda – przynajmniej próbowaliśmy”. Dzięki temu nastawieniu nie tracę chęci i sił.
Dziękuję za inspirującą rozmowę. Życzymy dalszych sukcesów w pracy w fundacji.